Czy da się żyć bez wielkich słów?

Czy da się żyć bez wielkich słów, bez wielkich idei, bez wielkich wartości? Czy da się żyć, z powodu ciepłej wody w kranie, hamburgera jutro, piwa dzisiaj. Seksu, pensji, pracy, zawodów sportowych. Nabywania kolejnych dóbr. Małych sporów. Rozliczania rachunków: „czy nasze korzyści są wystarczające”.

Czy da się żyć, mówiąc krótko, bez świętości. Nie w sensie kościelnym, ale w sensie dosłownym. W takim sensie, w którym coś jest dla kogoś święte, znaczy nieprzekraczalne, znaczy, warte poświęcenia, może nawet życia, czy to w wymiarze jednorazowym czy stałym.

„Każdy z nas ma swoje Westerplatte”
powiedział nasz rodak na Stolicy Piotrowej. Czy rzeczywiście mamy swoje Westerplatte? Czy da się bez niego żyć? Czy w wymiarze politycznym i społecznym wystarczy nam egoizm i walka o swoje?

Wydaje się, że odpowiedź na te pytania jest jedna. I jest to odpowiedź twierdząca. Tak. Da się żyć bez wielkich słów. Bez Sensu, który określa nasze życie. Da się w nim – to jest w życiu – zagubić, zbliżyć do niego wzrok tak szalenie, że jedyne co widać to: „jutro” i stan konta ROR. Da się sformatować ludzi do poziomu zwierząt. Nie bójmy się tego określenia. To możliwe. Ale jednego się nie da. Albo może raczej, sprawi to ogromną trudność.

Nie da się bez wielkich słów umrzeć. Bo kiedy przyjdzie ten moment, kiedy z takich czy innych względów, trzeba będzie podsumować to życie, to wtedy brak tych wielkich słów, może się odezwać w sercu człowieka takim hukiem, że tylko eutanazja będzie mogła go uciszyć. Czyjaś inna ręka.

Wielkie słowa, wielkie wartości, nasze Westerplatte, to to co nas stanowi, co stanowi sens naszego życia, nadaje mu kierunek i wartość, czyni je wartym przeżycia, bo przecież, nie dla samego życia żyjemy (jak to nam usiłuje wmawiać wielu). Co jest moim Westerplatte? Co jest twoim Westerplatte? Co cenisz tak bardzo, że dla tego warto żyć?

Jeśli masz coś takiego, to pielęgnuj to. Bo łatwo to zgubić, zapodziać w krzątaninie życia, w biegu dni, w potoku nocy. Jeśli trudno to znaleźć, to warto się zatrzymać i poszukać, osobiście i społecznie. My Polacy, w całym swoim ubóstwie, zawsze byliśmy ziemią dziwnych marzeń, krainą niebotycznych wartości. Takie jest nasze dziedzictwo, wraz z dziecięcą naiwnością, z tym że dajemy się – przez owo szukanie wielkich wartości – wodzić na manowce. Ale to nasz skarb. Nie warto się go wyrzekać, czy to w wymiarze społecznym, czy – tym bardziej – osobistym.

Udane połączenie, pragmatycznego rozsądku z pamięcią o tym co święte, to może być recepta dla nas. Przechył w jedną ze stron, zawsze boli i dużo kosztuje.

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *