Pogoda była dobra. Drzewa, chodnik, droga, liście. Tego wszystkiego nie było. Prawdopodobnie w nim. Było coś, co przerosło jego pojemność odczuwania. Więc ich nie widział, drogi, liści, drzew. Widzi się wtedy tylko ból, którego nie ma jak ugasić. Więc tory. I ten potworny, szaleńczy gest. Kończący życie księdza Piotra.
Dla mediów jest to jatka. Politycznych, społecznościowych. One żyją tragediami ludzi. Zwłaszcza, że się onanizował. „Przy dziecku”. Schwytany w obiektyw kamery, w patrol policyjny, schwytany na obrzydliwości, bezradny. Wrócił do domu, na parafię.
W lipcu 325 roku po narodzeniu Chrystusa, w dzisiejszym Iznik w Turcji, wtedy noszącym nazwę Nicea, odbył się pierwszy sobór chrześcijan. Na tym właśnie soborze uzgodniono wyznanie wiary, recytowane podczas każdej mszy świętej, na tym właśnie soborze przedstawiono postulat celibatu. Zaproszono wtedy jednego z „ojców pustyni” św. Pafnucego. Ponoć powiedział on, ze swego pustelniczego doświadczenia, że celibat to nie jest dobry pomysł, bo… on doświadczał pokus w pustelni, a co dopiero mówić i tych, co żyją wśród ludzi. Celibat wówczas chrześcijanie – odrzucili.
Samo zdarzenie i temat są straszne. Z jednej strony wydaje się, że nie ulega wątpliwości, że sam fakt onanizmu w miejscu publicznym w wykonaniu księdza Piotra miał miejsce. Z drugiej strony miała miejsce hiper agresywna reakcja pewnych pań i podkręcenie sprawy przez media „żądne krwi”. Ta reakcja jest w jakimś sensie zrozumiała. Jest, bo uprzednie upublicznione zachowania niektórych księży były wstrząsające. „W jakimś sensie”, bo oprócz wyczulenia poprzez wiedzę o tragediach dzieci z winy duchownych, mogła też dojść do głosu zwykła pogarda lub nienawiść do księży, a może zwykła zajadłość i gniew, od jakich kipi życie.
Czy coś można albo wolno powiedzieć o samym księdzu? Wydaje się na początek, że popęd seksualny go zjadł na tyle, że się publicznie onanizował. Być może patrząc nawet na dziecko, to nie wynika dokładnie z informacji. Cała doktryna KK jest nacechowana agresją wobec seksu. Seks jest w centrum uwagi KK. To straszny grzech i księża byli – są? – strasznie na niego wyczuleni.
Pociąg do seksu nie jest grzeszny. Jest naturalny. Gdyby nie to dążenie, czasem popychające do czynów szalonych, nierozsądnych, do jakich powoli zaczyna się dzisiaj zaliczać wstąpienie przez faceta w związek małżeński, to ludzie by wyginęli. To siła natury, a nie głos złego. Siła, którą trzeba cywilizować, ujmować w ramy i tak dalej, ale której nie da się unieważnić, nie robiąc lobotomii mężczyźnie. Piętnowanie spraw seksualnych stało się jednak – być może z przyczyn uwarunkowania kleru – sprawą priorytetową.
Po drugie ksiądz Piotr prawdopodobnie był wrażliwy. Cham, grubiani, zbereźnik, olałby całą sprawę, najwyżej wystąpiłby ze stanu kapłańskiego i co? Jest wolność? Ale nie. Pociąg był towarowy. Ciężki i pewnie długi. On nie mógł unieść. Czego? Poczucia winy? Bólu? Wstydu? Tego, co z nim będzie? Co ludzie powiedzą? Bóg?
O dziwo, kościół od zawsze, dużo mocniej piętnował to, co zrobił zrozpaczony ksiądz później, niż przedtem. Samobójców, nie chowano na cmentarzach katolickich. I znów to pytanie – dlaczego? Dlatego, że życie człowieka nie jest jego własnością. Że samobójstwo to zamach na własność Boga, to odrzucenie jego woli, woli byś żył. I to odrzucenie nieodwoływalne.
I tak jakoś zbiegają się w jedno, katolicka praktyka i doktryna, społeczno-medialna zajadłość, zwykły upadek człowieka, który sam w sobie nie był jakiś specjalny ani wielki. I jeszcze ów człowiek, stojący przed żywiołami tego świata, tak głośnymi, tak sugestywnymi, że będąc księdzem, odmówił Bogu prawa do dysponowania jego własnym życiem. I chyba to jest finalne pytanie. Czy my naprawdę wierzymy w Boga?