Bardzo podoba mi się rzeczywistość. Popieram demokrację i hamburgery. Coca cola jest moim standardowym napojem, na poły z piwem, koniecznie zimnym, z lodówki. Kocham telewizję. Lubie jak się biorą za łby. Jak sobie wymyślają. Przystojny redaktor trzyma ich za mordy i strofuje jeśli trzeba.
Spędzają mi sen z oczu marsze przebudzenia. Rozognione oczy kobiet w starszym wieku. Wykrzywione chrześcijańską nienawiścią twarze starszych ludzi. Buta młodych, którzy chętnie by coś zdemolowali. Te zwierzęta szczające na krzyż też budzą moją odrazę. Ale takie to już – uroki demokracji.
Podoba mi się premier. Wielkiej Brytanii. Jest przystojny i chory od tego, że jacyś islamiści zamordowali białego człowieka w odwecie – zgodnie z Koranem. Na szczęście ich odwołania się do Koranu, zostały zagłuszone nałożonym na relację komentarzem redakcyjnym. Przecież nie można stresować ludzi.
Wielka Brytania jest oświecona. Kopaczowa nie kupiła tami flu, świetnego środka przeciw świńskiej grypie. Brytyjczycy kupili. Pół miliarda funtów zarobiła na nich firma farmaceutyczna. Teraz to magazynują. Eksperci nie są pewni czy pomaga.
Najlepszy film roku jest filmem politycznym. Nagrody Nobla, Oscara stały się równie polityczne jak te przyznawane przez biuro polityczne KC. Dyscyplina słowa i myślenia jest konieczna. Też kocham homoseksualistów i gejów i prędzej się zapytam żony, zanim coś powiem przeciw adopcji dzieci przez sodomitów. Zrozumcie, to już nie są żarty.
Głównie chodzi o to, żeby się nażreć. Czymś kosztem. I mieć wszystko w dupie. O przepraszam. Takie słowo. Najbardziej mają (gdzie?) wszystko patrioci. Znaczy ci na górze. Ci niżej mają frustracyjki. Jeszcze tylko kapela przypomniana w oscarowym przeboju, przypomina, że można było. Teraz wszystko już skarlało. I… lepiej nie podnosić głowy.