Najzdrowiej jest chudnąć nie jedząc nic. Ta wspaniała metoda jest najprostsza, najszybsza, najmniej kosztowna. Wcinamy wodę i na tym koniec. No ale ile można? Przecież nie całe życie. I na tym polega problem. Czy da się przez całe życie? Tj. mieć dietę stałą?
Najgłupszym sposobem jest liczenie kalorii i jedzenie “mniej” połączone z większą dawką ruchu. I ile wszystkie te poczynania są dla organizmu korzystne, zwłaszcza ruch, to wszystkie one prowadzą do jednego i tego samego błędu – do walki z odczuwanym głodem. Po prostu trzeba “silnej woli”, trzeba “zmuszania się”, by mniej jeść. A im mniej jemy i im więcej się ruszamy, tym bardziej jesteśmy głodni.
Nie ma otyłych wilków. Nie ma otyłych lwów. Bawoły też nie bywają otyłe. Wszystkie zwierzęta w stanie natury nie chorują na otyłość. Dlaczego? Dlatego, że naturalne mechanizmy pracy ich organizmów, nie prowadzą do otyłości. Nie wynika to z ich zamierzeń, starań, woli itd. Wynika to z naturalnych uwarunkowań i tendencji.
Z człowiekiem jest podobnie. Gdy znajduje się w stanie natury to nie tyje. Ktoś powie, bo się rusza. To nieprawda. Nie tyje, bo je takie rzeczy i w taki sposób, który do tycia w żaden sposób nie prowadzi.
Organizm ludzki jest mechanizmem biologicznym z szeregiem mechanizmów sprzężenia zwrotnego prowadzących zawsze do poziomu równowagi. Gdy organizmowi brak energii odczuwamy głód i staramy się jeść. Gdy mamy zapasy energii, nie jemy. Wszystko wraca do normy tj. równowagi.
Przemysł spożywczy, głównie w pogoni za zyskiem, strumieniami kolorowych regałów w marketach, milionami reklam w telewizorach, doborem składników oddziaływujących na nasze mechanizmy łaknienia, wpycha w przełyki ludzkiej populacji to, co wytrąca organizmy ludzkie z równowagi, dereguluje je, sprawia, że jesteśmy ciągle głodni i tyjemy.
Co najśmiejszniejsze a może najsmutniejsze, odpowiedzialność za nasze tycie, przedstawiciele tegoż przemysłu, przerzucają NA LUDZI. To konsumentów obwiniają za ich otyłość. – Bo za mało się ruszasz. Bo za dużo żresz. To TWOJA WINA – powiadają specjaliści, eksperci za pieniądze, gadające głowy, tabele, ogłoszenia.
Najpierw deregulują organizm człowieka, a potem oskarżają go o skutki tej deregulacji.
Czego nie jeść aby nie tyć?
1. Fruktoza.
Fruktoza to cukier prosty występujący w owocach. Występuje także w cukrze białym (50% składu) oraz takich produktach jak syrop glukozowo-fruktozowy, czy syrop wysoko fruktozowy.
W naturze owoce są dostępne tylko przez część roku (w naszej szerokości geograficznej) i to raczej w niewielkich ilościach. Fruktoza jest “najsłodszym” cukrem prostym silnie oddziaływującym na nasz zmysł smaku, sprawiając, że chcemy więcej.
Fruktoza NIE JEST przetwarzana przez układ trawienny, tj. żołądek i jelita. Jest ona przetwarzana przez wątrobę i w co najmniej 80% od razu wędruje do tkanki tłuszczowej. Przetwarzanie fruktozy przez organizm skutkuje dodatkowymi zbędnymi lub szkodliwymi odpadkami, które organizm jednak potrafi skutecznie “sprzątać”. Sprzątacze jednak, komórki układu odpornościowego, uzależnione są od “kanapek” dających im “energię” do sprzątania. Zgadnijmy, co stanowi te kanapki sprawiające, że układ odpornościowy sprawnie sprząta swój domek? Tak, to witamina D3.
Skąd witamina D3 w organizmie człowieka? Ze słońca (dla 90% populacji). Z tłuszczu ryb, dla pozostałego fragmentu. Kiedy człowiek ma najwięcej słońca? Ano, o dziwo, w tym okresie, gdy dostępne są w naturze… OWOCE! Ot… ciekawostka.
2. Węglowodany o wysokim IG.
Węglowodany, chleb, kartofle, kluski, pierogi, rozkładają się w układzie pokarmowym do glukozy, która jest wchłaniana bezpośrednio do krwi jako “paliwo” dla komórek. Kluczem jest tempo w jakim te produkty rozkładają się do glukozy, bo to z kolei przyczynia się do tempa podnoszenia glukozy we krwi człowieka.
Gdy to, co zjemy, przekształca się w glukozę powoli, to jej poziom we krwi podnosi się nieznacznie, bo jest na bieżąco, zużywana przez organizm. Jeśli jednak ów poziom podniesie się zbyt mocno, co może prowadzić do uszkodzenia organizmu, to trzustka, za pomocą substancji sygnalnej – insuliny, uruchamia silne mechanizmy wypychania glukozy z krwi, przetwarzania jej do tłuszczu i akumulacji w tkance tłuszczowej.
I to już wszystko, wystarczy nie jeść fruktozy oraz pokarmów o wysokim indeksie glikochemicznym, aby schudnąć. W praktyce oznacza to konieczność wykluczenia tego, co słodkie oraz tego, co zrobione z mąki. Oczywiście to bardzo zgrubnie, ale skutecznie.
Poza tym… można jeść ILE SIĘ CHCE. Nie trzeba liczyć kalorii. Nie trzeba sobie odmawiać. Bo… organizm nie jest głupi! Jest owocem setek tysięcy lat ewolucji, tj. procesów dostosowujących mechanizmy samoregulacji do optymalnego funkcjonowania. Więc pomijając te składniki pokarmowe, które są dla nas nienaturalne, nie utyjemy, nawet siebie nie kontrolując.
Diety, czyli co jeść?
1. Post “Dąbrowskiej”. To dość ostra forma postu. Spożywa się ok 1/3 1/4 dziennego zapotrzebowania na kalorie, w postaci warzyw o niskim IG.
Wady? Dieta krótkotrwała, restrykcyjna. Bolesny okres przejściowy (od 3-6 dni). Niedobory witamin rozpuszczalnych w tłuszczach oraz pewnych składników mineralnych (np. magnez).
Zalety: Skutecznie i szybko redukuje wagę. Całkowity brak poczucia głodu. Bardzo dobre samopoczucie fizyczne i psychiczne (tzw. high). Procesy ożywiania wewnętrznego, a więc pewnego oczyszczania organizmu.
2. Dieta niskowęglowodanowa: ketogenna, Kwaśniewskiego, Atkinsa. To zwłaszcza w wydaniu diety ketogennej, dość bogata w składniki dieta, polegająca na drastycznym ograniczeniu węglowodanów. 80% kalorii stanowią tłuszcze. 15% białka. 5% węglowodany. W przypadku diety ketogennej, do owych 5% węglowodanów, nie liczy się warzyw zielonych, kapustnych i o niskim IG, które są zalecane w dużych ilościach.
Wady? Dieta silnie odmienna od standardowo stosowanych sposobów żywienia i masowo dostępnych produktów. Zero chleba, bułek, pizzy, klusków, kartofli powoduje wykluczenie blisko 80% tego, co rynek ma do zaoferowania i tego, co jemy na co dzień. Dieta ma silnie negatywny okres dostosowawczy, który potrafi trwać do trzech tygodni. W tym czasie, obniżenie jakości życia, sprawności fizycznej i psychicznej. Drobne, ale uciążliwe dolegliwości. Może prowadzić do (przejściowego?) podniesienia cholesterolu. Odstępstwa od diety – spożycie węglowodanów – prowadzą do nieprzyjemnych skutków, podobnych do tych z okresu przejściowego.
Zalety: Spadek lub unormowanie się wagi. Dieta możliwa do długotrwałego stosowania. Urozmaicona, bogata w składniki odżywcze i mineralne. Brak poczucia głodu. Wysoka sprawność fizyczna i psychiczna. Przestawienie się tkanek i komórek organizmu z odżywania się glukozą na tzw. ciała ketonowe (tłuszczowe). Odmienny sposób odżywiania ma, wg niektórych, pozytywne skutki dla całego ciała, w zakresie zdrowia.
3. Dieta niskiego indeksu glikochemicznego (Montagnaca). Polega głównie na jedzeniu pokarmów o niskim IG.
Wady: Człowieka ciągnie do cukru i ciepłego pieczywka, nie wspominając już o piwku.
Zalety: Normowanie wagi. Dieta bardzo różnorodna (najbardziej z przytoczonych) i bogata w niezbędne składniki odżywcze. Brak walki z łaknieniem lub głodem – można jeść do syta, bez otyłości.
Reasumując, wszystkie trzy wspomniane diety, mają niskie IG (indeks glikochemiczny). To wpychane w nas produkty o wysokim IG, zakłócają równowagę organizmu i prowadzą do otyłości. Deregulują nasz organizm, a potem jesteśmy oskarżani o łakomstwo, słabą wolę i obarczani winą, za to, że tyjemy.
Jak jeść aby schudnąć?
Przyzwyczajani jesteśmy do “pojadania“. Badania statyczne wskazują, że kilkadziesiąt lat temu ludzie jedli średnio dwa, trzy raz dziennie. Dzisiaj jedzą pięć, sześć i więcej razy dziennie. Może batonika. Może bułeczkę. Może kanapkę, jakiś drobiazg. Dietetycy zalecali zresztą – jedz częściej, a mniej.
W naturze, człowiek jadł – rzadko. Bo nie za często była okazja. Do tego jesteśmy przystosowani i zbudowani. Okresy niejedzenia, są dla organizmu naturalne i co więcej, pełnią (prawdopodobnie) ważne funkcje zdrowotne i oczyszczające. I nie chodzi tu nawet o długie okresy niejedzenia przekraczające dobę, ale także o okresy wielogodzinne, dobowe.
Odstępy między posiłkami są więc naturalne i dobre dla człowieka, tak samo jak dłuższe okresy niejedzenia. Organizm przechodzi wtedy na odżywianie wewnętrzne, czyści “śmieci”, ponoć nawet potrafi regenerować własne komórki, poprzez produkcję takich, które określamy jako “macierzyste” (to przy dłuższych okresach niejedzenia).
Zdrowym zatem jest takie jedzenie, które nie jest częste i które zapewnia dłuższe przerwy między posiłkami. Przerwa, która z nocą trwa 12 godzin już jest korzystna. Niektórzy zalecają 16 godzinną przerwę, a więc ograniczenie czasu, gdy spożywamy różne posiłki do 8 godzin. Korzystne jest też ponoć ograniczenie liczby posiłków. Przynajmniej do trzech, dla bardzo ambitnych do dwóch. Mnisi na górze Atos jedzą raz dziennie, ale… bez przesady 🙂 Chociaż, średnia długość życia waha się tam w pobliżu stu lat 🙂
Tutaj ponownie wraca temat niskiego IG, bowiem spożywając produkty o wysokim indeksie, tworzymy w organizmie huśtawkę glukozy, która najpierw podnosi się ponad normę, a potem wskutek działania mechanizmów uruchamianych insuliną spada poniżej tolerowanego poziomu, wskutek czego odczuwamy głód i trudno jest “nie zjeść”.
I to by było na tyle. Niestety, sam lubię dietę szkodliwą, bo… smaczną. No ale od czasu do czasu, trzeba popróbować inaczej. Uważam, że warto.
Notki o diecie/poście Dąbrowskiej {TUTAJ}
——————————————————————-
Zastrzeżenie
Tekst jest luźnym i amatorskim ujęciem tematu – zasadzie “na brudno – choć owszem opartym w dużej części o własne praktyczne doświadczenia. Autor nie jest specjalistą, ani fachowcem w opisywanym temacie, a korzystanie z rad zawartych w tekście może się odbywać wyłącznie na odpowiedzialność stosującego. Stwierdzenia zawarte w tekście mogą być błędne.
W celu uzyskania wiarygodnych (choć być może szkodliwych) informacji i zasad odnośnie żywienia, należy zapoznać się z poradami specjalistów, którzy dostarczają tych porad.
Właściwa dieta czyni cuda. Głośno było o przypadku Lecha Wałęsy, który schudł po terapii, w której fachowcy stosowali wobec jego ciała dietę doktora Kwaśniewskiego, która polegała na spożywaniu praktycznie wyłącznie tłuszczów zwierzęcych oraz tzw. zdrowego trybu życia. Lech Wałęsa żartobliwie odniósł się do nazwy diety, że zastosował dietę przeciwnika w wyborach prezydenckich. Początkowo uważał, że dosypują mu do jedzenia jakieś prochy. Ale terapia się udała i schudł znacząco, co nie było bez znaczenia dla jego zdrowia. Obecnie nadal boryka się z otyłością, ale to już inna historia.
Niedawno Bronisław Komorowski przeszedł terapię odchudzającą i znacząco schudł. Nie zmieniło to jego poglądów politycznych, ani skłonności do lapsusów słownych.
Zaś Andrzej Grabowski, słynny aktor Teatru Starego w Krakowie, znany dla szerszej publiczności z roli Ferdka Kiepskiego, poddał się niedawno operacji zmniejszenia żołądka, dzieki której schudł aż o 40 kilogramów. Była to niewątpliwie operacja ratująca życie. Nadal jednak słynny aktor nie zmienił poglądów politycznych i udzielił wywiadu dla Gazety Wyborczej, gdzie przestrzegał przed głosowaniem na PiS.
W czasach PRL, kiedy miałem BMI poniżej 25, wpadła mi w ręce książka w języku rosyjskim pt. Cud głodówki autorstwa Paula W. Bragga, któremu lekarze nie dawali szans na przeżycie, ale dzięki regularnym głodówkom, zaprzestaniu spożywania mięsa dożył wieku 95 lat. Zginął serfując na desce, przeliczył się z siłami.
Podobna historia miała miejsce w PRL, gdzie Makary Sieradzki po wyjściu z kazamatów UB również nie miał według lekarzy szans na przeżycie, ale dzięki głodówkom i ćwiczeniom hatha-jogi przeżył jeszcze kilka dekad. Widziałem jego karkołomne ćwiczenia w “Studiu Tajemnic” autorstwa Wandy Konarzewskiej. Zadziwił mnie mocami parapsychologicznymi, odgadując imię nieznanej mu wcześniej kobiety.