#0: Jednodniowy post Zbyszka wg Dąbrowskiej – post to młodość

 

Okej, spróbuję… – Kochani Pościarze i Pościarki – tak zacznę, bo jakoś zacząć należy, a zwracam się – to dla postronnych i niewtajemniczonych – do tych co uprawiają, próbowali, chcą, boją się, tęsknią, marzą o… tak, tak… poście. Więc i ja tym razem na taki post zdecydowałem się. Oczywiście w moim przypadku – jak zwykle? – sprawa jest zupełnie niepoważna i dlatego najpoważniejsza. Bo zamierzam dziś rozpocząć i jednocześnie zakończyć mój post. Jeden dzień. Tylko tyle.

Robię tak, bo mi tak wygodnie. Za dużo miałem w życiu nauczycieli, co mi tłumaczyli, że trzeba tak, jak niewygodnie. Jakoś tak dostojnie, z odpowiednim planem, reżimem, dyscypliną. Trzeba się zmuszać, naginać. Trzeba się przełamać i drogą wyrzeczeń osiągnąć szczytny cel.

Tak w ogóle to przyszło mi do głowy, żeby zrobić sobie zdjęcie. Takie wiesz… (czemu nie wiecie?, chyba lubię kontakt osobisty, personalny, a “wiecie, rozumiecie”, źle mi się kojarzy). Więc widziałem takie zdjęcia. Nie powiem, nie powiem… Odważni i odważne robią je sobie w strojach, że tak ujmę plażowych, przed i potem. Widziałem takiego pana w spodenkach, chyba w jakieś kwiatki były. Dumnie prezentował… efekty swojego postu. Ale widziałem też… dobra, ludzie patrzą, nie powiem, co widziałem.

– Więc ostatecznie, jakbyś sobie zrobił takie zdjęcie – słyszałem skądś podpowiedź – to mógłbyś się podzielić tym, co masz najlepsze.
– Ty głupi – odpowiedziałem. Ale dalej nie wiedziałem, co odpowiedzieć, bo faktycznie, dzielić się tym, co najlepsze to wielka sprawa. Może w sumie, jeśli naprawdę a nie “w celach” tak robimy, to w jakiś sposób dzielimy się “miłością”? Taką przez małe “m”. Że damy komuś odrobinę uśmiechu, niespodziewanie zagadamy do ekspedientki w sklepie, do bezdomnego na ławce. Może coś komuś doradzimy, może napiszemy. Może pocieszymy jakieś dziecko lub dorosłego, który przecież dzieckiem – też w jakimś wymiarze – bywa?

W każdym bądź razie zrezygnowałem – słyszę ten jęk zawodu – ze zdjęcia 🙂 Obędzie się. Wierzę jakoś głęboko, że słowa potrafią malować. Tak… wszystko. Więc zamiast zdjęcia coś napiszę – tak zdecydowałem. Może trochę rozrywki będzie, także i dla mnie.

Za chwilę pójdę się ważyć. Zapiszę sobie te kilogramy. Nie mam tendencji – to chyba u dziewczyn – żeby mierzyć sobie jakieś obwody. Zresztą, bądźmy szczerzy, o ile może spaść obwód po jednym dniu? Sam nie wiem.

Właściwie to ta jednodniowość mojego postu jest dla mnie jego największą zaletą.
– Chrzanisz – ktoś powie. – Przecież jesz jak Dąbrowska każe.
– Tak, ale nie o to chodzi – odpowiem.
– To o co chodzi?
– Chodzi o to, że to tylko na jeden dzień. Jutro koniec! Dam radę!

Właściwie to mój post jest zaprzeczeniem racjonalnego podejścia. Generalnie go nie planuję. Ani kiedy pościć, ani jak długo pościć. Po prostu impuls, decyduję się i już. Zobaczę jak będzie. Ten jeden dzień. To trochę takie ryzyko, no bo jak, nie przemyślałeś, nie przygotowałeś się. I trochę głupota, no bo – przez ile zamierzasz pościć? – co chcesz osiągnąć?

Ale ta nieodpowiedzialność, ryzyko i głupota mi się podobają. Dają mi dziwne poczucie. Może poczucie jakie kiedyś miałem wchodząc w gąszcz nieprzebytych krzewów, może gdy się zanurzałem w falach i siuuup – nie ma mnie, zostawało tylko morze, jego oddech, istnienie, zbełtane z moim. Może to poczucie, gdy wychodziło się zagrać w gałę albo na dziewczyny. Co będzie? Nie wiadomo. Może potrzeba nam cholernie tego “nie wiadomo”, tego elementu – nie dużego przecież, ale jednak – ryzyka. Może potrzeba nam spontaniczności, głupiości, okresowego braku rozsądku? Może to jest… – młodość?

Bo jak byliśmy młodzi, to często tak właśnie się zachowywaliśmy. Potem przyszła kontrola, plany, odpowiedzialność za prawie wszystko w życiu, za życie samo. I to życie się robi wtedy ciężkie. Bywa – nie do udźwignięcia. A Post – piszę z dużej litery – to taki trochę odlot. Także i w młodość zawsze. Tak to odbieram. Może mylnie, może subiektywnie. No i jeszcze to, że Post jest odmianą!

To też cholernie ważne. Niespodzianką – dla mnie, pewnym ryzykiem, pozwoleniem sobie na spontaniczność, ale przede wszystkim jest – odmianą. Wyjściem z rutyny. Potrzebujemy odmiany. Czy nie?

Obok mnie kubek niedopitej kawy z wczoraj. Przyglądam się bliżej – jedna czwarta została. Żegnaj kawo! No more, przez jeden dzień. Arbuz, który kusi w kuchni też zostanie przeze mnie pominięty. Cudowne śniadanie, wspaniały obiad. Jakieś fajne “w międzyczasie”. Dziś tego nie będzie. Będzie… sam nie wiem co. Boję się. Bo nieznanego zawsze się trochę lękamy. Ale na trochę – taki skok w bok z rytuału konsumpcyjnego życia – można sobie pozwolić.

Więc poszczę, bo przez ten post – młodnieję. Tak mi się wydaje. I młodnieje każdy i każda z was, którzy pościcie. Niech mi nikt nie wmawia, że jest inaczej. Że wraz z postem nie przychodzi to fajne uczucie, odrobiny lekkości, odjazdu, uśmiechu. Przecież nawet teraz on się pojawia 🙂 A nie mówiłem? 🙂

Więc ten post to taki skarb. Raz na jakiś czas, szczególnie spontanicznie i jednodniowo, jak mój, bez zobowiązań i ważnych obietnic. A niech tam, spróbuję, co będzie…

 


Teksty (fascynujące) z innych podejść do postu oraz poświęcone diecie są {TUTAJ}
Jak kogoś interesują filmy, to moje recenzje są {TUTAJ}

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *