W procesie kształtowania się relacji człowieka z Bogiem, da się wyróżnić trzy etapy. Często występują one właśnie w przedstawionej kolejności, ale nie zawsze dochodzi do etapu trzeciego – finalnego. Oto one:
1. A po co mi Bóg?
Gdy człowiek jest w pełni sił: zdrowotnych, twórczych, ekonomicznych. Gdy w życiu spotykają go sukcesy i przyjemności. Gdy widzi jak może zmieniać rzeczywistość tak, by dostarczała mu satysfakcji i przyjemności. Gdy ma rzeczy pod kontrolą. To do czego mu Bóg?
Otóż. Do niczego. Na tym bowiem etapie, źródłem satysfakcji, przyjemności, szczęścia jest dla człowieka, zewnętrzna w stosunku do niego, rzeczywistość. Relacje z ludźmi. Udana miłość. Powodzenie w pracy. Organizm dostarczający przyjemnych doznań, płynących czy to z seksu, czy z relaksu, czy z konsumpcji, czy ze sportu.
2. Boże ratuj, Boże pomóż.
Gdy przyjazna konstrukcja zewnętrznego świata, gdy relacje, zdrowie, sytuacja zawodowa, stosunek do nas innych ludzi (znów relacje), gdy miłość (znów relacje), gdy zasady (tu pragnienie dobrego świata), gdy to wszystko zaczyna trzeszczeć, pękać i spadać na nas, z wielkim hukiem, wtedy, często, odkrywamy Boga.
Bo nie możemy. Już sami sobie z rzeczywistością poradzić. Bo boli nas tak, że trudno to znieść. Bo ludzie nas ranią. Bo rzeczywistość nas rani. Bo wszystko idzie w zatracenie. Bo nas oszukali. Bo organizm dokucza, zamiast dostarczać przyjemności. Bo nie potrafimy już sami poradzić sobie z rzeczywistością.
Wtedy receptą staje się Bóg. Potrzebujemy jakoś tę rzeczywistość naprawić. Jakoś sprawić by była taka, jaka (myślimy, że) powinna być. Więc „Bogiem” staramy się tę rzeczywistość poprawić. Pomóc sobie. Modlimy się, bo znikąd pomocy. Modlimy się, bo nasze siły za małe.
Bóg na tym etapie jest ucieczką przed frustracją i cierpieniem. Jest spodziewaną pomocą w tym, czego chcieliśmy w etapie pierwszym. W uzyskaniu takiej rzeczywistości, jaką chcemy mieć, a której osiągnąć, właśnie się okazuje, nie potrafimy.
3. Kocham Cię.
Większość ludzi pozostaje na etapie drugim. Mniejsza część na pierwszym – gdy do samego końca strumień przyjemności jest wystarczający. Część dociera do etapu trzeciego.
Na tym etapie, rzeczywistość traci znaczenie. Traci znaczenie to „jak jest”. Traci w tym sensie, że przestaje być dla człowieka, źródłem przyjemności lub lęku, pragnieniem, którego realizacja może dać spokój, satysfakcję, ukojenie, czy radość. Rzeczywistość przestaje być źródlem szczęścia, a jej zmiany źródłem cierpienia czy smutku, czy frustracji
Jest to zmiana bardzo trudna, bo polegająca na odwróceniu całego naszego sposobu istnienia. A jednak jest to zmiana możliwa. Zmiana, do której wielokrotnie zachęca Pismo Święte.
Kiedy rzeczywistość przestaje mieć znaczenie, w wyżej przytoczonym rozumieniu tego słowa, wówczas człowiek staje się wolny. Doświadcza tego wszystkiego czego zawsze pragnął. O tym też mówi Pismo.
Na tym etapie dopiero, staje się możliwa miłość. Nie ma bowiem lęku. Możliwe jest zawierzenie. Bóg staje się rzeczywistością człowieka. Czyli tym czym jest.