Wiersz na 1 XI

 

Chcę napisać coś trwałego. Zatrzymać życie. Albo może raczej, wyryć w nim ślad. Marmurowy pomnik lśni, gdy świeci na niego słońce. Wokół szumią sosny. Wysoko leży niebo. Wiecznie przestrzenne.

Gdy mijam spojrzeniem odciski butów. Błoto jest wieczne. Wtedy mój wzrok napotyka barwy. Żółte, różowe, złotawe płatki kwiatów. Kochałem kwiaty. Słońce dla odmiany, zawsze przepadało za pierwszymi kroplami rosy w ich kielichach. Mikroświaty. Z zamkniętym odbiciem ciepła.

Nieustannie porządkuję. Układam w jedną całość. Albo inaczej konstrukcję. Jej tytuł jest na zawieszonej na szczycie tablicy. Wisi na jednym gwoździu. Chwieje się. Czas porywa chwile i litery. Pracowicie tworzę. Swoje życie. Płomień lampy.

Wieczorem robi się jasno. Pamięć łączy nas w jedno. Amnezja to śmierć. Dlatego idziemy na groby. Jesteśmy razem. Z nimi. Złudzenie. Że jesteśmy gdzie indziej. To przejściowe.

Wypalam się. Z każdym dniem. Z każdą godziną. Chciałbym dać choć trochę ciepła. Twoim dłoniom. Zanim zapomną o mnie wierzby i stanę się wiatrem, darem dla wszystkich.

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *