Nie będę głosował na PiS bo…, nie będę głosował na PO bo…, nie będę głosował PSL bo…, nie poprę SLD bo…, nie zapiszę się do Ruchu Narodowego, nie wstąpię do Solidarnej Polski itd, itp.
Świat organizacji i ugrupowań politycznych to dla Polaka świat zbirów, kłamców i szubrawców z którymi najlepiej nie mieć nic do czynienia. Ach gdyby pojawiła się partia która… – tu następuje lista marzeń. Partii takiej jednak nie ma. Pojawiające się nowe byty polityczne mają widoczne gołym okiem wady. Wady istniejących partii rażą przy każdym spojrzeniu.
Dlatego znaczna część Polaków – nie angażuje się. W nic zorganizowanego. W pewnym sensie mają rację. Rację mają w tym, że dostrzegają wady, że nie ma ugrupowania które spełniałoby ich (idealistycznie pozytywne) wymagania. Gdyby takie wymarzone ugrupowanie powstało, to z pewnością by się w nie zaangażowali. U tej grupy Polaków rodzi to polityczną bierność.
Polityczne idealizowanie ma miejsce także u tych, którzy już się zaangażowali. W tym przypadku zachodzi idealizacja podmiotów w których uczestniczą. Proces ten jednak napotyka na przeszkody, tj. oczywiste wady każdego z podmiotów. Jak idealizować własną organizację skoro przytomna jej ocena, jasno wskazuje wady? Otóż – należy odrzucić przytomną jej ocenę. Jak odrzucić przytomną ocenę własnej organizacji? Poprzez maksymalizację i przerysowanie – do miejsca w którym rodzą się silne negatywne emocje – wad innych:
Nasza organizacja nie jest idealna dlatego, że jest idealna. Na temat wad naszej organizacji w ogóle nie będziemy rozmawiać. Bo zagraża nam (Polsce) śmiertelne niebezpieczeństwo: te straszliwie wykrzywione i złe pozostałe organizacje. W takich warunkach jesteśmy jedyni i wspaniali, bo alternatywa jest po prostu straszna.
Rodzą się w ten sposób silne negatywne emocje wzajemne Polaków i dość głębokie sprzeczności i podziały.
Do powyższych mechanizmów dodać należy przekonanie, że każdy kto jest członkiem jakiejś masowej organizacji uosabia i nosi na sobie wszystkiej jej wady. Ponieważ u Polaków nie będących członkami żadnej takiej organizacji dominuje przekonanie, że te które istnieją to mafie złodziei i cwaniaków niszczących i sprzedających Polskę, to Polacy nie wstępują do tych organizacji bo nikt nie chce nosić odium szaleńca, lub złodzieja, sprzedawczyka lub tępego fundamentalisty. Każdy zaś, kto już jest członkiem lub silnie popiera taką organizację nosi wszystkie jej wady.
Ostatnią postawą związaną z postrzeganiem rzeczywistości społecznej jest przekonanie, że “to i tak nic nie da“. Możesz w sprawie, którą uważasz za niewłaściwą czy bulwersującą napisać do premiera/prezydenta/posła/burmistrza/radnego etc. Możesz? Przecież to i tak nic nie da. To złodzieje i cwaniacy. Nie zwracają na nas uwagi. Więc… nie piszesz, nie dzwonisz, nie reagujesz bo – “to nie ma sensu”. I rzeczywiście, łatwo sprawdzić, że to nie ma sensu. Taki głos zostanie zignorowany.
Wnioski.
Polacy są politycznymi idealistami. Brak im trzeźwego spostrzeżenia umożliwiającego dostrzeżenie, że ludzie jak i ich organizacje są obarczone wadami zupełnie w naturalny sposób. Rozwój i postęp – zarówno w odniesieniu do osób jak i organizacji społecznych – nie polega głównie na eliminacji wad, ale na promowaniu zalet.
Idealizm polityczny rodzi dwa skutki: Z jednej strony bierność czyli brak zaangażowania politycznego. Z drugiej emocjonalne idealizowanie własnego ugrupowania, wynikające w sposób konieczny z demonizowania wad ugrupowań i osób o odmiennych poglądach.
Brak czynnego zaangażowania politycznego Polaków jest formą samospełniającej się negatywnej przepowiedni: Ponieważ wierzymy, że partie są złe, dopływ członków do nich odbywa się często wg kryteriów czysto egoistycznych. To z kolei prowadzi do potwierdzenia naszej wiary, że partie są złe bo obserwujemy ich wady.
Dostrzeganie i przerysowywanie negatywów u tych co myślą inaczej niż my, bywa Polakom niezbędne do uzyskania poczucia własnej wartości, przez co a) jesteśmy podzieleni, b) pogłębiamy często wady własnych organizacji.
Przydałby się nam dystans. Do siebie i do świata. Dystans, który mówiłby: “Bez tragedii. Nic takiego strasznego się nie dzieje i nie stało”. Taki dystans pozwalałby nam akceptować wady i skupiać się na zaletach. Szukać rozwiązań dla rzeczywistości w miejsce szukania sposobów eliminacji domniemanego wroga. Z podzielonych wrogich sobie obozów (co łatwo zobaczyć o emocjonalnych interakcjach ich członków) stalibyśmy się spokojniejszym ludem, który pracuje i dyskutuje nad tym co zrobić, żeby było lepiej. Ale to tylko takie moje marzenia.
Ideał, z zasady jest doskonały. Nie ma wad w ogóle i nie ma miejsca na poprawki. Dążenie do doskonałości to eliminacja wad i ciągłe ulepszanie tego co jest.
Nigdy nie było inaczej i nie może być inaczej.
Dziękuję za komentarz. Choć intelektualnie trafny, to się z nim całkowicie nie zgadzam :o)
Z czym się tutaj nie zgadzać?
Ludzkie peccata capitalia, bierność, idealizowanie własnego ugrupowania i wszystko inne. To są wady, nie da się tego “akceptować”, aby nagle, jednym ruchem coś się cudownie zmieniło jak w kalejdoskopie przy wszystkich powodach burdelu. Jak ludziki chcą coś zrobić muszą coś z sobą zrobić. Złodzieje i cwaniaki znikąd się nie wzięły.
Rzecz w tym – tak myślę – by nie idealizować spraw, rzeczy, podmiotów, z natury dalekich od ideału. Np. ludzi czy partii politycznych.
Ja tego nie neguję. Wskazuję na błąd poznawczy.
Stwierdzenie, że partie są złe, bo obserwujemy ich wady wraz z całym bagażem. Jest akceptowaniem wad i zostawieniem polityki takiej, jaką jest. Stanowi uznanie i pogodzenie się z faktem, że polityka i politycy są zepsute z zasady i nic tego nie zmieni. To co Ty określasz jako skupienie się na “zaletach” jest walką z wadami mającą na celu ich usunięcie/marginalizację. Jeżeli chcesz walczyć z wadami to ich nie akceptujesz. Wręcz przeciwnie to brak akceptacji dla nich stanowi podstawę działania. Brak tego działania wynika z innego powodu, a nie z braku akceptacji. Odwrotnie to porażka jest akceptacją.
Z tym – pełna zgoda. Myśl, że polskie partie złe nie są wyraziłem częściowo w tekście Zalety polskich partii politycznych