Milczenie – Martina Scorsese

 

„Milczenie” opowiada o losach katolickich księży w siedemnastowiecznej Japonii. To film bardzo smutny, przejmujący, na swój sposób piękny. Rodrigues i Garupe są ostatnimi księżmi w ogarniętej prześladowaniami chrześcijan Japonii. Ukrywają się oni, ukrywają się ze swoją wiarą japońscy wieśniacy. Jedni i drudzy osaczeni wszechobecną machiną inwigilacji, unurzani w śmierci, zamknięci w jakichś chatach, w ukryciach, w obrzędach.

Portugalscy zakonnicy pojechali tam, by odnaleźć ojca Ferreirę, by ratować misję chrześcijańską. Wiarę biorą na serio, dosłownie, poświęcają wszystko. Schwytani poddawani są przemyślnym torturom fizycznym i psychicznym. Rodrigues w końcu spotyka w niewoli Ferreirę. Ten, pełen rezygnacji, namawia go do porzucenia chrześcijaństwa. Którejś z kolei nocy, w obliczu cierpienia japońskich chrześcijan, które jego apostazja może przerwać, Rodrigues wyrzeka się wiary.

I to już niemal wszystko w dziedzinie faktograficznej. Potem są lata jego życia, jako Japończyka. Otrzymuje żonę i przybranego syna. Cyklicznie ponawia wyrzekanie się chrześcijaństwa. Kończy życie nie wypowiedziawszy chęci powrotu do religii, którą przyjechał krzewić.

Ważną rolę pełni także upadły Japończyk Kichijiro. Wyrzekł się wcześniej chrześcijaństwa, ale prosi Rodriguesa o rozgrzeszenie. Potem, gdy staje wśród oskarżonych o wyznawanie wiary w Jezusa, jako jedyny ponownie dokonuje aktu apostazji i pluje na krzyż. Jego towarzysze płacą za odmowę śmiercią w męczarniach. I ponownie prosi o spowiedź i rozgrzeszenie, i je otrzymuje. Potem wydaje samego Rodriguesa i historia się powtarza.

Gdy Rodrigues stoi przed ostatecznym wyborem, wyrzeczenia się wiary, reżyser wkłada w jego myśli słowa usprawiedliwiające taki akt. Takie, że ów akt jest ostatecznie wyrazem miłości, miłości do Japończyków, których w ten sposób Rodrigues ratuje. Że jest to ostatecznie poświęcenie się jego samego i że Bóg z nim jest.

Gdy umiera, chowany jest na buddyjski sposób i reżyser puszcza do nas po raz ostatni „oko”, i pokazuje w dłoniach, już płonącego ciała, maleńki krzyżyk.

Film przygnębia, ale stawia pytania. Pierwsze i najbardziej oczywiste to pytanie o decyzję bohatera. Czy dobrze zrobił? Co my byśmy zrobili na jego miejscu? Z pozycji wygodnego miejsca przed monitorem, większość zadeklarowałaby bez wahania bohaterstwo do końca, bez względu na konsekwencje dla siebie i innych. W realiach historycznych pokazanych w filmie, to już takie oczywiste by nie było.

Wyjaśnieniom decyzji o apostazji przedstawionym w filmie, zdaje się całkowicie przeczyć treść chrześcijańskiej nauki. „Kto się mnie zaprze przed ludźmi, tego i Ja się zaprę przed moim Ojcem”. Słowa Jezusa pozostawiają tu mały margines na interpretację. A jednak… A jednak i Piotr trzy razy się zaparł. A jednak zdaje się Scorsese szukać szaleńczo jakiegoś usprawiedliwienia. Ułaskawienia dla – może własnego – minięcia się z chrześcijaństwem Może Kichijiro to właśnie Scorsese i może chce reżyser powiedzieć, że nawet po wielokrotnym rozwodzie i po upadkach, w człowieku może tlić się jakaś tęsknota za Bogiem i jedyne czego potrzebuje, to znowu rozgrzeszenia, wybaczenia. Niezależnie od tego co zrobił i w zasadzie bezwarunkowo.

Czy takie rozgrzeszenie jest możliwe? Odpowiadamy odruchowo, że nie. Przynajmniej ja tak odpowiadam. Jednak po dłuższej chwili pojawiają się wątpliwości. Może właśnie te wątpliwości chciał w nas zasiać reżyser. Przedstawić swój punkt widzenia. Bo przecież ostatecznie rzecz biorąc, to ten bezgranicznie podły i upadły Kichijiro, wciąż jakoś wierzy, gdy nawet Rodrigues już do wiary się nie przyznaje.

Ale jest w filmie Scorsese drugie wielkie pytanie i tym razem nie jest to pytanie odnoszące się do zdarzeń historycznych. Jest to pytanie o nasze tu i teraz, dotyczące każdego człowieka i jego wiary. To pytanie, jest pytaniem o tytułowe „Milczenie”. Dlaczego Bóg nie mówi? Czy mówi do Ciebie? Czy słyszysz jego głos? Rozmawiacie? Rozmawialiście?

Bohaterowie filmu stają wobec milczenia Boga. Jego mowę bowiem odczytywali, ze zdarzeń życia, z biegu losu: – O… to właśnie chciał mi powiedzieć Bóg, zsyłając to albo tamto zdarzenie. Ale ta metoda w pewnych czasach i w pewnych sytuacjach zawodzi i człowiek staje wobec milczenia. Nie wyobrażonego, filozoficznego, literackiego, tylko odczuwalnego, bezwzględnego, rzeczywistego na wszelki możliwy sposób w jaki może je odczuć.

– Dlaczego Bóg nie mówi? – pyta Scorsese – i co mamy począć, znalazłszy się w milczeniu? Czy Bóg w ogóle do nas mówi, czy tylko to sobie tak sprytnie wyobrażamy, tworząc interpretacje takich czy innych okoliczności oraz zdarzeń? Dlaczego nie mówi jak do Pawła, którego olśnił i zabrał do „trzeciego nieba”, jak do Jana na Patmos, jak do Szczepana przed śmiercią?

Chrześcijaństwo Scorsese to chrześcijaństwo wątpliwości i niepewności. Reżyser zostawia nas z tymi pytaniami i pozwala szukać odpowiedzieć w samym sobie, w ciszy. Życie większości z nas jest na co dzień już „ustawione”. Wiemy co i jak. Mamy poglądy religijne, których dostawą zajmują się wytrenowani specjaliści od ich zawartości. Wszystko się razem „składa” i przez całe życie, wcale nad takimi pytaniami nie musimy się pochylać, chyba że… Chyba, że jak portugalscy zakonnicy staniemy przed niewyobrażalnym i nie do zniesienia, a Bóg będzie milczał. Wtedy dopiero możemy być zmuszeni, by sięgnąć głębiej, przez powierzchnię oficjalnych wierzeń, własnych intencji i uczuć, aż do prawdy o nas samych, o naszej wierze, o Bogu i o naszej do niego relacji.

Myślę, że tych, którzy chcieli szybko potępić „wyrodnych księży” Scorsese od tego swoim filmem powstrzymał. Postawił pytania i chwała mu za to. Bo próba odpowiedzi na nie, jeśli będzie głęboka i szczera, będzie czymś pozytywnym, nawet jeśli z reżyserem się nie zgodzimy.

——————————————
Linki uzupełniające:
1. Wywiad nt. filmu.
2. Brittanica o powstaniu w Shimabara.

——————————————
Moja książka o Camino: {LINK}

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *