Panie Prezydencie,
Piszę do Pana, ponieważ jest Pan jednym z tych prezydentów, którzy zostali wybrani w WOLNEJ Polsce. Piszę, bo został Pan prezydentem Rzeczypospolitej, także dzięki mojemu głosowi oddanemu na Pana. Pamiętam, że kolejka do urny była długa. Zaznaczyłem na kartce pańskie nazwisko. Patriotyczny gest, obowiązek wobec ojczyzny.
Sto lat temu, po ponad wieku niewoli, Polska odzyskała niepodległość. Polska to dziwny i niezwykły kraj. Kraj ludzi zapalczywych. Tak, tacy jesteśmy. Ale to kraj, który jak żaden inny na świecie ceni dwie wartości: WOLNOŚĆ I GODNOŚĆ. Bo tylko człowiek wolny może posiadać godność, bo w wolny sposób i z własnej woli może przyjąć na siebie obowiązki rodzące odpowiedzialność. Niewolnik, do tych obowiązków, jest po prostu zmuszony.
Więc 11 listopada 1918 roku, to jak dzisiaj, tylko że sto lat temu, Polacy odzyskali WOLNOŚĆ. Wolność dla siebie osobiście, ale przede wszystkim wolność dla Polski, to jest tej unikalnej rzeczywistości na mapie historii i narodów. Co Polacy potrafili poświęcić dla tej daty, dla tego zdarzenia, dla wolności? Wie Pan bardzo dobrze i ja wiem, i każdy Polak wie, bo przykładów heroizmu, budzącego podziw i szacunek w naszej historii jest bez liku.
Więc tę wolność, w sto lat po tamtych wydarzeniach, będziemy świętować. 11 listopada 2018 roku, sto lat po 11 listopada 1918 roku, Polacy przejdą przez swoją stolicę. Przejdą, by pokazać, że Polska jest dla nich cenna. Że ją kochają. Że polskość to możliwość bycia “po swojemu”, ale także możliwość bycia “razem”. Bo tylko RAZEM jesteśmy Polakami.
Owo “razem” jest trzecią wielką polską wartością. Może najbardziej obecnie poniewieraną, z mównic politycznych, kolumn gazet i witryn internetowych, ekranów telewizorów. Ale my Polacy właśnie potrafiliśmy być razem, różniąc się jednocześnie. Bo rozumieliśmy, że różnice i przywary, są czymś daleko mniejszym od tego, co jest polskością, od tego przekonania i poczucia, że każdy człowiek zasługuje na godność i szacunek, niezależnie od jego poglądów czy zapatrywań, a nawet czasem historii.
Piszę do pana Panie Prezydencie, bo ma Pan szansę. Ma Pan szansę 11 listopada 2018 roku wejść do historii. Odkładając na bok zagrożenie, że medialny świat przypisze Panu szkodliwą etykietę, puszczając w niepamięć wszystkie doznane nieprzyjemne zdarzenia, przechodząc ponad ewentualnymi niechęciami lub urazami. Ma Pan szansę pokazać, co to znaczy być Polakiem. Człowiekiem godnym i niezależnym wśród innych Polaków, godnych i niezależnych, bo tacy jesteśmy przecież.
Ma Pan szansę, owszem być może za cenę własnych politycznych lub osobistych strat, odbudować choć trochę to nasze RAZEM. Dołożyć się osobiście do tego, co jest w sercach Polaków, a co właśnie jest – Polską. Proszę Pana o to.
Proszę, bo dowiaduję się, że Pan oraz pozostali prezydenci Rzeczypospolitej wybrani w wolnej ojczyźnie, zamierzacie “nie pojawić się” na marszu w Warszawie 11 listopada. Jeśli was tam nie będzie, to Polacy pomaszerują sami i Polska… przetrwa. Ale przetrwa już tylko w ich sercach, oderwana od politycznego świata, który głowami redaktorów, rzeczników i przewodniczących, będzie nas przedrzeźniał i opowiadał, że się nie dało, że nie można było, że służba ojczyźnie, że inni winni i pozostałe już nic nie znaczące wtedy frazesy.
Jeśli tak się stanie, to tego dnia wieczorem stanę z tym moim oddanym na Pana głosem i włożę go do szuflady w mojej pamięci i historii. Jeszcze nie wiem, do której, do tej z napisem “Błąd” czy do tej z napisem “Nieprawda”. Podejdę do okna i o wpół do ósmej popatrzę na mój kraj, jarzący się w nocy światłami ulic, samochodów. I zgaszę wszystkie światła w domu. Na minutę.