Współczesna religia polityczna – trucizna i gangrena ludzi

Współczesna religia polityczna – trucizna i gangrena ludzi

Diabeł nie na żarty tkwi w szczegółach. Nadgorliwość nie na żarty jest gorsza od faszyzmu. A zło, rzadko kiedy jest owym złem od początku i z definicji, najczęściej jest przesadą, przerysowaniem drogi zapoczątkowanej w dobrym kierunku.

Zwyciężyła logika stalinowska” – podsumował postawę PiS jego działacz Marcin Wolski -„kto nie z nami, ten przeciw nam”. To chyba najlepsze podsumowanie postaw, które można określić jako mesjanizm polityczny, które są de facto mieszaniem postaw religijnych i politycznych, które są nawiązaniem do religii dawnych, np. judaizmu starożytnego.

My jesteśmy depozytariuszami prawdziwej prawdy. Świętej wartości. Jedynej prawości. Na około jest zło, które zagraża świętości, którą reprezentujemy. Każda krytyka pod naszym adresem jest czynem potwornym, jest złem per se, jej autorzy muszą spotkać się z naszą zdecydowaną reakcją. My jesteśmy święci, bo święte wartości reprezentujemy. Wszyscy inni muszą zostać zgnieceni, wygnani, przegonieni, unicestwieni. Tylko wtedy nastąpi królestwo dobra, które reprezentujemy.

To są postawy współczesnych polskich organizmów politycznych. Postawy akceptowane i uwewnętrzniane (stające się częścią wnętrza) przez zwolenników tych podmiotów. Ludzie pod wpływem tych procesów stają się pozbawieni naturalnych hamulców wynikających z kultury, niezdolni do otwartego przyjęcia jakiejś krytyki pod adresem wyznawanej – tak, wyznawanej a nie popieranej – partii.

Partyjnym macherom w to graj. Umoczeni w negatywizm i poczucie oblężonej twierdzy wyznawcy są doskonałymi żołnierzami, którzy na dodatek sami siebie odcinają poprzez agresywne i napastliwe formy zachowania od reszty społeczeństwa, co jest celem macherów tworzących z wyznawców „obóz patriotyczny”, „obóz europejski”, „obóz postępowy”, czy jakikolwiek inny obóz na przykład „obóz wolnościowy”, który uchwalił zmianę KK kończącą wolność słowa, bo „państwo ma prawo stosować przemoc wobec własnych obywateli, gdy jego byt zdaniem władzy jest zagrożony”.

„Ten naród został upokorzony” – mówił Marcin Wolski o przekazie, propagandzie i polityce PiS. Bo został. I dlatego macherzy odgrzewają sztuczną rzeczywistość pod tytułem „sfałszowane wybory”. A został upokorzony, bo to już nie partie, ale religie albo sekty, oparte na żądzy eliminacji zła, utożsamionego z każdym, kto się nie zgadza, ma inne zdanie, wytyka błędy lub krytykuje partię lub ludzi partii. Zatem wszyscy, co nie nasi, to już nie są Polacy, to nie zasługują na szacunek, to zdrajcy, szpiedzy, najgorszy sort.

W sposób szczególny, choć nie wyłączny, tendencje mesjanistyczne są widoczne wśród partii prawicowych. Tylko my jesteśmy „prawdziwie prawicowi”, będzie mówił PiS, będzie mówić Konfederacja, będzie – prawdopodobnie, bo nie słyszałem – mówić PJJ. Tak samo nieprzyjemnie lub agresywnie zachowują się zwolennicy PiS jak i Konfederacji, gdy zasugerować błędy ich ugrupowań, niepełną szczerość działań i postaw. Tak samo znikają hamulce. Tak samo przestaje się być człowiekiem i zaczyna „człowiekiem”, i relacje schodzą na poziom knajpy z wódką, i normalna komunikacja witana jest kolejnym zamachem słownego bejsbola.

Bierze się to także z tego, że ci politycy walczą między sobą o sporny elektorat. Jeszcze raz, nie walczą z podmiotami reprezentującymi inne elektoraty, tylko z tymi aspirującymi do tego samego elektoratu. Dlatego PiS kosił wszystko na prawo od centrum do gołej ziemi. Dlatego Konfederacja, zapowiadała wywrócenie stolika, podczas gdy sama się wywróciła i to w kiepskim stylu.

Metoda na polityczną religię, na stalinowską logikę, przemienia literalnie ludzi. Autentycznie ich przetwarza w rodzaj niemyślący, nieustannie oskarżający i w efekcie agresywny. Pisze taki człowiek, nobliwy i z dobrymi intencjami: „”Mamy zatem przerażający obraz triumfu targowicy, czyli poparcia dla zdrady narodowej” i w tym samym tekście kilka zdań dalej: „potrzebna jest polska solidarność wewnętrzna” i to mu się dodaje, i on w ten sposób walczy o Polskę. I tak wygląda stan świadomości wielu z nas. Że potrzebna jest polska solidarność wewnętrzna i jednocześnie wynik wyboru większości Polaków, to obraz poparcia zdrady narodowej. To jest chore. To do niczego dobrego nie prowadzi. To szkodzi wszystkim, poza partyjnymi bonzami i macherami.

Marzy mi się ugrupowanie normalne. Które potrafi przyznać się do błędów i nie udawać wcale świętości. Ale które potrafi z uporem przyznawać się do wartości. Które potrafi te wartości przenosić w sferę rozwiązań prawnych, politycznych, systemowych. Marzy mu się ugrupowanie normalne i z podejściem pozytywnym. Wszyscy popełniamy błędy i głupoty, wszyscy grzeszymy, ale to nie znaczy, że jesteśmy głupcami albo złymi ludźmi, to nie znaczy, że nie mamy prawa i potrzeby opowiadać się czynem i słowem za wartościami.

Marzy mi się ugrupowanie, które zamiast oszukiwać ludzi formułą zwycięstwa moralnego albo spisku zewnętrznego, będzie wyciągać racjonalne wnioski z braku zamierzonych efektów. Które zamiast karmić ludzi narracjami ludu wybranego i oblężonej, zagrożonej twierdzy, które to narracje przerabiają ludzi na żołnierzy a życie na wojnę, będzie oferować coś pozytywnego. Coś, co zmniejsza napięcie, co tworzy relacje, co sprzyja myśleniu i takiemu działaniu, które jest efektywne.

W Polsce wartości mają ciągle bardzo duże poparcie. Bezwzględnie forsowane przez zachodnią plutokrację: bzduryzm, głupotyzm, destrukcja kultury i tradycyjnych wzorców, ciągle nie mają u nas takiego poparcia i przyzwolenia jak gdzie indziej. Niestety, te próby pseudo-obrony wartości poprzez polityczny mesjanizm tym wartościom szkodzą, także dlatego, że wszelką podstawą dobra są bezpośrednie, dobre relacje między ludźmi, a te –  religia polityczna unieważnia mocą swoich dogmatów i praktyk.

Może powstanie nowy podmiot. Może któryś z tych, co istnieją, pójdzie po rozum do głowy i skończy religijnej natury bitwę o elektorat, zajmując się w to miejsce pozytywistyczną pracą na rzecz deklarowanych zasad i wartości. A wartością jest przede wszystkim drugi człowiek. Czasem zapominają o tym nawet ludzie religijni, kiedy z powodu poglądów politycznych, zaczynają pomawiać,  popluwać słowami w kierunku innych, wyobrażając sobie, że czynią coś dobrego, a w istocie zaciągając wprost na siebie winę zgodnie ze słowami Pana Jezusa:

A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie (Mt 5,22).

Słowo Raka, zostało zapisane nieprzetłumaczone w ewangelii napisanej po grecku. Jest to słowo z języka aramejskiego. Znaczy coś, w tym przypadku kogoś, pustego w środku, durnia, dupka, głupka, człowieka godnego pogardy. Bo religia przyniesiona przez Pana Jezusa tym właśnie się różniła od jemu współczesnej, a obecnie przybierającej formy polityczne, że utożsamiała relację człowieka do człowieka, z relacją człowieka do Boga. „Kiedyśmy cię widzieli, nagim, spragnionym, przybyszem?” – pytali ludzie Boga. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” – odpowiadał Bóg.

Więc ta normalność, wyrażająca się w zachowaniu form kultury we wzajemnych relacjach, w dostrzeganiu w ludziach – ludzi, to jest kogoś, kto zasługuje na szacunek i kogoś, komu życzy się dobrze – jest de facto istoty chrześcijańskiej. Bo właśnie z chrześcijaństwa wywodzi się zachodnia kultura, która choć od źródła swojego się chce odcinać, to przecież swoje zasady i reguły właśnie z chrześcijaństwa czerpie. Postawa odwrotna, dopatrywania się w człowieku kogoś godnego pogardy, jest w istocie antychrzścijańska, żeby nie powiedzieć dosadniej.

Więc życzyć wypada nam wszystkim, normalności, wyrozumiałości, ale i rozsądku, wysiłku i pracy na rzecz dobra. Dobra, którego niezbędnym elementem jest uprzejmość, brak przesady w obrazie samego siebie, ale i docenianie wartości: Prawdy. Godności. Racjonalności. Uczciwości. Wspólnoty. Szacunku.

Samo się nie zrobi. Każdy może dołożyć jakąś cegiełkę. Zobaczymy, co zbudujemy 🙂

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *