Buddyzm a Chrześcijaństwo

******************************************************
Disclaimer (Zastrzeżenie)
Poniższy tekst sobie nie rości i jest swobodną impresją autora.
Nie znaczy to wcale. Oczywiście.
******************************************************

1. Pochodzenie.

Około 500 lat przed narodzeniem Chrystusa, w Indiach żył młody książę Gutama. Żył życiem, które, pod pewnym względem, niemal bliźniaczo przypomina życie współczesnego człowieka Zachodu. Jest to życie nakierowane na przyjemność, na „korzystanie z życia”, na konsumpcję, coraz to nowych, barwniejszych, przyjemności. Jest to życie, z którego usuwa się z nieustanną determinacją obraz cierpienia i śmierci jako finału życia.

Gdy młody „playboy” zorientował się, że życie ma drugą stronę, że nieszczęście, śmierć i ból są jego nieodłączną, a usuwaną sprzed jego wzroku, częścią, doznał szoku. Zobaczył świat jako świat cierpienia. Zobaczył także coś więcej. Zobaczył, że cało to lgnięcie do przyjemności jest przejawem strachu i próbą ucieczki przed cierpieniem. Zatem wszyscy ludzie cierpią, są ci, którzy cierpią fizycznie, ale tych jest tylko część. Wszyscy natomiast cierpią wewnętrznie, przeżywają strach, zmartwienia, obawy, frustracje, depresje, ból duchowy i psychiczny.

Mówiąc krótko, nikt nie jest szczęśliwy, a jedynie chwilowo zapchany tym czego pragnie. Wszyscy są de facto nieszczęśliwi.

2. Organizacja.

Trudno mówić o buddyzmie jako takim. Buddyzm narodził się w północnych Indiach i w Indiach się rozwijał. Mamy z tego rejonu dwie różniące się znacznie między sobą szkoły: hinajana i mahajana. Następnie Buddyzm rozkwitł na dalekim wschodzie. Najpierw w Chinach, gdzie w kontakcie z Taoizmem wytworzył, znany nam dzisiaj jako Zen, Buddyzm Chan. Gdy Buddyzm dotarł do Japonii, otrzymał nazwę i formę nam najbardziej znaną – a więc Zen.

O ile Buddyzm nie zakłada istnienia żadnego Boga, to ludzie składają ofiary przed posągami Buddy i zanoszą do niego modlitwy. Istnieją buddyjskie klasztory i istnieją nawet buddyjskie obrzędy, przypominające obrzędy innych religii.

3. Doktryna.

Przyczyną bólu, nieszczęścia, niepokoju, cierpienia jakie przeżywają ludzie jest pragnienie. Pragnienie albo inaczej przylgnięcie. Jest skierowanie swojej uwagi (posiadanie skierowanej uwagi) ku rzeczom, sytuacjom, upragnionym stanom rzeczywistości.

To przylgnięcie/pragnienie jest w „naturze” człowieka. Człowiek pragnie zachować swoje życie, bo przylgnął do niego. Pragnie by jego sytuacja w życiu była taka a taka, bo to (spełnienie się rzeczywistości zgodnie z jego pragnieniem) generuje w nim pozytywne emocje i uczucia. Człowiek pragnie doznawać przyjemności, satysfakcji, spełnienia, które pochodzą od zachowania innych ludzi, przebiegu zdarzeń w rzeczywistości, jego własnej sytuacji i doświadczanego otoczenia. Człowiek pragnie. Pragnie by rzeczywistość była taka jak tego chce.

Buddyzm uczy, że właśnie to pragnienie owocuje w ludziach nieustanną frustracją, brakiem pokoju, spontanicznej radości, poczucia wolności. Buddyzm zaleca usunięcie pragnienia. W ten sposób osiągnięcia szczęścia i pokoju.

4. O rzeczywistości.

Jakkolwiek Buddyzm w czystej postaci ma niewiele, albo zgoła nic, do powiedzenia o „prawdziwej rzeczywistości”, to jego liczne późniejsze szkoły zajmują stanowisko w sprawie pytań o to, czym jest człowiek itp.

Buddyzm de facto jest po prostu praktyką, pewnym sposobem postępowania i myślenia nakierowanym na zmianę osobowości w taki sposób, aby zniknęło „przylgnięcie” aka „pragnienie”.

Późniejsze szkoły buddyjskie ukuły jednak pewne sądy ontologiczne. Fundamentalnym jest ocena, że to co człowiek myśli o sobie jako o odrębnym bycie, jest fikcją. Zdaniem buddystów, człowiek w postaci w jakiej myśli że istnieje, nie istnieje. Życie zatem, to postrzegane przez nas, jest tylko pewną projekcją. Nie znaczy to, że ono nie istnieje albo człowiek nie istnieje. Znaczy, że o owym, realnym, istnieniu nie mamy pojęcia, bo ciągle jesteśmy zafiksowani na naszych pragnieniach.

5. Medytacja.

Jednym ze środków prowadzących do uwolnienia od cierpienia jest buddyjska medytacja. Jest to temat trudno poddający się werbalizacji i pojęciowemu opisowi, bowiem zasadza się na eliminacji świata pojęciowego.

Da się powiedzieć, że Buddyzm jest przekonany o tym, że myślenie pojęciami, werbalne opisywanie świata w myślach jest tylko pewnym, jednym z możliwych, stanem świadomości. Mało tego, uważa Buddyzm, że jest stan inny, który pozwala na zobaczenie rzeczywistości – taką jaka jest. Prawdziwej. Nie będącej projekcją umysłu poznającego.

Ten stan. Stan kontaktu z realną/normalną rzeczywistością, stan pozapojęciowy jest buddyjską medytacją, albo jej celem jeśli ktoś zechce tak pomyśleć.

Medytacja buddyjska ma zasadniczo dwa wymiary. Pierwszy to ten, który prowadzi adepta do „realnego poznania”. Można go uznać za żmudny proces czyszczenia nalotów. Drugi wymiar to medytacja właściwa, która jest właściwie życiem. Przebywaniem w prawdziwy, niezafałszowany sposób. Ta druga medytacja nie ma swojego celu. Jest naturalnym sposobem bycia.

6. Buddyzm a Chrześcijaństwo.

Zarówno Buddyzm jak Chrześcijaństwo pochylają się nad cierpiącym człowiekiem. Obie religie (tak nazywajmy Buddyzm na użytek tego tekstu) wyrażają pogląd, że problemem człowieka jest – pragnienie. Obie religie to pragnienie postrzegają w zwróceniu się do doczesnej rzeczywistości i ku sobie. Obie postulują pewną formę fundamentalnej zupełnie przemiany, która de facto oznacza pozbawienie siebie życia, w rozumieniu jak to życie człowiek pojmuje dotychczasowo.

Tu Buddyzm się zatrzymuje. Wyzwala człowieka z cierpienia, daje mu pokój i wolność, poprzez wskazanie tego, co człowieka pęta.

Chrześcijaństwo jest inne. Choć przyznaje rację poglądowi, że obecne nasze istnienie jest przejściowe i jeszcze się nie okazało kim będziemy, całą przemianę człowieka stawia w zupełnie innej perspektywie.

Zdaniem Chrześcijaństwa istnieje Bóg. To jest Miłość, która stwarza pragnąc. Stwarza nas bo nas chce i kocha. Stwarza nas nieustannie, tak samo jak cały doświadczalny przez nas świat. Stwarza z miłości, do tego stopnia, że uwalnia nas od siebie w ten sposób, że możemy wybrać, czy chcemy z nią Być. Możemy współtworzyć Miłość, być jej świadomą, aktywną stroną. Bo tym de facto jesteśmy.

Zdaniem Chrześcijaństwa człowiek jest upadły i pragnie. Różnica pomiędzy Chrześcijaństwem a Buddyzmem polega na tym, że o ile w Buddyzmie – pragnienie jest bezwzględnym złem do eliminacji. W Chrześcijaństwie jest właściwą predyspozycją błędnie skierowaną.

Chrześcijaństwo powiada w sumie tak: Dobrze, że człowiek pragnie, albowiem brak mu czegoś do prawdziwego istnienia i do szczęścia. Pragnienie jest słuszne. Tylko błędnie skierowane. Jest słuszne, bo człowiek nie jest bytem samym w sobie. Odrębnym i istniejącym w sposób całkowicie niezależny. Bo bytem jest Miłość, to jest wieczna relacja, wieczna interakcja, wieczny „taniec”. A relacja zawsze ma strony, które z jednego punktu widzenia istnieją odrębnie – nie byłyby stronami, z drugiego zaś istnieją wyłącznie dlatego, że współtworzą tę Relację.

„Komu ja dam pić wody żywej, nie będzie już pragnął, ale stanie się ta woda w nim źródłem wody tryskającej ku wieczności”.

Chrześcijaństwo zachęca do porzucenia siebie: „Kto zachowa swoje życie, straci je”. Podpowiada by odwrócić swój wzrok (wewnętrzny), swoją stałą uwagę od elementów świata. By się „nawrócić”, a to słowo oznacza zwrócić ku Bogu. By swojego szczęścia upatrywać w nim. By swoje pragnienie lokować w nim. By się dla niego zaprzeć samego siebie, bo to czym jesteśmy (sądzimy, że jesteśmy) to ulegający śmierci pozór.

Chrześcijaństwo jest po prostu inne. Idzie krok dalej. Zawężone jednak codzienną praktyką, polegająca na budowaniu poczucia winy i nacisku na unikanie grzechu, staje się postawą ułomną. Takie Chrześcijaństwo, zewnętrzne, akcyjne, jest podatne na wpływ Buddyzmu oferującego głęboką, duchową praktykę.

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *