- 80% mężczyzn jest poniżej progu zainteresowania kobiet.
- Kobiety są hipergamiczne, „uderzają do garstki na szczycie”, reszta męskiej populacji jest dla nich niewidoczna.
- Postawy, odczucia i zachowania kobiet i mężczyzn są pochodną ewolucji i wynikają z mechanizmów „rynkowych”.
- Maleją: liczba interakcji intymnych, liczba związków, liczba dzieci.
- Każdy feminizm zawierał negatywne nastawienia do mężczyzn.
- Warunki „gry” a więc życia się zmieniły, więc zmienić się muszą postawy, w szczególności mężczyzn.
Tyle w skrócie Roman Warszawski, na konferencji, w domyśle – środowiska „Najwyższego czasu” reprezentujący środowsko tzw. Red Pill. Konserwatyści – tu przytaczany przez „Warszawskiego” (to chyba pseudonim) Ziemkiewicz – uważają inaczej. Winą za spadek liczby i trwałości relacji, ergo rodzin, obarczają nieodpowiedzialnych mężczyzn. Takich, dla których liczy się tylko „zaliczanie” kolejnych kobiet. Dla których kobieta nie jest wartością, którzy kobiecie nie chcą pomagać, ani się o nią troszczyć.
Powtórzmy zatem w stosunku do czego zgadzają się obie strony, obie strony uważają, że to źle, że:
- Maleje liczba rodzin.
- Maleje trwałość związków.
- Maleje liczba dzieci.
- Rośnie liczba osób samotnych, nie będących w żadnej bliskiej, intymnej relacji
Red Pill obarcza winą feminizm i kobiety, konserwatyści obarczają winą egoizm mężczyzn. Red Pill mówi, że kobiety nie chcą mężczyzn troskliwych i opiekuńczych tylko z pozycją i atrakcyjnych. Konserwatyści mówią, że kobiety nie mogą budować relacji, bo mężczyźni skaczą „z kwiatka na kwiatek”.
Co do jednego pan „Warszawskiemu” wypada przyznać rację, oto dawniej warunki życia były inne i kobieta p o t r z e b o w a ł a mężczyzny do jako takiego życia. Teraz go nie potrzebuje, bo jest w stanie funkcjonować samodzielnie, bo jeśli odejdzie od faceta, to państwo „obedrze go ze skóry” dla niej (patrz losy nieszczęsnego Kazia). Życie zatem wymuszało posiadanie pary, bo tak – szło żyć, a teraz tego już nie ma. Nie ma zewnętrznego nacisku rzeczywistości na łączenie się w pary i rodziny. Kobiecie bezpieczeństwo fizyczne i ekonomiczne zapewnia instytucja państwa i cały system społeczny. To po co ma wchodzić w związek albo go utrzymywać? Chyba, że dla satysfakcji i przyjemności. Z drugiej strony, ze strony mężczyzn pojawia się dokładnie to samo nastawienie, na satysfakcję i przyjemność. Relacja staje się biznesem, na którym obie strony chcą „zarabiać”, a to w rozumieniu bieżącego i natychmiastowego doświadczania przyjemności i satysfakcji.
Z całą pewnością świat zmienił się głównie w obszarze dotyczącym kobiet. Penalizacji uległo stosowanie przemocy fizycznej w relacji, ale już nie przemocy psychicznej. W kontakcie z systemem prawa i przymusu istnieje nierównowaga traktowania ludzi, na niekorzyść mężczyzn. Kobieca psychika uległa silnej maskulinizacji, ale raczej w kierunku wzrostu dążenia do dominacji i przemocowości w związku oraz zmniejszenia instynktu macierzyńskiego.
Faceci… jedni się wycofują, jest ich coraz więcej. Inni – za podpowiedzią Red Pill – starają się po prostu kobiety „używać”, traktując relacje jak biznes na rynku. Jeszcze inni – też jest taka część – to przemocowe bydlęta mające wszystkich za nic, o dziwo, mający się czasem lepiej do „dobrych chłopców”, na których nie ma chętnych.
Kto w końcu jest winien? Jak to naprawić? Co robić? Rady konserwatystów zmierzają w kierunku powtarzania roli „białego rycerza”, opiekuńczego i spolegliwego, odpowiedzialnego za wszystko mężczyzny, którego głównym zadaniem jest troska o kobietę i rodzinę. Ta postawa, w zetknięciu z rozbuchanym egoizmem części pań, z ich selektywnym i nastawionym na doznania (w tym swojej wartości) oraz tylko „najlepsze i zaspokajające oczekiwania okazje” podejściem, prowadzi w przypadku „dobrego mężczyzny” czasem do katastrofy. Facet jest – staje się – nieatrakcyjny. Bywa z czasem pomiatany, co prowadzi do autdestrukcji.
Rady Red Pill zmierzają do uniknięcia katastrofy „dobrego chłopca”, który nie budzi ani podziwu, ani specjalnego zainteresowania, ani szacunku dużej części pań. Ceń siebie i korzystaj z kobiet ile się da – zdają się radzić faceci z „Red Pill”. Ale to egoistyczne podejście to jak: kradnij, gdy wszyscy kradną! Suma egoizmów miała wg apostołów egoizmu dać wszystkim dobrobyt, dała igrzyska chciwości, w których grupka zgarnia krocie, kosztem całej reszty. To samo się dzieje w relacjach.
Okazuje się, że stare zasady – monogamii i trwałości (owszem z wyjątkami) związków, były korzystne dla ogółu społeczeństwa i dla większości jego członków. Kłamliwa i podszyta nienawiścią propaganda feminizmu, spotkała się z dążeniem do nieograniczonego korzystania z przyjemności ze strony panów i zapanowała rzeczywistość małej grupy facetów nurzających się w kobietach oraz dużej grupy tzw. inceli, czyli mężczyzn w stanie przymusowego celibatu. Duże grupy kobiet orientują się po 35 roku życia, że są w ślepej uliczce donikąd, gdzie ani rodziny, ani dzieci, ani męża, więc dorabiają racjonalizacje uzasadniające te ich błędy jako słuszne i najbardziej moralne wybory, obarczając winą „partnerów”. Mają zresztą tutaj do pomocy cały przemysł tworzący takie uzasadnienia, od przestrzeni religijnej po świecką {LINK}.
Może warto byłoby zmienić rzeczywistość tak, aby sprzyjała jednak monogamicznym rodzinom wychowującym dzieci? Może wycofać państwo z interwencji w życie rodziny? Wycofać premiującą bezrodzinność pomoc i zacząć pracować nad korzystnymi z punktu widzenia relacji i rozwoju ludzi wzorcami postępowania i rolami społecznymi?
Tymczasem trend jest jakby odwrotny, taki sam na całym świecie i we wszystkich strefach kulturowych. Jakby komuś zależało, na rozkładzie społeczeństw i na zmniejszeniu ilości ludzi na świecie, na zniszczeniu trwałych ludzkich relacji. Jakby ktoś z tkaniny, którą jest społeczeństwo chciał uczynić stos nitek albo górę niezwiązanych ze sobą drobin piasku, z którą będzie mógł robić, co zechce, bo stawia mniejszy opór. A może to po prostu konsekwencja jednego i tego samego czynnika – chciwości? By mieć więcej. Kobiet, mężczyzn, przyjemności, doznań, satysfakcji. Ta chciwość, gdy przestaje być ujmowana ramami etyki i moralności, gdy zdobywa dominację całkowitą nad decyzjami ludzi, prowadzi właśnie do stanu jaki obserwujemy. Do stanu w jakim jedni ludzie „pożerają (zasoby?) innych”. Rzecz w tym, że to gra w pożeranie i ostatecznie rzecz biorąc, każdy uczestnik, prędzej czy później, stanie się jej ofiarą.