Czy widziałeś księdza na mównicy czy ambonie, czy jak to się nazywa w kościele? Czy widziałeś, że jest niechlujny, brudny, nieuczesany? No raczej nie. Ksiądz jest zawsze czysty, zadbany, dokładny. Dlaczego?
Czy widziałeś polityka wychodzącego na publiczne wystąpienie, który byłby rozchełstany, niezadbany, nie daj boże brudny? Chyba nie. Dlaczego?
Dlaczego osoby występujące publicznie wobec innych wyglądają zawsze dobrze? Dlatego, że ludzie by się zaczęli odwracać. Bo ludzie lubią widzieć coś porządnego, pięknego, czystego, dobrego.
Czy przychodzisz w gości do rodziny lub znajomych, nie wykąpany, nie wyczyszczony, nie odprasowany? Tak byle jak? Nie. Przychodzisz – znów to słowo – zadbany. Masz czyste ubranie, wyrównałeś włosy jak je masz, przyciąłeś lub nie w zależności od potrzeb brodę. Dlaczego?
Bo nie chcesz sprawić, żeby ci do których przychodzisz się źle czuli. Bo w ten sposób, poprzez swoje staranie, okazujesz im szacunek i sprawiasz, że czują się lepiej, obcując z tobą. Każda rozsądna dziewczyna odrzuci absztyfikanta, który na randkę przychodzi brudny. Bo o nią nie dba. Nie dba o to, co ona odczuwa. Bo – tu pardon za wulgaryzm – ma ją w dupie i to łatwo po jego wystroju i wyglądzie stwierdzić.
Dlatego ksiądz, polityk, ty i aspirujący do relacji damsko-męskich, starają się, jak najlepiej mogą – wszyscy – wyglądać jak najlepiej. Bo w ten sposób okazują szacunek tym, do których przychodzą, do których się zwracają. Bo nie da się zyskać ich przychylności wprawiając ich w przykry stan obcowania z niechlujnością i degradacją.
Stąd właśnie posłowie zabierający głos w czasie pierwszego, historycznego, bo każde pierwsze jest historyczne, posiedzenia Sejmu nowej kadencji, tak właśnie wyglądali – pięknie lub choćby dobrze. Czysty garnitur, nienaganne uczesanie – może za wyjątkiem Budki, który włosy już stracił, z reguły ładna, zdrowa sylwetka. To nie dla nich, to dla nas, żeby nam było dobrze na nich patrzeć. Tacy byli posłowie i posłanki KO, PiS, P2050, PSL, Lewicy i Konfederacji. Wszyscy. Poza jednym, który miał to w – nazwijmy to delikatnie – “w głębokim poważaniu”.
Przede wszystkim stres, mechanizm “walcz lub uciekaj”, to stan organizmu, w którym zachodzą sprzyjające warunki do gromadzenia tkanki tłuszczowej. To dlatego biedni ludzie tyją, bo – to podstawowe – żywią się tanimi węglowodanami, ale i są często w stresie, bo są biedni. Człowiek do normalnego, zdrowego funkcjonowania potrzebuje stanu – “jest okej”, wszystko w normie. Potrzebuje – możemy tu słusznie użyć tego pojęcia – p o k o j u. Może po części dlatego “Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój”. Może chodzi o pokój w sensie braku faktycznej wojny, ale może też o pokój w człowieku. Może tego pokoju wszystkim nam potrzeba. Ze względów mentalnych, ze względów psychicznych, ze względów zdrowotnych i fizjologicznych, bo ciało źle funkcjonuje, gdy w człowieku brak pokoju. Bo dochodzi w nim wtedy do różnych patologii. W tym – skłonności do otyłości.
Po trosze też dlatego politycy usiłują być szczupli. Bo to też do pewnego stopnia świadczy o nich. Nawet taki medialny duchowny jak ojciec Adam Szustak odchudził się, bo z dawnym dużym brzuchem nie budził zaufania, bo jak nie umiesz zadbać o siebie, to coś jest nie tak.
Jarosław Kaczyński, wstając do wygłoszenia swojego pierwszego wystąpienia w nowym Sejmie, nie zapiął marynarki. Niestety, fizjologicznych skutków stresu trudno uniknąć. Nie zapiął jej też potem. Bo po co? Dla kogo? W tej rozpiętej – w odróżnieniu od wszystkich innych zabierających głos – marynarce, udał się na mównicę. Niestety, miejmy nadzieję, że to jakieś konfetti a nie łupież na marynarce. Jasno widoczny, leżący tam sobie, nie zadbany, nie strzepnięty, bo po co. Dla kogo? Są większe rzeczy, jest osoba prezesa i słowa, która mają paść, a to sprawy ostateczne, przekreślające wszelkie inne potrzeby, zasady, zwyczaje, wymagania.
Fryzura też i znów, jakby z knajpy i to takiej gorszego gatunku, albo z obcisłej czapki, co ułożyła włosy w dziwny sposób, tak że wygląda się “jak uciekajmy”. Sytuacja, w której z ludzi czyni się klakierów, “brązowe nosy”, cynicznych karierowiczów i lękliwych podlizywaczy sprawia, że nie ma widać wśród PiS nikogo, kto by się nachylił i powiedział: “Panie prezesie, źle pan wygląda, chodźmy na chwilę na bok, poprawimy to”.
Nie, nie było nikogo. Bo ci, w ławach, być może też mają “w głębokim poważaniu”, bo gdzieś w podświadomości wiedzą, że są pogardzanymi pionkami, bez zdania, bez godności osobistej, bez żadnych praw, poza wielbieniem sprawy i wodza. “Grają w drużynie”, a jak nie, to won i nie będzie zupy. Więc siedział prezes w takim stanie, osamotniony przez koalicję 5 klubów parlamentarnych, osamotniony przez własny klub parlamentarny, siedział i wyszedł w tym stanie na mównicę. Bo miał – w głębokim poważaniu – co? Kogo? Wszystko i wszystkich poza sobą i swoimi myślami? Dokładnie wszystko i wszystkich poza tym? Wszystko i wszyscy są do podbicia, podporządkowania, przekonania, ugniecenia, jak trzeba to do zniszczenia. Bo jeśli nie są wiernymi wyznawcami idei, myśli i przekonań o świecie, o Polsce, o ludziach, to są – zagrożeniem. Są zdrajcami.
Nieupomniany, nieprzestrzeżony, niezadbany, rozpięty, otyły i w łupieżu na marynarce, prezes zaczyna wyjaśniać. Wyjaśniać ludziom świat. Świat, w którym przed chwilą, w tym właśnie dniu i miejscu, w czasie przemówienia premiera Mateusza Morawieckiego, na oczach całej tzw. Izby – spał. W pierwszym rzędzie. Zamknął oczy. Miał w poważaniu. Nie da się ukryć. Nie – to zmęczenie herosa. Który tak ciężko dla ojczyzny, że powieki mu opadły, na widok premiera PiS, zabierającego głos podsumowujący jego rządy w Rzeczypospolitej.
Wiadomo, wy stosujecie metodę odwracania znaczeń słów i odznaczania sytuacji.
Wkrótce po pojawieniu się w sferze publicznej tezy o tym, że PiS tworzy dla swoich zwolenników równoległą rzeczywistość, w której żyją, Jarosław Kaczyński, zaczął o to oskarżać ówczesną opozycję, a obecną – najprawdopodobniej – koalicję sejmową i rządową. O co powinien oskarżać niejawny zdrajca swoich oponentów? O brak patriotyzmu! O co ten, co tworzy równoległą, odwrotną do realnej rzeczywistość? O odwracanie znaczenia słów i sytuacji. Dobrą wskazówką, wyjaśniającą kto i jak odwrócił i odwraca znaczenia słów, działając na szkodę tych, wobec których stosuje te manipulacje jest wywiad z prof. Mirosławem Piotrowskim. Profesor KUL wyjaśnia rzeczy niebywałe, takie, że jego zdaniem paradoksalnie dla polskich spraw, w tym suwerenności lepiej, gdy premierem będzie Donald Tusk oraz, że jego zdaniem pan premier Mateusz Morawiecki “grał dla drugiej strony”.
Jednak warto zwrócić uwagę na samą możliwość tego procesu, na to, że media i politycy mogą odwracać znaczenie słów i sytuacji. Istnieją ludzie – w pewnym sensie – czarnoksiężnicy, którzy mocą słów – dawniej rozumianych jako zaklęcia, dzisiaj jako “narracje”, wyjaśnienia rzeczywistości – tworzą wokół ludzi i ponad nimi ogromną przeźroczystą sferę. Gdy człowiek patrzy przez tą sferę na świat, widzi go zniekształconym. Nieprawdziwym. Jest w kręgu stworzonym przez maga, czarnoksiężnika. Zaczyna postrzegać rzeczywistość tak, jak to powoduje wypowiadający zaklęcia-narracje. Zaczyna myśleć tak, jak chce tego budujący ową sferę. Świadomość człowieka, jego emocje i myślenie zostają uwięzione w przestrzeni objętej tym złowrogim oddziaływaniem.
– Wy nieustannie próbujecie uznać się za opozycję demokratyczną – opowiada dalej “czarnoksiężnik”.
Otóż nie do końca jest tak. Ci, którzy do wyborów byli opozycją, teraz utworzyli już skutecznie większość w Sejmie, która wybrała spośród siebie 5 wicemarszałków, a odrzuciła propozycję PiS, by 6 wicemarszałkiem została Elżbieta Witek. Więc raczej ci, o których mówi Jarosław Kaczyński jeśli za kogoś próbują się uznać, to za koalicję, a nie opozycję demokratyczną, choć rząd już po złożeniu dymisji, jeszcze funkcjonuje pod przewodnictwem Mateusza Morawieckiego.
Macie do tego [ do określenia siebie jako opozycja-koalicja demokratyczna ] dokładnie takie same prawo jak blok demokratyczny z lat czterdziestych – mówi dalej prezes.
Blok demokratyczny z lat 40 został utworzony przez działaczy delegowanych przez Józefa Stalina, sowieckiego ludobójcę, masowego mordercę, który za pomocą tych ludzi zaprowadzał w Polsce sowieckie porządki. Zachodzi znów pytanie: Kto odwraca znaczenia słów i sytuacji. Jakim cudem, w jakim stanie umysłu, na jakiej racjonalnej, obiektywnej podstawie, można porównać ze sobą zbrodniarzy z sowieckiej Polskiej Partii Robotniczej przysłanych przez Stalina, z wybranymi w wolnych i powszechnych wyborach w Polsce politykami polskimi?
Otóż można. Po pierwsze, potrzeba odmówić tym ludziom polskości. To nie są Polacy jeśli patrzy się na nich poprzez budowaną przez czarnoksiężnika sferę. Patrzy się i się widzi – nie Polacy. Bo, bo, bo… Po drugie, to nie są ludzie. Odmawia się im prawa do szacunku, odmawia się im człowieczeństwa. To… zdrajcy. Mordercy. – Zamordowaliście – krzyczał z mównicy sejmowej ten sam mag. A za nim tę “prawdę” powtarzały tysiące innych.
Nie od rzeczy jest przypomnieć tu list z 1932 roku, jaki do Polaków kierował prymas Hlond, oto urywek z tego listu w rzeczywistości sprzed 90 lat:
Klęską dzisiejszego życia publicznego jest nienawiść, która dzieli obywateli Państwa na nieprzejednane obozy, postępuje z przeciwnikami politycznymi jak z ludźmi złej woli, poniewiera ich bez względu na godność człowieczą i narodową, zniesławia i ubija moralnie. Zamiast prawdy panoszy się kłamstwo, demagogja, oszczerstwo, nieszczery i niski sposób prowadzenia dyskusji i polemiki. Żądza władzy i prywata prowadzą bezwzględną walkę o rządy i stanowiska, a pozorują ją troską o Państwo, które zwykle odłamy polityczne utożsamiają z sobą.
Czy naprawdę trzeba coś dodać? Czy te słowa w przenikliwy i dokładny sposób nie opisują współczesnej rzeczywistości Polski? Straciliśmy najlepszych, straciliśmy elity w wyniku działania tych, co szczuli innych oskarżeniami o brak patriotyzmu, w wyniku działań głupich, a może czasem gry dla “drugiej strony” jak to nazywa prof. Piotrowski. Zginęli w kampanii wrześniowej, w czasie okupacji, w Powstaniu Warszawskim, wyemigrowali. Najlepsi. A my popadliśmy w stare błędy. Znów nam można wciskać, nienawiść, i demagogię. Słowa prymasa Hlonda pasują jak ulał do naszych czasów.
Twierdzenie Jarosława Kaczyńskiego, że wybrani w ostatnich wyborach posłowie RP mają – sic! – dokładnie takie samo prawo do nazywania się demokratycznymi jak “blok demokratyczny z lat czterdziestych” jest z krainy niepoczytalności. I każdy, kto wobec tego się nie buntuje, kto się temu nie przeciwstawia, z powodów “patriotycznych” czy dowolnych innych, wchodzi w tę krainę, w krainę niepoczytalności. W rzeczywistość równoległą. W której nic nie jest takie, jak jest naprawdę. W której rzeczywistość tworzą słowa prezesa Kaczyńskiego. Opuszczonego, osamotnionego, żyjącego negatywizmem i tworzeniem owej rzeczywistości, w której ludzie będą – jak mu się wydaje – go popierać.
– Dzisiaj posuwacie się dalej niż oni [delegaci Stalina], co oni przynajmniej formalnie nie deklarowali, że zlikwidują państwo polskie – mówi dalej Kaczyński.
Jarosław Kaczyński stwierdza zatem publicznie, wobec wszystkich, że posłowie RP, wybrani w wyborach, a nie należący do ZP(PiS), zadeklarowali formalnie, że zlikwidują państwo polskie. Kluczowe jest tu stwierdzenie “zadeklarowali formalnie”, bowiem oczywiście coś się może wydawać każdemu, każdy zgodnie z własnym umysłem, może wyciągać d o w o l n e wnioski na temat intencji, zamiarów czy rzeczywistej natury działań osób i podmiotów politycznych. Te wnioski mogą być trafne lub mylne. Czym innym jest jednak formalne zadeklarowanie zamiaru likwidacji państwa polskiego.
Czy Jarosław Kaczyński nie posunął się tutaj za daleko? Czy taka formalna deklaracja, w której byłby stwierdzenia typu: My posłowie zlikwidujemy państwo polskie, miała miejsce? Gdzie i kiedy? A może nie musiała mieć miejsca? Może ona nastąpiła, bo tak “wynika” z osobistej oceny ich intencji i zachowań? Ale wtedy jesteśmy w świecie tworzonym przez maga, w sferze, którą buduje z emocji, narracji, słów, w sferze, która zniekształca rzeczywistość do tego stopnia, że jest czymś innym, niż rzeczywistość poza nią.
Albo Jarosław Kaczyński przesadza, mówiąc wprost – wygłasza nieprawdę, rzucając te najcięższe w polityce oskarżenia albo pozostaje w zgodzie z rzeczywistością. Albo odwraca znaczenia słów i sytuacji, i tworzy dla ludzi w kręgu swojego wpływu równoległą rzeczywistość albo pozostaje w zgodzie z tą rzeczywistością realną. Sumując, albo rzeczywistością jest dla nas: TO CO JEST I FAKTYCZNIE MA I MIAŁO MIEJSCE albo rzeczywistością dla nas jest: OPINIA I SUBIEKTYWNE WNIOSKI NA TEMAT REALNEJ RZECZYWISTOŚCI, a ona sama – realność – nie ma już dla nas najmniejszego znaczenia.
To jest właśnie czarodziejstwo. To jest wprawianie ludzi w trans, umieszczanie ich wewnątrz ogromnej przeźroczystej, otaczającej ich sfery, przez którą patrzą na świat, na ludzi i widzą tylko to, co owa sfera im wyświetla i pokazuje. To jest odwracanie słów, tworzenie rzeczywistości równoległej, nieprawdziwej, manipulacyjnej.
Osamotnienie i ból
Wszyscy w Sejmie się dogadali: Konfederacja, Lewica, KO, 3Droga, że będzie po jednym wicemarszałku dla każdego klubu z wyłączeniem jednej możliwej kandydatury, to jest dotychczasowej pani marszałek Witek. Nie ma co ukrywać, że przyjęte rozwiązanie jest wyjątkowo korzystne dla obecnej koalicji, która z powodu mnogości klubów ją tworzących ma 4 z 6 wicemarszałków. Można się spierać, czy większy klub powinien mieć w prezydium większą reprezentację, a mniejszy nie powinien mieć jej wcale, co miało miejsce w przypadku PSL w poprzedniej kadencji. Ale jakieś porozumienie nastąpiło i uwzględnione zostały miejsca dla wszystkich klubów. Jarosław Kaczyński, bo to on w PiS decyduje, tą propozycję odrzucił, z wbrew niej zgłosił – w przedstawionym wyżej stylu – panią marszałek Witek. Doprowadził tym samym PiS do sytuacji osamotnienia. Nawet Konfederacja w osobie Krzysztofa Bosaka otrzymała wicemarszałka. Tylko nie PiS.
Być może Jarosław Kaczyński odcina w ten sposób, poprzez agresję i stwarzanie izolacji, swoich parlamentarzystów, zwolenników, wyborców, od wszystkiego innego. Od świata, od rzeczywistości, od Polaków i Polski, które nie są zgodne z jego – Jarosława Kaczyńskiego wizją. Może sam, na swojej drodze życia doszedł do osamotnienia. Nie zdecydował się na relację, na tę podstawową ludzką relację, która owocuje związkiem mężczyzny z kobietą, późniejszą trudną drogą “obróbki”, dziećmi, wnukami. Drogą właściwą większości ludzi. Pokochał zatem rodzinę i politykę. Jego brat w apogeum spełnienia obu miłości “meldował wykonanie zadania zostania prezydentem RP”. Ale potem zginął. Zginął z powodu polityki. Z przyczyny polityki.
Za Jarosławem Kaczyńskim nie stoi tak naprawdę nikt. Poza karierowiczami, cynikami i ludźmi wprowadzonymi w błąd, przez magiczną władzę negatywizmu i siania poczucia zagrożenia, osaczenia i nienawiści. Nikt nie ośmieli się poprawić go, gdy w stanie ubolewającym zamierza zabrać publicznie głos. Nikt mu nic nie powie. Opowiada niestworzone rzeczy. Oskarża w nieludzki i głupi sposób. Im głupszy, im bardziej nieludzki, tym lepiej, bo to wszystko służy jednemu, wygenerowaniu w jego zwolennikach takiego poziomu stresu i negatywnych emocji, które sparaliżują ich zdolność myślenia i wprowadzą ich w sferę wielkiego maga negatywizmu, w świat równoległy, w którym wszystko się zgadza, wszystko ma swoje wytłumaczenie, bo patrzą przez tę bańkę, tworzoną przez biednego, osamotnionego, ale wciąż agresywnego człowieka.
Wartości konserwatywne i prawicowe
Polacy wciąż podzielają głównie inne postawy i wartości, niż te które udało się wtłoczyć części mieszkańców Zachodu. Infantylizacja, feminizacja, desakralizacja, ateizacja, absurdalne postępowania jak operacje zmieniające dzieciom płeć z powodu “dysforii”, ideologia lbgtq+, wciąż nie mają u nas oczekiwanego przez swoich sponsorów poparcia. Niezależność, pomocniczość, samostanowienie to wartości polskie i wartości Polaków. Także szacunek dla wiary w Boga, czynny lub bierny, nie fanatyczny, ale właśnie ludzki. To są wszystko rzeczy, o które Polacy by chcieli, by ktoś walczył, by ich bronił, by je rozwijał.
Najlepszą strategią zdrajców jest podszywanie się pod patriotów i szkodzenie narodowi i ojczyźnie. Czy Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki dobrze służyli wyżej wspomnianym wartościom? Biorąc pod uwagę to, co Polakom zrobili przy okazji plandemii, biorąc pod uwagę ogłoszenie zostania sługami narodu ukraińskiego, biorąc pod uwagę wyrażenie przez nich zgody na wszystkie niekorzystne – w ich własnym mniemaniu – regulacje UE?
Czy rację ma prof. Piotrowski, wyrażając przypuszczenie, że premier Morawiecki nie grał dla nas, tylko tak mówił, a naprawdę – może jak cały PiS – grał dla drugiej strony, nieustannie wycierając sobie usta wiarą, patriotyzmem, niepodległością i walką z UE?
Wypada stanąć po stronie wyborców PiS, bo ich uczucia, pragnienia, dążenia są wartościowe i zasługują na uwagę i znalezienie odbicia w rzeczywistości. Nie może się to jednak odbywać za cenę wykluczania innych podejść, koncepcji i postaw. Za cenę fałszywego oskarżania, kompletnie przerysowanymi zarzutami, tych co mają inne koncepcje i podejścia. Nie może się to dziać, za cenę siania zamętu, stwarzania konfliktu, budowy pogardy i nienawiści, która – jak pisał prymas Hlond – “dzieli obywateli Państwa na nieprzejednane obozy“. Nie może się to dziać za cenę wprowadzania zwolenników tych wartości w stan osamotnienia, zagrożenia, poczucia krzywdy, podzielania pogardy, odczłowieczania adwersarzy. Nie powinno być tak, że Jarosław Kaczyński ze zwolenników prawicowych wartości czyni swoich zakładników. Że nie ma innego wyjścia poza tym szalonym, pokracznym, a działającym na szkodę, narodu i państwa rozwiązaniem.
W PiS są z pewnością normalni ludzie. Ale pewnie milczą, bo strach się odezwać. Może jakoś zaczną się odzywać. Może PiS czy ZP się zmieni. Są jeszcze inne ugrupowania, które podzielają wartości konserwatywne. PSL, Konfederacja, Polska Jest Jedna. Może inne powstaną. Może stało się tak, że PiS posłużył jako skanalizowanie pięknych, szczerych i wartościowych aspiracji, energii i oczekiwań społecznych, zamieniając w świat nieszczęścia i agresji, negatywizmu i poczucia osaczenia, a w warstwie realnych skutków w pasmo porażek i szkód państwa polskiego, równoważonych krociowymi apanażami miernych, ale wiernych pociotków prowadzonej – w sumie strasznej – polityki.
Szanowny Panie Zbigniewie,
Pan Premier Kaczynski jest wybitnym politykiem i człowiekiem i czepiać się do Jego uczesania to zwyczajna malostkowosc. Bardziej Pana cenilam.
Niczego więcej Pan z tekstu nie wyczytał? Współczuję.
Szanowna Pani (imię nieznane),
Pani komentarz wydaje się mówić: Nagannie jest zwracać uwagę na złe uczesanie premiera Kaczyńskiego przemawiającego w znaczącym publicznym momencie. Dlaczego? Bowiem jest on wybitnym politykiem.
Myślę, że nie ma pani racji. Jest odwrotnie. Właśnie dlatego, że ktoś jest wybitnym politykiem i zabiera głos publicznie, to:
a) jest jego obowiązkiem dbałość o siebie, dla dobra innych
b) jest obowiązkiem innych zwrócenie uwagi na taką niedbałość, bo w efekcie szkodzi ona właśnie takiemu politykowi i sprawom, o które zabiega.
Być może ten mechanizm właśnie, dziwnego zastraszenia, lęku, etc. sprawił, że NIKT z licznego przecież otoczenia pana Kaczyńskiego nie zwrócił mu uwagi na niestosowność jego wyglądu. A przecież tak występując – znów powtórzę – robi krzywdę sobie, innym i swojej “sprawie”, i nie ma nic zdrożnego ani niewłaściwego w zwróceniu na to uwagi, przeciwnie, przemilczanie tego, jest zdrożne i niewłaściwe, i w efekcie szkodliwe. Proszę spróbować spokojnie o tym pomyśleć.