Jednodniowy post Zbyszka wg Dąbrowskiej 2024 #35: Na progu…

Jednodniowy post Zbyszka wg Dąbrowskiej 2024 #35: Na progu…

Jedną nogą już jestem tam, a tą drugą jeszcze tu w moim poście. Jest szósta trzydzieści i czuję się okej. I składam sobie gratulacje za niefrasobliwość. Za niekonsekwencję. – Wypijmy za błędy – śpiewał Rynkowski. We mnie jest poważna strona, tak która nie znosi niejasności, niewiadomości i temu podobnych. Ale jest też inna strona, może mniejsza, ale ciągle jest – ta, która jest niefrasobliwa, żartobliwa, niepoprawna. Z biegiem czasu i kolejami życia, doceniam tą drugą na równi z tą pierwszą. Są jak dwie nogi człowieka. Ten co skacze na jednej, za daleko nie zaskacze. Tak kic, kic, kic i potem bam, w kałużę jakiegoś nieszczęścia, smutku, porażki, zawodu.

A ja bardzo proszę, wczoraj zdecydowałem zakończyć mój jednodniowy post i zjadłem 10 gramów masła na śniadanie, oprócz standardowej porcji warzyw. Ale smakowało! Chwilę później pomyślałem: – Ale czy na pewno? A gdyby tak? – No ale może zrobisz sobie krzywdę? – odezwał się drugi głos w moim czerepie i za olerę nie wiem, jak to możliwe, że tam są aż dwa głosy? Czy wy też tak macie? Że jest za i przeciw i jakiś spór i może nawet zaczynają się  napierniczać, spierać, mocować?

– Poza tym – prawił ten drugi głos – będziesz wielki. Możesz pobić rekord. Zrób chłopie 45 dni. Co tam 45, pokaż, że stać cię na 50! Zaszczyty, nagrody, kwiaty, małe dzieci z tymi kwiatami, ja je biorę na ręce, tłumy – młodych kobiet – wiwatują. Zbychu macha uradowanym, aparat projekcyjny się tnie, coś miga na ekranie, jasność, widzę tylko jasność swojej głupoty. Takie życie.

W każdym bądź razie, oprócz tego skrawka masła nic więcej nie było. Obiad już tradycyjnie, cukinia z pomidorkami i cebulą. Potem woda i napar z rumianku, czyli standardy. Problemem tej części mojego postu jest to, że się do niego przyzwyczaiłem do tego stopnia, że jest mi z nim wygodnie. Jem to samo w określonych porach. Czuję się normalnie, no może sen się się poszarpał trochę, ale to może mieć inne przyczyny niż post. Więc jak nic nie zrobię, to po prostu poszczę, bo niczego robić nie potrzebuję, bo idę siłą rozpędu. Ale rozum jednak ostrzega, że może za długo. Że brak witaminy… i tu się zaczyna wyliczanie. Ogromnej ilości potrzebnych składników człowiek sobie nie dostarcza, więc z jednej strony jest ten bonus w postaci spadku wagi i jakiegoś oczyszczenia może organizmu, a z drugiej jest to chodzenie po cienkiej linie, bo nigdy nie wiadomo kiedy jest „za daleko”, zwłaszcza, że żadnych suplementów ani dodatków nie przyjmuję, nie połykam, nie zjadam, nie wstrzykuję sobie.

Na początku postu przestałem się golić. Ponieważ to 35 raz z rzędu, to teraz wyglądam naprawdę szałowo. Taka genialna broda mi się pojawiła. Zupełnie zmienia obraz człowieka. Nie wiem dlaczego, ale nie pamiętam polityka z brodą. Wszyscy ogoleni, wymuskani jak ta lala. A ja teraz brodacz, jeszcze tylko mi kaptur założyć i ciemnym wieczorem mogę grasować po osiedlu albo jakiejś drodze w lesie. Podobam się sobie z brodą. Taki poważniejszy, a nie fiu bździu.

Dzisiaj? Dzisiaj mi się nie chce nic oprócz tego, co muszę, a mam program dość napakowany. Więc zamierzam przepościć ten jeden dzień. Wczoraj? Czy 10 gram masła to było przerwanie postu? A co mnie to obchodzi? Jutro? Jutro będzie futro. A pojutrze po futrze.

Niefrasobliwość, ma ogromne zalety, jakoś tak lżej, normalniej. Wszędzie indziej powaga, że tak powiem śmiertelna, dozgonna, kamienna. A tutaj śmichy, chichy i nie wiadomo. A może za kurtyną tej niefrasobliwości albo może w jej jądrze jest jednak jakaś mądrość, tak która każe dostrzegać dystans do tych wszystkich „palących spraw”, ta która pozwala na wyrozumiałość w stosunku do siebie samego, tak która mówi, zawsze może być i lepiej i gorzej, to nie ma się co za bardzo ekscytować?

Więc post mi znormalniał. Skończyć mogę w każdej chwili, najlepiej tak bez zastanawiania się. Przejrzałem ostatnio notki z tego mojego postu i pomyślałem – zbiorę je w jedno. Tam jest kilka lat, koleje losu osoby poszczącej, wzloty i upadki, i… przede wszystkim szczerość. Tej szczerości w życiu jakby mniej i mniej. Wszyscy się starają, zrobić wrażenie, schwytać uwagę, w ostatecznym rozrachunku wykorzystać jakoś tego, do którego kierują swój przekaz, mowę czy cokolwiek. Kłamię – nie wszyscy. Ale ci najważniejsi. A mnie to lotto. Chociaż nie, też się cieszę jak komuś to przyniesie coś, odrobinę refleksji, uśmiechu, wiedzy, odpoczynku. W każdym bądź razie wyszły mi takie „Przygody z postem Dąbrowskiej”. Myślałem o tym, żeby wysłać dr Dąbrowskiej te „przygody”, że to miałby być taki prezent. Z drugiej strony czytałem „Dialogi” Platona, a tam Sokrates już 2 500 lat temu pytał: „Czy to rozsądnie jest składać bogom ofiary? No bo jak są bogami, to czy potrzebują tych ofiar, tych prezentów? Czy jak ich nie potrzebują, to czy ich chcą? Chyba nie. No to czy to rozsądnie dawać komuś coś, czego ten ktoś nie chce i nie potrzebuje? Też chyba nie”. Tyle Sokrates we wspomnianych „Dialogach”. No to nie ma sensu robić takich prezentów, zwłaszcza niechcianych, zwłaszcza, że właściwie nie wiadomo jak. To dla kogo to właściwie zrobiłem? Ale przecież też dla siebie. To takie lusterko, w którym mogę popatrzeć jak pościłem i z czym się to wiąże. Może także dla ciebie, jak kiedyś coś czytałaś, czytałeś i było okej. Tą drogą dajemy sobie nawzajem i sobie samym to, co mamy dobrego. A świat niech tam szaleje sam sobie. My, ja za niedługo, obiorę ogórki, pokroję rzymską sałatę, zaparzę miętę z suszonym jabłkiem i powitam ten rodzący się właśnie dzień.

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *