Kto kogo pokona? Z jednej strony antypolskie siły obozu zdrady narodowej, z generałem Holland, przybocznymi Tuskiem i Engelking, a z drugiej strony napoleon, zbawiciel Jarosław, cała prawda, całą dobę Mateusz czyli sługi narodu ukraińskiego. Cicho! Nie ma narodu. Nie o tym się rozmawia!
– “Krótko mówiąc, pamiętajmy, że każdy kto się nie ustosunkuje do tego wszystkiego [filmu pani Holland, wystąpień pani Engelking], nie potępi tego wszystkiego, znajduje się po tej jednej, wyraźnej stronie. To jest strona antypolska. Skrajnie antypolska. To jest strona tych, którzy chcom z naszego kraju zrobić to, co kiedyś przeze mnie zostało jasno powiedziane, kondominium.”
Dzień wcześniej…
– Ja nie wiem, ja ku*wa nie wiem. Przecież zrobiliśmy wszystko, co nam kazali – powiedział Zwąsem i oparł czoło na dłoni. Oddaliśmy im te wszystkie czołgi, tak? Oddaliśmy samoloty.
– Świeżo wyremontowane – wtrącił krótko ostrzyżony.
– Ku*wa finansujemy im to piep**one pięćset plus, emerytury im ku*wa fundujemy. Łukasz pojechał nawet tymi sługami narodu ukraińskiego, za co myślałem, że nas wyniosą, ale na szczęście media nas wsparły.
– Sto miliardów żeśmy w to utopili, swoich udupiliśmy tym zbożem.
– To było zboże techniczne – zaoponowała minister.
– Zamknij się – wrzucił przygnębiony Zwąsem.
– A przepraszam – wtrącił z boku Sobotni, podpierający ścianę w okolicach wyjścia.
– Ty co? – spojrzał na niego Wokularach i przetarł szkła. – Miało cię już nie być.
– Ale jestem – odparł Sobotni.
– Zasłużony – dokończył z przekąsem Zwąsem.
– Nic tylko – Sobotni zawahał się.
– Dobra, dobra, wiemy – Wokularach podniósł dłoń, jakby chciał zatrzymać dalszy ciąg słów Sobotniego. – Dobra powiedziałem! – podniósł głos Wokularach patrząc na podpierającego w dalszym ciągu ścianę Sobotniego. – Dwieście tysięcy do piachu, dwieście miliardów w sedes, zadłużenie, inflacja, samobójstwa dzieci i rozwalenie życia. A i kościół też trochę rozwaliłeś – przytoczył zasługi Sobotniego. – To już było – machnął ręką. – Liczy się tylko to, co jest.
– Panowie – odezwał się Senior – bądźmy realistami. – Wzrok zebranych skupił się na siwej głowie Seniora. Niewielka siwizna, regularny kształt, biła od niej jakaś jasność, jakaś przedsiębiorczość, jakiś duch nie poddawania się okolicznościom. On był ich jedyną nadzieją. Żony, kochanki, kredyty, rodziny, stanowiska, życie ponad poziom proli, wszystko to, gdzieś mknęło przed ich oczami. – Musimy jasno postawić sprawę.
– To znaczy jak? – zapytał Wokularach.
– To znaczy, że my i oni, że to jest walka na śmierć i życie.
– O co? – ponownie zapytał Wokularach.
– O Polskę durniu – podpowiedział Zwąsem.
– Tak, o Polskę. O Polskę właśnie – kontynuował z ukontentowaniem Senior. – Tu się ważą sprawy Polski!
– Co?! – szczęka Wokularach uderzyła o blat biurka.
– Tak – Senior mlasnął językiem – to właśnie jest walka o Polskę. Chwila dziejowa – można powiedzieć.
– Ale przecież my i oni – słabnącym głosem próbował oponować Wokularach. Senior zamilkł na chwilę. Wokularach przygasł. Senior kontynuował dalej:
– Tu jest jasna linia podziału. Tam my, tu zomo. Nie damy sobie wmówić, że czarne jest czarna, a białe jest białe.
– Panie Seniorze – minister podeszła z tyłu i ujmując jego łokieć, zaczęła mu coś szeptać do ucha.
– No. Właśnie – powiedział Senior. – Każdy kto się nie ustosunkuje…
– Ale do czego? – zapytał Zwąsem, który stracił wątek.
– Wyciągniemy tą… jak ona się nazywa – Senior spojrzał na minister. Ta podbiegła i zakrywając usta dłonią szepnęła mu znów do ucha. – No, właśnie – kontynuował. – I ten film. No to jest oburzające.
– I ludzie to kupią? – zapytał Zwąsem. – To zadziała? – dodał ze ściśniętym gardłem.
– Ludzie są tak głupi, że to zawsze działa – powiedział Wokularach, ale sam do siebie, bo twarz miał schowaną w dłoniach.