Karty są czerwone. Jedna po drugiej.
Na stole. Taka gra.
Patrzysz w wylot –
lufy pistoletu.
Nie na to się pisałeś.
Kula już leci.
Rozważasz możliwości.
Co wybrać, jak zagrać.
Ciało to łazęga.
Najpierw chlapie krwią.
Potem ból, jak zawsze za późno.
Sufit nad tobą ma gasnącą barwę drewna.
Widzisz w tym ułamku sekundy.
To spotkanie. Tamto szaleństwo.
Czarna ściana z prędkością pociągu –
szlag, w twoją stronę.
Więc teraz, co powiesz?
Że kochałeś?
Nienawidziłeś?
Że się wstydziłeś, czy może przeciwnie, byłeś bezwstydny?
A może nie trzeba mówić?
Bo sam staniesz się słowem
Choć myślałeś, że…