
Już dość. Agresji, pogardy, podjazdów, poniżania innych. Nie ma co, krytykować narodu, ludzi, świata, okoliczności, narzekać. Dość. Wybory były. Daliśmy radę je przeprowadzić jako społeczeństwo. To jest wielkie. Uszanujmy ich wyniki, te, które się pokażą za jakieś dwa dni. Wszyscy mamy swoje wady i słabości, choć jedną z naszych przywar jest ich dostrzeganie nie u siebie, tylko u innych. Pogódźmy się. Ze sobą.
Teraz były te wybory. Niedługo będą samorządowe, prezydenckie, następne parlamentarne. Zacznijmy nawzajem patrzeć na siebie z przyjaźnią. Rozmawiajmy bez udawania, ale z poszanowaniem dla drugiego i ze świadomością, że są rzeczy dużo większe niż wybory. Nie dawajmy się emocjom, najmowanym masowo trolom, negatywnie nakręconym bliźnim, wpychać w spiralę negatywnych postaw i zachowań.
Nie pozwólmy domorosłym politykom żywić się napędzaniem nienawiści, strachu, lęku i niechęci. Każdy ma prawo tu żyć, w moim kraju, gdzie na dźwięk wydawany przez liście na wietrze mówi się „szelest”, „szum”, kamienia wpadającego do wody „plusk”. Gdzie głupio i mądrze, gdzie cudownie i czasem brzydko. Ale stąd się wywodzi, to co nasze, my sami. Więc zacznijmy budować. Wzajemność. Ku…wa wzajemność pozytywną. Naprawdę. Czy jesteś z SLD czy z PiS, czy jesteś katolikiem czy ateistą, bądź po prostu sobą i bądź dla ludzi, bo każdego na to stać.
Tak strasznie nam potrzeba polskiej normalności. Takiej dla której najważniejszy jest drugi człowiek obok. Życie. Życie… się nie kończy, ani na tych, ani na żadnych innych wyborach. Ono jest od nich większe. Ono biegnie między tobą, a mną, i w tej relacji między osobami, ono daje tym osobom coś więcej, coś ponad, coś, co chce nam ukraść negatywizm obiecujący „złote góry”.
Dość. Podajmy sobie ręce. Taki mały mój apel. Powyborczy.