Na początku ok X wieku pne było królestwo Izraela. Stworzyły je ludy mieszkające w tamtej okolicy. Każde królestwo, każdy lud miał swojego boga, który je ochraniał i błogosławił. Bogiem królestwa Izrael był Jahwe. Wówczas, jak to mówią fachowcy, jeszcze nie monoteistyczny.
Królestwo Izraela podporządkowało sobie czy objęło, bo to była zbliżona sobie ludność, tereny południowe z miastem Jerozolima, zwane jako prowincja Judy czy Judei. Z czasem Judea się usamodzielniła i tamtejsza ludność stworzyła równoległe królestwo ze stolicą w Jerozolimie. Jednak… bogiem Judei pozostał Bóg Izraela, bo stamtąd przybył jego kult. Stolica Izraela była w mieście Samaria, powierzchnia Izraela była dwa razy większa niż Judei, powierzchnia ziem ornych 4 razy większa.
W 722 r. pne Królestwo Izraela przestało istnieć. Asyryjczycy je zdobyli, splądrowali, a ludność wywieźli w głąb Asyrii. Tam, owa ludność się znaturalizowała, zintegrowała i poza pewnymi niedobitkami mieszkającymi jeszcze na poprzednich terenach Izrael jako państwo i lud zniknął. Pozostało królestwo Judy z Jerozolimą. I tak trwało przez 150 lat do 586 r. pne, kiedy to z kolei królestwo Judy zostało najechane, splądrowane, a ludność wywieziona w głąb – tym razem – Babilonu. I tu być może dopiero, zaczyna się właściwa, niesamowita i pasjonująca historia judaizmu.
Oto ludność deportowana do Babilonu zrozumiała jedno – przestanie istnieć jako ród, jako lud, zniknie na zawsze też ich państwo, które tam gdzieś zostawili. Z Judą/Judeą stanie się to, co poprzednio z królestwem i ludem Izraela. Więc stanęli przed ścianą, przed ewentualnością anihilacji, przerwania istnienia. Ta ewentualność jawiła się jako de facto nieunikniona. I wtedy – poprzez Ezechiela jak mówi prof. Niesiołowski – przyszedł ten niesamowity wynalazek – narracja. Narracja tłumacząca świat, tłumacząca miejsce ludzi, do których była kierowana, w świecie. Narracja wynikająca z miłości do tego ludu, z żarliwego pragnienia jego istnienia i przetrwania.
Zatem nawet tu, na obczyźnie, przetrwacie jako lud. Nie zlejecie się z obcymi, ludami, religiami, poglądami, zwyczajami. Będziecie istnieć i się rozwijać. Wśród obcych. Stąd właśnie trzy filary, jakimi się stały: wiara w Boga monoteistycznego, religijność prywatna i osobista oraz obrzezanie.
Ponieważ Bóg jest jeden, to Bóg nie przegrał, bo nie ma innych bogów! Zatem jeśli spotkała nas klęska, to nie z winy słabości naszego boga, tylko z winy naszych grzechów. Stąd przekonanie, że za dobre postępowanie Bóg wynagradza, a za złe – karze. Ale jeśli jest tylko jeden Bóg, to czy on jest też bogiem innych ludów i królestw. Jest, ale. Ale przede wszystkim. Przede wszystkim jest Bogiem naszym, najpierw naszym, a dopiero potem i poprzez nas, jest Bogiem innych. Dlaczego? Bo z NAMI właśnie zawarł przymierze i dlatego Bóg jedyny jest… Bogiem Izraela.
Co jest znakiem przymierza między Bogiem Izraela a deportowanymi do Babilonu Judeiczykami? Obrzezanie. Dlaczego to ono jest znakiem owego przymierza? To proste, bo otaczający Judejczyków Babilończycy nie byli obrzezani. Byli przez to inni. Oni nie mieli przymierza z Bogiem. Należy przypomnieć, że ten sam gest, zwyczaj, obrzęd, na terenach poprzedniego zamieszkania mieszkańców Judy, nie miałby wcale tej roli i wymowy, bo obrzezanie było praktykowane powszechnie wśród tamtejszych ludów. Ale… nie w Babilonie, a tu właśnie należało się odnaleźć, w tym kontekście przetrwać.
Istotą ówczesnej religijności były świątynie i obrzędy, których dokonywali kapłani. To było niemożliwe dla Judejczyków/Izraelitów/Hebrajczyków w Babilonie. Przez to ich religijność mogłaby się skończyć. Więc Ezechiel wprowadził religijność prywatną, rodzinną. Już nie kapłan w świątyni, której nie było, która została splądrowana, ma składać ofiarę. Nie. Niech każdy ojciec rodziny weźmie jagnię i złoży je w ofierze. Zaś dawna świątynna poezja religijna, stała się narzędziem modlitwy prywatnej, tu mowa o psalmach.
I tak oto powstał lub ewoluował judaizm. Powstał z miłości do ludzi. Po to, by ocalić ich istnienie jako ludu. W sytuacji niemożliwej. W momencie ostatecznego zagrożenia. Powstał jako narracja. Jako wytłumaczenie świata i życia.To ważne, że jesteś Żydem. To wielkie, że jesteś Żydem. Musisz przetrwać. Twoim zadaniem jest przetrwanie i sukces. Rozwój i wzrost. To nie jest twoje prywatne zadanie, egoistyczne zadanie. Tego chce od ciebie i dla ciebie – Bóg. To jest twoje – święte zadanie. Bo Bóg cię kocha, bo Bóg kocha ten lud.
Ta narracja wszystko zmieniła. Ocaliła tamtych ludzi, choć przecież na wezwanie króla perskiego do powrotu do Judei zareagowało około 10% tych, co po 60 latach od deportacji nadal mieszkali w Babilonie. I nic dziwnego. Z worka pszenicy zasianego w Babilonie zbierano 10, w tego samego worka zebranego w Palestynie zbierano 3 – 4. To była różnica poziomu życia. A jednak, zbrojni w narrację, w swoją wiarę, w swoją religię, wrócili. I zaczęli – znów motywowani tą niezwykłą narracją zrodzoną z miłości – żyć, budować, odbudowywać, krzewić – judaizm.
Powstaje pytanie czy my – mamy swoją narrację miłości. Swoją osobistą narrację o przetrwaniu? Jako osoby, jako lud? Czy może mamy “kiełbie we łbie”? A może mamy karykaturalną wersję chrześcijaństwa w postaci pasywnej, kastracyjnej, debilizującej, motywującej do posłuszeństwa i bezmyślności? Wersję, w której rządzi kler lub władca, w której poddany, zgodnie z ruskimi wskazaniami, spojrzenie ma trzymać nisko, żeby nie urazić, tych wyżej? Może mamy wydaniu katolickiego kleru katolicyzm feministyczny, mężczyzn urabiający na kobiety, tępiący cechy rdzennie męskie, społecznie kobiety i kobiece cechy preferujący?
Więc czy przetrwamy bez narracji opowiadającej o nas z miłością, do miłości skłaniającej, opowiadającej o tym, że twoją powinnością, którą Bóg na ciebie nałożył, jest powinność przetrwania, rozwoju w wzrostu?
Czy może to wszystko nie ważne. Bo Braun z gaśnicą, bo telewizja. Bo wirus. Bo strefy czystego powietrza. Bo ocieplenie. Bo wielokulturowość – cóż za zabójcze dla pojęcia ludu idee? – bo nie istnieje płeć, bo wszystko jest dobre i dopuszczalne, bo nie ma tolerancji dla nietolerancji -> twojej.
W takim rozmigotanym, rozdygotanym z chciwości wobec naszej uwagi i świadomości, świecie żyjemy. Czy jesteśmy w nim szczęśliwi? Czy widzimy jasno w nim swoje miejsce? Tak, iż nie jest ono jedynie projekcją naszych zachcianek, ale zadaniem powierzonym przez Ostateczne źródło, przez Boga. Czy da się przetrwać, czy można przetrwać, bez takiej narracji? Czy da się żywić wyłącznie frustracją, niechęcią, agresją i poczuciem zagrożenia oraz krzywdy? Czy my się w końcu czegoś nauczymy?
To… bez znaczenia. Bo ci co się nie nauczą po prostu przestaną istnieć. W dawnym Izraelu, w początkach ich religijności, nie wierzono w życie wieczne. To przekonanie, ta prawda i odkrycie przyszły później. Zatem człowiek mógł przetrwać tylko w swoim potomstwie. Dlatego to było tak ostatecznie ważne – potomstwo. Stąd ten nacisk w historii o Abrahamie. Stąd cała reszta. Ale to nie jest pomyłka, nawet jeśli żyjemy wiecznie, tylko potem inaczej. Nie jest pomyłka bo faktycznie w jakiś sposób trwamy, przekazujemy nasze istnienie dalej. W naszym potomstwie, w naszym narodzie, ludzie. Każde z tych żyć, czy to indywidualne, czy zbiorowe, czy jako ciąg następujących po sobie istnień, wymaga, domaga się, żąda żarliwie narracji. Narracji miłości. Opowiadania, które powie – dobrze, że jesteś. Jesteś tu, jesteś ważny, twoje istnienie jest ważne i jest twoim właśnie zadaniem. Bez ciebie, wszystko na nic. Więc pracuj i walcz. Staraj się i się ucz. Inwestuj i bądź mądry. I… ciesz się życiem, bo jak głosi Biblia:
Nic lepszego dla człowieka,
niż żeby jadł i pił,
i duszy swej pozwalał zażywać szczęścia przy swojej pracy.
Zobaczyłem też, że z ręki Bożej to pochodzi.
Czy to właśnie mamy najczęściej na myśli? A jeśli nie, czy nie warto by było tak widzieć świat? Tak rozumieć rzeczywistość? Czy nie potrzeba nam takiej właśnie “narracji”?