Optymizm i nadzieja

Co odczuwasz, gdy patrzysz na świat? Co, gdy patrzysz w przyszłość? Gdy patrzysz na ludzi? Na swoje życie, jego linię, biegnącą przez przeszłość, trudną do uchwycenia w teraźniejszości, a dalej?

Czy nie jest tak, że powszechnym stanem ludzi dzisiaj, stanem znajomym – a przez to wydającym się naturalnym – jest postawa negatywna, pesymizm? Jest „wkurw”? Jest pogarda? Jest poczucie bezsilności? Bezradności? Pokrzywdzenia? A przyszłość wygląda ponuro? A zagrożenia, są wszędzie?

Musisz wiedzieć, że zwracanie uwagi na zagrożenia, świadomość ich, jest kluczową cechą pozwalającą przetrwać ludziom. Ci, co zagrożeń nie dostrzegali, nie przeżyli. Ale musisz też wiedzieć, że ten mechanizm funkcjonalny był dla człowieka korzystny, w konkretnym otoczeniu, w konkretnych warunkach.

Słodycze

Weźmy naszą skłonność do słodkiego. To nieprawda, że nasi przodkowie sprzed 2, 10, 50, 100 tysięcy lat, a może i 200 tysięcy lat, wchodzili każdego dnia do marketu, a tam, rzędy półek z promocją na ciastka oreo, lody w polewie czekoladowej oraz cała masa niezwykle kolorowych i przyciągających wzrok słodyczy. To nieprawda. Tak nie było. Nasi poprzednicy żyli w kompletnie innym środowisku. W takim, gdzie owoc na drzewie znajdowało się rzadko. Ci, co na niego zwracali uwagę i starali się go zdobyć, mieli się lepiej, z różnych względów. W owocach są potrzebne nam witaminy. Owoce spożywane na jesieni indukują odkładanie w organizmie tkanki tłuszczowej, zatem w zimie, kiedy nie ma co jeść, ci, co jedli owoce jesienią – przetrwali.

Ale świat się zmienił. „To czuć w powietrzu, to się da odczuć w wodzie, to się da wyczuć w ziemi” – jak to pisał Tolkien na początku „Władcy pierścieni”. Więc to, co było nam korzyścią i przewagą, w nowych warunkach stało się kamieniem u szyi. Ta skłonność do słodyczy. Dentyści całego świata zawdzięczają jej co prawda swój byt materialny, ale czy naprawdę o to chodzi?  Czy szkody w zdrowiu fizycznym i psychicznym, będące efektem jedzenia słodyczy, nadwaga, stłuszczeni wątroby, przewlekły stan zapalny, deprecha itd. itp. są nam do czegoś potrzebne? Są korzystne? Nie!

Zostajemy więc w kwestii słodyczy z naszym wytworzonym uwarunkowaniem, instynktem, skłonnością, który dawniej, w poprzednim środowisku działał na naszą korzyść, a teraz w świecie przez nas zmienionym, ulepszonym, rozwiniętym, działa na naszą ewidentną szkodę.

STRES

Na ten samej zasadzie, obraca się przeciwko nam nasza skłonność do wypatrywania i wykrywania zagrożeń. Gdy widzimy zagrożenie, cały nasz organizm się „napina”. Przechodzi w stan podwyższonej gotowości do „walcz lub uciekaj”. Możemy łatwiej złapać za siekierę lub maczugę i rozwalić łeb temu, co nam zagraża, albo możemy spieprzać z prędkością pociągu ekspresowego, przeskakując przeszkody, o jakich nigdy byśmy nie pomyśleli, że potrafimy je przeskoczyć, dając susy, których nigdy byśmy nie zrobili normalnie, pędząc, jak nigdy dotąd. Ten stan, ten stan organizmu, który to wszystko nam umożliwia, nazywa się… STRES.

Umiejętność wchodzenia w STRES w wyniku dostrzegania zagrożenia ratowała życie tysiącom pokoleń naszych atenatów. My dzięki temu właśnie żyjemy. Najpierw dzięki jak najwcześniejszemu dostrzeganiu ZAGROŻEŃ, następnie dzięki wchodzeniu w STRES. Jest tak, że same te słowa zapisane zapisane dużymi literami jak „zagrożenia”, „stres” już potrafią wywoływać w nas jakiś cień stresu. A jednak, świat się zmienił, myśmy go zmienili.

Chociaż wilki czy tygrysy szablozębe, obcy, czy wkurzona żona lub mąż – to żart – były zawsze naszym zagrożeniem, to były zagrożeniem przejściowym, chwilowym. Ta przejściowość i chwilowość  były naturalne. W jaskini, potem w chacie, wiosce, mieście było w zasadzie bezpiecznie. Obcy bywali zagrożeniem, ale swoi już nie. Dzisiaj? Dzisiaj „zagrożenie” pojawia się niemal w każdej godzinie naszego życia. Bo w prawie każdej docierają do nas jakiś sposób media. A jeśli nie docierają, to nasz umysł je nam odtwarza. Miesiąc w miesiąc, tydzień w tydzień, dzień w dzień, tysiące ludzi na świecie pracują, by dostarczać nam stale informacje o nowych zagrożeniach. Dlaczego to robią? By przyciągnąć naszą uwagę. By wprowadzić nas w STRES. I… mniejsza o to.

Przyzwyczajamy się do stanu napięcia indukowanego przez nowe stale postrzegane zagrożenia. Chroniczny i przeciągający się STRES indukuje w nas psychologiczne i fizjologiczne skutki. Zmienia nasze ciało, nasze myślenie i nasze postrzeganie. To, co było mechanizmem osłonowym i ratunkowym, ponownie, jak w przypadku cukru, staje się kamieniem u szyi. Ciągnie nas w dół, spycha nas w noc, w noc rozdrażnienia, gniewu, smutku, agresji, pogardy i tak dalej, i temu podobne, można by wyliczać i wyliczać, i nawet jakąś perwersyjną przyjemność czerpać z takiego wyliczania, bo i samo odczuwanie lęku, strachu, gniewu, zagrożenia, pogardy, agresji, powoli staje się jakąś perwersyjną, ciemną przyjemnością, ku której nas „ciągnie”, do której nabieramy skłonności, z którą się „zaprzyjaźniamy”. Tak działa biologia, kortyzol, adrenalina, dopamina. Uzależniamy się od przeżywania negatywności i stresu.

Rozum

Pozostaje nam to, do czego apeluję teraz. To, co nas różni od zwierząt. Kora czołowa mózgu i zdolność myślenia niezależnie od popędów, instynktów i uczuć. To jest źródło wąskiego, ale realnego marginesu wolności, jaki posiadają ludzie w odróżnieniu od naszych „braci mniejszych” – zwierząt. Ale tu też wiedzmy, że stres skutkuje wydzielaniem hormonu o nazwie kortyzol. Ten zaś nie tylko drastycznie osłabia układ odpornościowy zapobiegający chorobom i przywracający nam zdrowie, układ trawienny i metaboliczny, ale obniża działanie tego obszaru mózgu, dzięki któremu myślimy. Więc w stresie, nie potrafimy (dobrze) myśleć.

Dostrzec możemy, że istnieje powiązanie, pomiędzy powszechną konsumpcją cukru, a masowym występowaniem różnych chorób i dolegliwości. Że istnieje powiązanie, pomiędzy ciągłą świadomością zagrożeń, rodzącymi się w ten sposób stresem i negatywizmem, a degradacją zdrowia psychicznego i fizycznego ludzi.

Więc przesuwajmy nasz wzrok, z tego, co nas wk****a, denerwuje, przygnębia, na coś, co jest pozytywne, Szukajmy z uporem tego, co taką zmianę umożliwia:  treści, źródeł, technik, zachowań, które przesuną nas z obszaru cienia, w obszar bardziej słoneczny. To dla naszego zdrowia. To dla innych.

Asyż

Zakonnik miał jasny habit. Jasny czy tylko mi się tak wydaje? Może moja pamięć myli go z innym zakonnikiem, inaczej ubranym? Nie dam sobie reki uciąć, bo to było tak dawno, tak strasznie dawno. Poza tym świadomość jest wybiórcza, więc pewne rzeczy zapamiętuje jasno i wyraźnie, a pewne – mniej ważne, trochę pomija, bo przecież wszystkiego zupełnie nie ma sensu pamiętać, bo wtedy to, co ważne, byłoby prawie niemożliwe do odkopania z archiwów naszej pamięci.

Siedzieliśmy na prostych drewnianych ławkach. Białe łuki sklepienia w niewielkim pomieszczeniu, w jakim się znajdowaliśmy.

– Bo jak ktoś jest smutny, to trzeba do spowiedzi albo do lekarza – mówił ów mnich. – Bo albo jesteśmy chorzy i trzeba nam zdrowieć, albo mamy na sumieniu grzech, który nie daje nam spokoju – tłumaczył dalej. – Bo poza tymi dwoma przypadkami, nie ma żadnego powodu do braku radości – zakończył. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. To był franciszkanin, a siedzieliśmy w niewielkiej sali, w klasztorze świętego Franciszka, w jego mieście w Asyżu. Zakonnik był Polakiem i mówił do nas po polsku, stąd, tak łatwo, jego słowa we mnie chyba zapadały.

Nadzieja

Cokolwiek by to było. Spacer w słoneczny dzień. Kolacja z przyjaciółmi. Dobra książka, medytacja, a może wiara w Boga, ale taka no… radosna. Może to wymiana zdań z kimś, kto się uśmiechnie. Ja bym dodał – rower, bo szybciej nad jezioro i do lasu i jak się mocno naciśnie to i endorfiny potrafią się pokazać. Sensowna praca i wysiłek, też pozytywnie nastrajają. Wiedza dokąd się zmierza i świadomość, że jest się na właściwym szlaku, to jeden z najsilniej oddziałujących pozytywnie na człowieka elementów.

Optymizm i nadzieja są dla nas naturalne. Zawalone próbami użycia, zalane potokami dopaminy i kortyzolu, stają się trudne do dostrzeżenia w nas samych. Ich odkurzenie, odświeżenie, wystawienie z powrotem na widok, to też praca. Praca, która jest możliwa dzięki naszemu myśleniu, wolności, decyzjom. Praca warta swojej nagrody. Powrotu do naturalności, w której jest miejsce i na stres, i na smutek, ale to jest miejsce w rzece, której na imię akceptacja rzeczywistości. To fala na oceanie życia, który skrzy się w słońcu nadziei i radości.

Ciemność jest realna. Za dużo ludzi zraniła, żeby twierdzić inaczej. Także przeciw niej, przeciw niej w nas samych, możemy sięgać po nadzieję i optymizm. Ta ciemność będzie nam wpierać, że przeciwstawić się jej możemy tylko samemu ciemniejąc. Jedni nas straszą, a drudzy nas straszą, że ci pierwsi nas straszą. Tych, co mówią, co dobrego jest, może być, możemy zrobić, co pomyślnego nas czekać może, jest jak na lekarstwo. Czas zacząć odbudowywać normalność. Zwykłe ludzkie postawy, zachowania, samopoczucie. Będzie dobrze. Jeśli tego zechcemy.

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.