Pan Jezus – jako – to – następny etap ewolucji człowieka

*** Zastrzeżenie ***

Tekst spekulatywny o tematyce religijnej.

*** koniec zastrzeżenia ***

Główne tezy tekstu:

  • Życie jest procesem ewolucji, którego ostatnim etapem jest człowiek.
  • Człowiek jest wyjątkowy w stosunku do całej rzeczywistości, bo może modyfikować sam siebie.
  • Wskutek zła, sposób istnienia człowieka uległ zakłóceniu, pociągającemu za sobą negatywne i destrukcyjne dla człowieka i ludzkości skutki.
  • “Upadek człowieka” okazał się potrzebny i niezbędny, by zaistniał nowy sposób istnienia, następny etap ewolucji człowieka, który Bóg zmaterializował i udostępnił ludziom w życiu i osobie Jezusa Chrystusa.

Ile ludzi, denominacji, religii, tyle opowieści o Bogu, człowieku, w chrześcijaństwie o Jezusie z Nazaretu. A może Jezus to po prostu następny etap ewolucji człowieka? Może jest tak, że aktualny etap, życie ludzkie, zostało zepsute, skażone, zdeformowane? Przez… zło oczywiście, w języku chrześcijaństwa i innych religii przez diabła, bo za podstawowymi siłami obserwowanymi w tym świecie stoją źródła osobowe.

“To wszystko należy do mnie” – powiedział do Jezusa diabeł, gdy pokazał mu wszystkie królestwa Ziemi. Czy to należy do niego w sposób taki, że on wydaje polecenia? Nie w naszym rozumieniu. Na czym polega więc jego królestwo i posiadanie? Na działaniu, postrzeganiu i odczuwaniu w oparciu o jego “melodię”, jego “perspektywę”, jego sposób istnienia.

Ludzie się wykoleili. Posłuchali “wichrzyciela”, który oferował boskość, a jej miejsce ludzie odnaleźli nieszczęście i cierpienie, walkę i zło. Ale jego obietnica nie była całkiem próżna, bo boskość też w jej karykaturalnej wersji odnaleźliśmy.

Dość, że życie ludzkie stało się cierpieniem, powodowaniem cierpienia, odczuwaniem cierpienia. Tkanka ludzkości złożona z ludzi, zaczęła pokazywać pęknięcia, ciemne nici biegnących w niej procesów gnilnych. To co było jasne i kolorowe, zaczęło się samo z siebie, na skutek decyzji pojedynczych ludzi psuć, na skutek ich ścieżek i postaw życiowych. Efekt? To suma dziwnych, negatywnych procesów, to suma nieszczęścia czy bólu doświadczanego przez ludzi, to erupcje szaleństwa i odejścia od rozumu, to poczucie, nikt się do tego za bardzo nie przyznaje, beznadziejności, że już inaczej nie będzie.

Bóg to wszystko widzi, widział zawsze i jest niepokonany, poza wszelką możliwą konkurencją, nawet samo słowo konkurencja jest tu nie na miejscu, a wynikać może wyłącznie z wadliwego patrzenia na rzeczywistość. Człowiek, to ukochane dziecko Boga. Nie Boga, który ma brodę wisi nad nami w niebie z długą listą przykazań, by nas rozliczać za nasze winy. Boga, który jest przed każdym obrazem, formą, czasem, nam znanym istnieniem. To Ten Bóg kochał nas i kocha. To Ten, który wszystko może. Nie dlatego, że jest taki “mocny”, bo to pojęcie z ludzkiego języka, ale dlatego, że po prostu tak jest.

Więc ten Bóg, zanim w czasie to wszystko nastąpiło, co jest, stwierdził, przygotował, wyjście z sytuacji, które de facto nie jest rozwiązaniem problemu, ani naprawą złego stanu rzeczy, tylko jest następnym krokiem, krokiem w ewolucji, który zanim jeszcze, tutaj kwestie następczości stają się rozmyte, bo czas dla Boga jest czym innym niż dla nas, zaistniało zło, które “myślało”, że zepsuje wszystko, co Bóg stworzył -> ludzkość i ludzi. Życie to jeden strumień ewolucji. Darwin właściwie zauważył następowanie po sobie gatunków, coraz to bardziej rozwiniętych, coraz bardziej doskonałych w tym, co mogły robić. Na początku była to tylko komórka żywa, nawet bez jądra i całej masy obecnie w takich komórka spotykanych “urządzeń”. Potem komórki przeszły niewiarygodną ewolucję, dla której paliwem była ich symbioza, synchronizacja, współtworzenie i współistnienie. Cały tlen na planecie Ziemia został wytworzony przez organizmy żywe. Pojawiły się ich kolejne fale, warstwy, rzędy gatunków. Aż.. pojawił się człowiek, korona ewolucji. I w nim zaczęły się procesy degeneracyjne. Człowiek posiada cechę jedyną wśród gatunków, a mianowicie zdolność do przekraczania wpisanego weń “oprogramowania”. Zdolność zmiany siebie. Po części trafne tu jest spostrzeżenie egzystencjalistów jak Sartre, na tym właśnie polega fundamentalna różnica pomiędzy człowiekiem a resztą rzeczywistości, że w owej reszcie nie ma zdolności samomodyfikacji swojej istoty, siebie. Wilk pozostanie wilkiem. Wieloryb pozostanie wielorybem. Mają zakres możliwych odchyleń funkcjonalnych, ale nie ingerują w samych siebie. Sartre nazywa takie byty (wszystkie poza człowiekiem) bytami w sobie. Są jakie są, bez możliwości zmiany. Krańcowo różny jest człowiek. Ten może stać się – wilkiem, nie w rozumieniu faktycznym zwierzęciem, ale w rozumieniu innego sposobu bycia, postrzegania, odczuwania, działania.

Więc człowiek z tą swoją unikalną zdolnością, ze swoją świadomością i zdolnością wyboru, wybrał taki rodzaj istnienia, który rodzi cierpienie. Nie. Nie od razu, nie natychmiast, nie za chwilę. Zło, które w jakiś sposób też istnieje zawsze przynajmniej w czasie, daje nagrody nie do pogardzenia. “I poznali, że jest dobre” – notuje Biblia. Czy te zapisy są relacją faktycznych zdarzeń i faktów, które miały miejsce? Czy był ich świadek, który przekazał ich przebieg następnym i zostało to zapisane? Raczej nie. Ten zapis, to wynik wglądu pozaświadomego być może nawet, w naturę rzeczywistości, to wyrażenie słowami tego, co pozasłownie i pozainformacyjnie się “wie” lub “odczuwa”. Więc wybór człowieka przynosi mu, przynosił mu i będzie przynosił mu, to, co odczuje jako “dobre”. Ale to jest pułapka. Istotą pułapki jest przynęta. Owo “dobre”, to właśnei przynęta by wejść, do pułapki bez wyjścia. Wejdziesz, skonsumujesz, poczujesz się dobrze, przez jakiś czas, a potem, a potem nie ma wyjścia i zaczyna się pasmo problemów, szarości, udręki, cierpienia, degradacji. Tą przynętą jest też w jakiejś formie “Będziecie jak Bóg”. Bo to Bóg określa, co jest dobre, a co jest złe. Nikt inny. A określa to w ten sposób, że istnieje to, co On chce. Złe i dobre to tylko określenia w stosunku do tego, czego chce albo czego nie chce Bóg. I człowiek sam postawił siebie w centrum rzeczywistości, określając co jest dobre, a co jest złe, w naszym języku, co powinno być, a co-jak nie powinno być. I doświadczenie sprawstwa lub obserwacji, że jest jak powinno być naszym zdaniem, przynosi człowiekowi trudny do odrzucenia poziom satysfakcji. Więc chce… więcej. I nagle w sieci, w tkance, którą sporządził Bóg pojawiają się nici, prądy, które z natury rzeczy są sprzeczne z Jego wolą, którą jest szczęście, dobro i pomyślność ludzi w całości i rozumieniu każdego indywidualnie z nich.

Więc ten etap istnienia ludzi, istnienia człowieka “nie zdaje egzaminu” za sprawą zła. Prowadzi donikąd. Sam siebie niszczy, dzięki genialnej, pozarozumowej strategii. Szatan zwycięża. To wszystko j e s t  jego. Ale to nieprawda. Tak się miało stać od samego początku, bo dla Boga nie ma początku, bo On wszystko widział, wie i tworzy łącznie z początkiem i końcem. Stąd owo uszkodzenie ludzkiego istnienia, owo utknięcie w pułapce bez wyjścia, posłużyło Bogu do tego, by wprowadzić następny etap ewolucji człowieka. Etap wyjścia poza sposób istnienia, którego doświadczają ludzie, którym żyją ludzie. Następny etap ewolucji musi się jakoś zacząć, musi być jakiś początek, wzór, droga. Tym początkiem, wzorem i drogą, jak wierzy chrześcijaństwo był, a ściślej – jest, Jezus Chrystus. To drugie słowo dodano, by podkreślić, że Jezus był “pomazany” przez Boga.

Pan Jezus jest nowym człowiekiem. Nowym sposobem istnienia. Sposobem dostępnym każdemu człowiekowi. Jest innym sposobem istnienia. Urodził się i umarł, zmartwychwstał i jest, po to, aby ludzkość mogła ewoluować, aby każdy człowiek miał “wyjście z pułapki”, jaką czasem, z czasem staje się życie, jakie człowiek obecnie prowadzi.

– Ale jaki ten sposób jest? Pokaż mi, żebym mógł go wypróbować – powie ktoś. Pan Jezus pokazał, swoim życiem, zachowaniem, swoimi słowami. – No dobra, ale co, mam iść na krzyż? – znów ktoś zapyta. Zapyta, bo pyta z wnętrza pułapki, która poprzez zbiór tego, co sądzi, wie, postrzega, odczuwa, a nawet, co myśli, nie pozwoli, by z niej wyszedł, tylko w niej się pogrążał. W różnych religijnych przekazach powtarza się ta myśl “Oto czynię wszystko – n o w e” albo “stary człowiek musi przeminąć”. Istotą chrześcijaństwa była “metanoia” (“„μετάνοια”), z greckiego – przemiana.

Ale jak się zmienić? Co konkretnie robić? Jak przejść metanoję? A to wcale nie jest ani proste, ani konkretne, choć z drugiej strony jest to proste i konkretne. To proces, który dla każdego człowieka prawdopodobnie od samego początku jest zaplanowany na całe jego życie. “Proście, a będzie wam dane. Szukajcie, a znajdziecie! Kołaczcie, a otworzą wam!” – mówił Pan Jezus. Mówił o realnym, żarliwym poszukiwaniu Boga. Jego obecności w życiu człowieka. O poszukiwaniu drogi wyjścia z życia, jakie człowiek ma i jakim żyje. Więc Pan Jezus pierwszy – przeszedł. Bo tak miało być, zanim jeszcze wszystko się stało. Przetarł drogę, poprzez to, że jako człowiek nią przeszedł. Czyniąc to możliwym dla następnych. Pewnie początkiem jest “Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca, ze wszystkich sił, z całego umysłu”. W ogóle ewangeliczne rady i wskazania Pana Jezusa, odbieramy dzisiaj jako niespełna rozumu, obieramy tak, że trzeba je “interpretować”, a to znaczy rozumieć w ten sposób, żeby były strawne dla nas, tutaj, w naszym obecnym sposobie istnienia. Dlatego jakby kochanie Boga z całego umysłu swojego jest – umówmy się – dla większości ludzi żartem i idealistycznym nonsensem. – Bo tak się nie da – powiedzą i będą mieli rację, ze swojego stanu widzenia, odczuwania, życia. “Bo kto nie ma w nienawiści”, swoich ukochanych, a nade wszystko siebie samego, nie jest Mnie godzien. Czyż to nie absurd?

Postaw Boga na pierwszym miejscu, a wtedy szukaj, proś o rozumienie, podpowiedzi, radę – zdaje się mówić Pan Jezus. Ale co to znaczy “na pierwszym miejscu”? To znaczy, że Bóg staje się punktem referencyjnym dla umysłu. Gdzie biegną twoje myśli, na ogół? Tam… gdzie biegną, jest twój punkt referencyjny, twoje punkty referencyjne, to one tworzą twój świat. Świat w którym żyjesz. Gdy twoje myśli zaczną w ten sposób biec do Boga, to wtedy On staje się twoim punktem referencyjnym i On tworzy “twój świat” i całe twoje życie. Dlatego postaw Boga na pierwszym miejscu, nawet przed sobą. Dlaczego? Bo On stawia ciebie na pierwszym miejscu.

Czy możemy uwierzyć, że istnieje wyjście z sytuacji bez wyjścia? Nie, nie istnieje. Dla nas takich jacy jesteśmy, jakich chcemy siebie ocalić, nie istnieje. Ale istnieje wyjście z “ja” obecnego, możliwość zostawienia za sobą tego etapu ewolucji, tego życia i przejścia do nowego życia, nowego ja, które da nam Bóg. O ile – uwierzymy. A to proces, choć i decyzja, i droga, którą jest Pan Jezus, który tę drogę do samego końca przeszedł, dla nas. Bo Bóg, który Nim się stał i jest, chce dla nas czegoś więcej, czego nie da się porównać, pytanie tylko czy my zechcemy, bo niestety bez nas i za nas, nie może tego zrobić.

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *