The Last Kingdom

uk.pinterest.com

zdjęcie ze strony: uk.pinterest.com

Uhtred of Bebbanburg wychowuje się w IX wieku jako syn pana na zamku Bebbanburg w północnej części wyspy brytyjskiej. Nadchodzi czas inwazji Wikingów. Hordy kudłatych, brutalnych wojowników przybywają na swych długich łodziach pustoszyć i podbijać kraj Sasów. Ich łupem pada też Bebbanburg, a Uhtred po stracie rodziców zostaje przez nich zagarnięty jako niewolnik.

Tak zaczyna się serial „The Last Kingdom”, jak zwykle przez „geniusza” wymyślającego polskie tytuły, obdarzony polskim i nonsensownym: „Upadek królestwa”. Serial jest bardzo dobry. W systemie ocen od 0 do 10 wypada mu przyznać dziewiątkę. Za atmosferę, za muzykę, za perspektywę i prowadzenie wyobraźni i uwagi widza.

Film niesie ze sobą walory poznawcze. Widzimy „początki” Anglii, wysiłki, wymagające poświęcenia życia, by budować to nieistniejące wówczas państwo. Przed oczami mamy inwazję Wikingów, która w IX wieku objęła niemal całą wyspę, stąd właśnie „Ostatnie królestwo”, którym było położone na południowo-zachodnim skraju wyspy – Wessex.

Pięknie poprowadzona, choć przyznajmy – czasem nieco fantastyczna – historia Uhtreda, intrygi, bohaterstwo, miłość i znów… ta muzyka, która rewelacyjnie komponuje się z obrazem.

Świat „Ostatniego królestwa” to świat wielki. Świat wielkich namiętności, wielkich poświęceń, wielkich postaw, wielkich ambicji. Świat średniowiecza, tej dziwnej i unikalnej epoki nastałej po upadku cywilizacji rzymskiej.

W tym świecie nie było ogarniającej wszystko instytucji państwa. Na zgliszczach imperium rzymskiego ludzie musieli budować jakiś ład na nowo albo stoczyć się w przepaść prymitywnego, plemiennego bytowania. Ten ład budowano na jedynej dostępnej wówczas podstawie, na relacji człowiek-człowiek.

To wymogi owego ładu wyniosły tak wysoko wartości honoru, prawdy, wierności, lojalności, sprawiedliwości. To wtedy rozpoznawalne, przeżywane i rzeczywiste stały się etosy rycerza, kapłana, władcy czy rzemieślnika. Relacje między ludźmi, z racji braku powszechnego i egzekwowanego systemu prawa oraz instytucji administracji państwa, oparte musiały zostać o wartości i wzorce osobowe. Te wartości i wzorce, które dzisiaj już nic nie znaczą.

Dziś dominującym i stosowanym wzorcem osobowym jest „handlarz”. Handlarz nie ma zasad, handlarz nie ma niezbywalnych wartości, handlarz ma tylko jedno – żądzę by grabić do siebie, żądzę zysku, jak najwięcej wziąć za jak najgorszy towar. W świecie handlarzy prawda, honor i wszystkie te pochodzące z przeszłości pojęcia, tracą swoją substancjalność. Nawet nie chodzi o to, że ktoś ich nie chce, ale one po prostu nie mają żadnego zastosowania. To tak, jakby ktoś łodzią próbował poruszać się po błotnistej ziemi – nonsens.

W świecie handlarzy wartości służą do wycierania podłogi, są prostytuowane w charakterze zasłony, mającej skrywać to, co za nią, lubieżną pożądliwość władzy, pieniędzy, pozycji. Od tej pożądliwości nigdy nie byliśmy wolni. Ale też nigdy nie stała się ona tak dominującym, że niemal jedynym kryterium zachowań. Może to ma jakiś związek z tzw. „demokracją”, to jest ustrojem, w którym politycy mydlą oczy ludziom, że rządzą, a ludzie w swej masie, oślepiani zdeformowaną edukacją, strumieniem medialnych nicnieznaczeń, epatowani zastrzykami negomocji i indoktrynacji, dawkowanymi wprost przez oczy i uszy, miotają się w braku zrozumienia, braku równowagi i braku odniesienia, tak że pozostają im wściekłość, nienawiść i znów, żądza by teraz dla siebie.

Serial jest pięknie filmowany, postaci są wyraźne i wiarygodne. Dramaty, dobrze prowadzona linia zdarzeń, zawierająca mało przewidywalne zwroty akcji. Nuty nostalgii przeplatane wartką akcją i scenami, bywa brutalnych, walk. No i to tło historyczne, osadzające działania bohaterów, w tym rzeczywistych postaci historycznych, w szerszym epickim tle.

Nasuwa się jeszcze taka refleksja właśnie historyczna. Przedstawiony widzowi obraz walczących o przetrwanie Sasów i Alfredzie marzącym o zbudowaniu jednego królestwa – wymarzonej Anglii – budzi podziw i chęć solidarności. A przecież Sasi to Wikingowie właśnie, tylko kilka wieków wcześniej. Przecież to oni najechali Brytanię i wytępili w większości lud zamieszkujący tę wyspę. Później walczyli z inwazją Wikingów. Wygrali. Potem… Anglię zdobyli Normanie i przez trzysta lat na zamkach angielskich mówiło się po francusku. Najbardziej znany w historii król angielski, Ryszard Lwie Serce, nie znał nawet języka angielskiego.

I tak historia się zmienia. Krwiożerczy Wikingowie, to dziś grzeczni Duńczycy i ciapy Norwegowie. Brytowie (Celtowie) mają potomków na północnym skraju Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Słowianie są najliczniejszą grupą ludnościową Europy, a wiele innych istnieje już tylko na kartach kronik.

Pozostaje pytanie „Co się nie zmienia?”, „Co pozostaje?”. Pytanie, które zadawał sobie król Alfred, marzący na kadrach serialu i być może w rzeczywistości o wielkiej Anglii. Marzący o niej i poświęcający swoje życie zadaniu, które  „musi być wykonane”. Zadaniu, które dopiero jego wnuk, podporządkowując sobie Northumbrię, doprowadzi do finału i zbuduje „Anglię”.

Anglia Anglosasów została zbudowana na gruzach Brytanii Brytów. Potem francuscy Normanowie. Potem, potem? Ta perspektywa i to pytanie pozostaje z widzem. Czy są rzeczy, którym warto poświęcić życie? Czy są cele, dla których warto żyć i umierać? Dziś… nie ma. Wszystko skarlało i sprowadza się do bilansu: winien i ma. Odwieczny pojedynek władcy  i bankiera został rozstrzygnięty. Wszyscy jak w starej, gorzkiej piosence z epoki PRLu „rozmieniamy się na drobne”. Dlatego warto oglądać takie seriale. Warto bo to dobra rozrywka. Warto, bo ciekawie pokazuje historię. Warto, bo zawiera pytania i odniesienia, które coś w człowieku poruszają.

 

 


Recenzje pozostałych filmów {TUTAJ}


Tekst „proroczej” kabaretowej piosenki z PRL

Gdzie te czasy szczytne, mądre, gdzie te cele?
z każdą chwilą rozmieniamy się na drobne,
my wspaniali w ludzki bilon .

Rozmieniamy się tak błaho
tak doraźnie, średnio, mało
kto da miejsce nam i za co
kto poskłada w jedną całość?

Nami się wydaje resztę,
zaokrągla się rachunki,
może nas automat wessie
i da w zamian szklankę wódki […]

Może lepiej tak i mądrzej,
tak jak nas uczyły szkoły,
rozmieniajmy się na drobne,
kandydaci na cokoły!

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *