Będziesz chory. Ja wiem, że nie jesteś. Wiem, wiem, nic na to nie wskazuje. Ale złapałeś wirusa. Zaraziłeś się. Więc… jeszcze nie dzisiaj, jeszcze nie jutro, ale w końcu zachorujesz. Jak nie zrobisz piorunochronu na dachu, to kiedyś w niego pier….nie piorun. Nie, nie dlatego, że bogowie. I tak, kiedyś na pewno tak. I tak, właśnie dlatego, że twój dach góruje nad okolicą, jest ostry i nie ma piorunochronu.
Aha. Będziesz chory także, jak chlasz wódę. No wiem, że nie teraz. Ale takie są mechanizmy. Zdrowia, bezpieczeństwa i tak dalej. Tu nie ma czary-mary. Tu nie ma „przypadkiem”. Tu po prostu są mechanizmy, które prędzej czy później prowadzą do nieuniknionych konsekwencji. Człowiek wypiera nieuchronność tych konsekwencji, ale to nadal nie zmienia faktu, że nastąpią. Stąd taka waga poznania, wirusa, mechanizmów fizyki i przyrody, jeśli chcemy dla siebie dobrze, a nie źle.
To samo – o dziwo – zachodzi w procesach społecznych i mentalnych. Pewne postawy, przekonania, „wartości”, jak wirusy zadomawiają się w ludzkich umysłach. Niby nic się nie dzieje. Na początku. Ale konsekwencje są nieuniknione choć oddalone. Nie biorą się znikąd, ani z przypadku, ani z woli bogów, jak piorun trafiający w dach domu. Biorą się te konsekwencje z przyczyn, które uruchamiają bieg zdarzeń.
Jakie „wirusy” mentalne ludzie „połknęłi”, zaakceptowali? Jakie przekonania i postawy owocują w ostatnich latach dziwnymi i krzywdzącymi dla ludzi skutkami. Czy naprawdę to, co głosili Marks czy Nietzsche, kształtuje nasze losy, myślenie nam współczesnych ludzi? Czy istnieją inne „wzorce myślenia”, „prawdy”, przekonania, które mogłyby pomóc zaradzić powszechnemu szaleństwu jakie wydaje się dominować, przynajmniej w oficjalnej sferze publicznej?
A może to wszystko jest bez znaczenia. Liczy się tylko czy nasi politycy wygrają. I jak wygrają, to wszystko się zmieni na lepsze. A może nawet to nie ważne. Tylko trzeba robić biznes, chodzić po ziemi, dobrze zjeść, zapić, za…. no ten tego no.
Ale byliśmy zamykani na dwa tygodnie w domu i polska policja przyjeżdżała sprawdzać czy siedzimy. Ludzie byli wypraszani z kościołów, a innym nie udzielano pomocy medycznej za co płacili życiem. Ale nie chcemy o tym myśleć, ani pamiętać, bo to boli, i może wstyd. Ale wszyscy płacimy więcej za energię i będziemy płacić jeszcze więcej. Samochody są droższe, mamy jeść robaki zamiast mięsa i to wcale nie na żarty. Co prawda trochę wyhamowano takie – zbrodnicze? – praktyki jak wycinanie dzieciom ich narządów płciowych z powodu domniemanej identyfikacji, ale licho wie, co jutro powiedzą, że nam będą wszczepiać. I co zrobisz? Nic. Bo nikt, nic nie zrobi, bo taka jest sytuacja. A sytuacja nie bierze się znikąd. Grom nie uderza w dany punkt przypadkiem. Zachowania ludzkich populacji i poszczególnych ludzi mogą się stać dla nich samych zagrożeniem. Nawet z powodu pasywności, bierności, bezradności, nawet tej wyuczonej.
Pierwszy był Marks. Potem Nietzsche, Sartre i Michel Focault, który – ponoć – przyłapany przez polską bezpiekę na zabawach intymnych z nieletnim chłopcem, został odstawiony na lotnisko i pożegnany z PRLu. Byli też i inni. Ale tych 4 jest dobrymi przedstawicielami i może nawet wiodącymi „prorokami” apokalipsy, to jest takiej sytuacji, gdy wszystko się pruje, gdy prostytucja, podłość, głupota i małość, zaczyna zagrażać nam wszystkim.
Marks był prorokiem wywoływania wojny w społeczeństwie. Nietzsche prorokiem nadludzi. Sartre powiedział „piekło to inni”, a Focault przedstawił program i „technologię” skutecznego wprowadzenia tego wszystkiego w życie za pomocą – języka. 4 jeźdźców apokalipsy, których zaklęcia niczym wirusy przenoszą się w ludzkich myślach, w ludzkich postawach, w ludzkich losach. O tym będą następne 4 krótkie notki. By spojrzeć z góry. By się zastanowić, czy to racja. By samego siebie zapytać, co w takim razie? Czy głos w wyborach wystarczy? Czy może chodzi o coś więcej?