The Holdovers – fajny film

Piękny film wczoraj widziałem. Momenty były? Masz…

Zaczyna się straszliwie zwyczajnie, bo jakie jest właściwie nasze życie? Jesteśmy herosami? Spidermenami? Czy może wiedziemy zwykłe życie, szare, urozmaicane sobie obrazami z kina, ubarwiane wymówkami, nakryte codziennością, rutyną, całym tym sztafażem, jaki budujemy czasem, aby przykryć to, co nas boli albo o czym nie chcemy pamiętać.

Scenom zimy w jakiejś dalekiej szkole towarzyszy spokojna piosenka przy gitarze. Taka bezpretensjonalna. Taka zwykła, jak czasem życie. Słucha się jej, patrząc i nic właściwie nie potrzeba, bo zwykłe sceny nabierają może i człowieczeństwa, czegoś, co tylko ludzie potrafią nadawać, zdarzeniom, historiom, nawet obrazom.

Pozwól mi po prostu być – śpiewa Damien Jurado w piosence “Silver Joy”. Wszyscy uczniowie wyjeżdżają, kilku nie może, “za karę” zostaje z nimi nauczyciel, kucharka, stróż. Przerwa na Boże Narodzenie i Nowy Rok. Kim są, zwykli ludzie? Czy ty i ja jesteśmy kimś więcej, niż nas postrzegają ludzie z zewnątrz? Czy mamy w sobie jakieś ciemne pokoje? Jakieś nadzieje, które chcemy osłonić przed zimnem, śniegiem, zabójczym spojrzeniem ludzi bez serca?

O dziwo film się bardzo dobrze ogląda. Mimo braku motywów batalistyczno-fantastyczno-sensacyjnych, mimo tego, a może właśnie dlatego, że wzrok nie jest szokowany jakąś powodzią niesamowitych widoków, cały czas towarzyszymy bohaterom. Świetnie zarysowane sylwetki. Charakterystyczne, dość życiowe. Może choć w części tacy jak my. Nie zawsze dopowiedziane. Niosące ze sobą i obawy, i niespełnione nadzieje.

Czego trzeba, żebyśmy mogli – jak to nieco naiwnie śpiewała A.Lipnicka  – odsłonić twarz? Nie po to, by spojrzeć prosto w słońce. Nie. To w miarę łatwe. Ale by spojrzeć w twarz drugiemu człowiekowi. To rzadsze i bywa trudniejsze.

Piosenki pojawiają się rzadko, ale dobrane są dobrze. Filmowanie jest nieobecne. Nie widać go. Ani widoków, może dlatego, że ich nie ma, ani pracy kamery, bo jest tak nienaganna, że nie sposób jej zauważyć. To co widać, to losy bohaterów. I ogląda się je, nie zauważając w ogóle, iż mijają 2 godziny, co przy wielu flagowych dziełach współczesnego przemysłu filmowego, jest ewenementem. Nie ma żadnych dłużyzn. Nie ma zniecierpliwienia. Tempo i bieg zdarzeń są dobrane bezbłędnie.

Film ma ostatecznie też i pewne pozytywne przesłanie. Nie wszystko będzie dobrze. Ale “damy radę”. Może każdy z nas jest taki trochę – zwyczajny – niezwyczajny. Może o tym zapominamy. Dajemy sobie wmówić, że jesteśmy powtarzalni, tacy jak inni, sformatowani. Może jest w nas jakieś dobro, jakieś szanse i wartości? Można ten film z powodzeniem polecić. Nie będzie to zmarnowany czas.

 

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *