Zastrzeżenie – dlaczego należy iść na wybory?
Autor nikogo nie namawia, żeby nie iść na wybory. Co więcej, Autor uważa wybory za święto demokracji. Za taki niezwykły dzień, kiedy niezależnie od bogactwa, zasobów, pozycji społecznej, kontaktów, układów, ukończonych szkół, poglądów, religii i innych uwarunkowań czy cech, każdy ma równy głos i możliwość, by go oddać w wolnych i tajnych wyborach. Jest to cenne i ważne.
Zatem zachęca do udziału i głosowania na tych, którzy twoim zdaniem będą najlepsi. Taki udział to obywatelskie prawo, a może nawet – nie w sensie przymusu tylko możliwości – obowiązek.
Istnieje jednak pewna nieopisana strona. Pewna postawa, która dotyczy dużej, a może się okazać, rosnącej części społeczeństwa. Postawa jakby niema, nie mająca w ogóle głosu, jakby z góry przez wszystkich mówiących skazana na niebyt, a jednak wciąż istniejąca – ta postawa to – NIE IDĘ NA WYBORY.
Czy mądrze jest takie stanowisko przemilczeć? Czy należy je piętnować “w ciemno”, nie dając możliwości jego wyartykułowania znacznej przecież części społeczeństwa? Czy bez takiego wysłuchania, zapoznania się i może odpowiedzi, właściwym jest jego piętnowanie, szczególnie w połączeniu, z zamilczaniem? Chyba nie. Dlatego zbierzmy argumenty za tą postawą i je tutaj zapiszmy. A więc…
Dlaczego nie warto iść na wybory?
***
Zmęczenie polityką
Bo zaczyna być po prostu męczące. Ile razy można w życiu słyszeć, że nadchodzą najważniejsze wybory w historii? Ile razy mamy być stawiani do pionu przez panów w garniturach albo koszulach, z zawiniętymi mankietami, którzy z ogniem w oczach, że znów, Ojczyzna w potrzebie. Właśnie 15 października albo 12 listopada, albo 7 września albo cholera wie kiedy. Czy nie można przestać stawiać wszystkiego na ostrzu noża? Kto z kogo robi głupka? Przecież ostatecznie rzecz biorąc nic się nie stanie, jak dalej rządzić będą ci, co rządzą, jak rządzić będą ci, co nie rządzą. Przestańcie nas do jasnej cholery stresować swoim stresem, faszerować napięciem i poczuciem zagrożenia. Dajcie ku***a normalnie żyć.
Bo wynik nie będzie żadną katastrofą
Bo nie będzie żadnej tragedii. Nie rozstrzygają się wcale losy uczestnictwa Polski w Układzie Warszawskim, w Unii Europejskiej, w Nato. To wszystko zostało dawno zdecydowane i od tej pory, niezależnie od wyników wyborów, Polska – może na szczęście – jest w dużym stopniu przewidywalna i żadnych gwałtownych zmian nie będzie. Więc naprawdę niewiele się waży, poza oczywiście zaspokojeniem apetytu polityków na kasę, stanowiska i układy. Ale dla nas? My zadajemy sobie takie pytanie: Jak po 8 latach rządów, które za jeden z ważnych celów obrały sobie reformę sądownictwa, zmieniła się pozycja zwykłego człowieka w owym systemie sądownictwa? O ile jest lepiej? Szybciej? Co się w działaniu tego systemu, ale w działaniu dotyczącym szarego człowieka – zmieniło dzięki nieskończonej liczbie batalii politycznych, walk, starć, wojen aż na arenie międzynarodowej? Nic? Niewiele?
W służbie zdrowia się coś zmieniło po 8 latach? Coś się zmieni w wyniku wyborów? Chociaż może o tym obszarze lepiej nie mówić. Współczesne państwo jest skomplikowaną strukturą wzajemnie powiązanych i oddziałujących instytucji i procesów. Straszenie, że będzie tragedia jak ci czy tamci będą na stanowiskach określanych mylnie jako “rządzące”, jest pustym straszakiem, jest zwykłym terroryzowaniem ludzi, w celu zapędzenia ich do urny. A najlepiej motywuje poczucie zagrożenia. Więc straszą jedni, straszą drudzy, straszą wszyscy.
Bo dość operowania winą i szantażem
Bo dosyć szantażu i traktowania nas jak przedmiotów do manipulacji. Z budowaniem poczucia zagrożenia, poprzez obraz nieuniknionej tragedii, jaka wystąpi, gdy nasi nie wygrają, związany jest bezpośredni szantaż polityków i ich mediów, wobec ludzi. Ten szantaż brzmi, jeśli nie pójdziesz, to ty będziesz winien katastrofy jaka nastąpi.
Ale katastrofa… nie nastąpi. Więc o co chodzi? Załóżmy nawet, że taka katastrofa, jako pogorszenie różnych parametrów życia, mogłaby nastąpić. Czy to jest powód na zagłosowanie na takich polityków, którzy owszem, mogliby to pogorszenie nieco spowolnić lub mu zapobiegać, ale równocześnie, skrzywdzą nas czy nabiorą na wiele innych sposobów? Czy musimy wybierać “mniejsze zło”? Przestańcie nas oskarżać, obwiniać o przyszły bieg zdarzeń i szantażować. Tak się zachowujcie, tak pracujcie, aby — u c z c i w i e — zdobyć poparcie ludzi. Aby nie przymuszać ich do decyzji niechcianych, pod groźbą i w wyniku szantażu dokonywanych.
Bo polityka stała się światem antyludzkim
Bo świat polityki stał się światem odwróconym, antyświatem. Światem nieludzkim. Złym. Ci z lewa i ci z prawa, ci z tej i ci z tamtej, robią w kółko jedno i to samo. Judzą, szczują. Szerzą nienawiść, pogardę i poczucie zagrożenia, jednocześnie wytykając to i przypisując przeciwnikom.
“Klęską dzisiejszego życia publicznego jest nienawiść, która dzieli obywateli Państwa na nieprzejednane obozy, postępuje z przeciwnikami politycznymi jak z ludźmi złej woli, poniewiera ich bez względu na godność człowieczą i narodową, zniesławia i ubija moralnie. Zamiast prawdy panoszy się kłamstwo, demagogja, oszczerstwo, nieszczery i niski sposób prowadzenia dyskusji i polemiki”.
Kto to napisał? Kiedy? Ilu ludzi to wie? Pisał to kardynał Hlond 80 lat temu. Co się zmieniło? Niewiele. Nawet na świecie zaczyna być podobnie, bo zwolennicy jednego polityka zaczynają nienawidzić drugiego i jego zwolenników. Jakby ktoś za pomocą polityki ludzi skłaniał do agresji, do negatywizmu. Myślimy, że taka agresja, jeśli pozostaje w sferze słów – jest nieszkodliwa, nie groźna, nie krzywdzi nikogo. Nieprawda. Głęboka nieprawda.
Trzeba politykom oddać, że dlatego posługują się sianiem negatywizmu, bo taka praktyka działa, daje głosy, pieniądze, stanowiska, zwycięstwo. Bo ludziom to w ich masie – odpowiada, bo na ludzi w ich masie – to działa. Zatem jeśli polityk chce wygrać, to stosuje te metody, oczernia i obrzuca najgorszymi oskarżeniami przeciwnika, budzi w swoich zwolennikach niechęć, agresję, poczucie oblężenia. Ale za to się płaci. Za to płacą zwykli ludzie, społeczeństwo, kraj, który przestaje być glebą, na której rosną kwiaty, ale staje się przestrzenią toksyczną, gdzie kwiaty więdną. Ze społeczeństwa zostają zgliszcza.
Bo polityczne konflikty mogą być na pokaz
Bo konflikt między podmiotami politycznymi jest często udawany, jest na pokaz. To tylko taka sztuka teatralna odgrywana dla mas ludzi, żeby ich zachęcić, skłonić, przymusić do – głosowania. Widać to było jak na dłoni, w jednym z najbardziej krzywdzących okresów w ostatniej historii państwa polskiego. Wtedy, bez żadnych racjonalnych argumentów, władza rzuciła się – można użyć takiego beletrystycznego określenia – na obywateli. Masowo zmuszała ich do aresztu domowego zwanego kwarantanną. Masowo odmówiła im dostępu do lekarza, za pomocą “procedur” i tworzenia warunków. Skali zniszczeń w sferze ludzkiego życia, zdrowia, gospodarki i relacji społecznych, do tej pory nie sposób oszacować.
A jednak istnieje pełna zgodność, pomiędzy niby tak zażartymi wrogami jak główne partie pretendujące do władzy, iż… nie należy poruszać tego tematu. Stacje telewizyjne na co dzień zapluwające się nienawiścią, propagandą i pogardą, setkami godzin i oskarżeń wymierzonych w przeciwną stronę, ani się nie zająkną na temat plandemii. Na temat krzywdy, która skończyła się śmiercią dla dziesiątek tysięcy ludzi, agresją władzy w postaci dozoru w aresztach domowych, mandatów, kar administracyjnych, interwencji policyjnych, dewastacją naszego wspólnego majątku, ani słowa. Więc przestańcie odgrywać ten cyrk. Za komuny była partia oraz stronnictwa. Wygląda na to, że teraz podmioty polityczne udają wrogie sobie partie, a za kurtyną są stronnictwami tej samej partii, które właśnie dlatego tak na siebie plują, żeby do głowy komuś nie przyszło, że to jest to samo, że to cyrk, przedstawienie, nabieranie ludzi.
Bo nie pójście na wybory jest wyborem
Bo nie wzięcie udziału w wyborach jest sygnałem wysłanym do polityków. Słuchajcie, to nie jest fajne, co robicie. Jesteśmy tu, bo nie mamy wyjścia i chcemy jakoś normalnie żyć, ale do cholery jasnej zacznijcie budować, zmieńcie nutę, zacznijcie mówić do rzeczy i mówić prawdę naprawdę. Skończcie z ciągłymi manipulacjami, technikami pozyskiwania głosów. Zamiast zdobywać głosy rozlepianiem plakatów ze swoją podobizną, idźcie naprawdę do ludzi. Naprawdę nawiązujcie kontakty. Naprawdę coś róbcie.
Bo to cofanie w rozwoju społeczeństwa
Bo polityzacja życia, nasycanie go elementami permanentnej, nieustannej walki i konfliktu, to stan stresu społeczeństwa. Całe masy ludzi są literalnie zmieniane w żołnierzy tej czy innej strony politycznej. “Musieliśmy być żołnierzami, aby nasze dzieci mogły być matematykami i inżynierami, aby ich dzieci mogły być artystami i naukowcami.” Tak wygląda ewolucja. Współczesna polityka to dewolucja, cofanie społeczeństwa i ludzi wstecz. Umiera nawet kabaret, który kwitł za PRLu. Poezja? Książki? Muzyka? To są rzecz jasna prądy światowe. Jakby istniał jakiś ogromny, a niewidoczny gołym okiem kombajn, który poprzez media i polityków gniecie wszystko, sprowadzając do prymitywnych form powszechnego konfliktu wszystkich ze wszystkimi, w którym coraz mniej miejsca na … życie.
Dlaczego nie warto iść na wybory?
Więc nie warto iść na wybory, bo już dość tej polityki i tych polityków. Bo się “skrewili” krzewieniem negatywnych emocji w ludziach dla własnych korzyści. Bo mamy jeszcze swoje życie. Bo niewiele tak naprawdę od tych wyborów zależy, zwłaszcza że politycy i ich konflikty sprawiają wrażenie aktorów odgrywających dla nas na scenie mediów jakieś ponure sztuki, a w istotnych obszarach, nas krzywdzących, idących ręka w rękę, co sami wyrażają słowami “A oni by zrobili to samo”. No właśnie!
Nie warto iść na wybory i zajmować się polityką, bo życie jest większe i polityka to życie tylko umniejsza. Bo warto się zasłuchać w muzykę, zapatrzeć w ostatnie ważki, unoszące się w gorącym ostatnim okresie lata. Bo polityka w sumie morduje życie, czyni ludzi bezradnymi. Bo niszczy relacje między ludźmi. To bardzo ważne. W normalnej sytuacji ludzie inwestują swoją energię i emocje w relacje wzajemne, między sobą. Z tych relacji, z ich sieci, powstaje społeczeństwo. Drugi jest dla mnie ważny, ale ze względu na to, co jest POMIĘDZY NAMI. Polityka współczesna te relacje niszczy, a zastępuje relacją do wodza, do światopoglądu, do partii, do idei.
Zjawisko to opisał prof. Mattias Desmet i określił jako massformacja. W takim stanie zamiast inwestować swoją energię i emocje w relacje z ludźmi, człowiek je inwestuje w relacje do partii, wodza, poglądu itd. Drugi człowiek jest ważny wówczas nie z powodu tego, co jest pomiędzy nami, ale z tego powodu, że każdy z nas ma taką samą relację z tym samym wodzem, partią, poglądem, ideą. Pomiędzy nami – nie ma nic. Pomiędzy sobą – jesteśmy izolowani.
To straszne. To jest obrabowywanie ludzi z człowieczeństwa, z bycia razem, w normalny sposób. W różnych państwach powołuje się dzisiaj… ministrów do spraw… uwaga, uwaga… samotności. Coraz mniej związków małżeńskich, coraz więcej rozwodów, coraz mniej rodzin, coraz więcej starych panien i starych panów, nazywanych singlami. Ba! Coraz mniej seksu, w tym nie mającym niby w tym obszarze zahamowań świecie. Wszystko się rozłazi, z wyjątkiem emocji politycznych, które rosną i potężnieją. Coś jest nie tak.
Więc jeśli nie uważasz, że nastąpi tragedia, gdy ci czy tamci wygrają. Jeśli nie zgadzasz się z tym, co robili nam dawniej, wspólnie, zgodnie i solidarnie. Jeśli masz dość agresywnej polityki opartej na szerzeniu niechęci i negatywizmu. Jeśli uważasz, że to wszystko szkodzi zwykłemu życiu, relacjom, myśleniu, społeczeństwu, to możesz, masz prawo, jako człowiek, jako ktoś, kto ma jednak godność po prostu ze względu na swoje człowieczeństwo, powiedzieć “pass”, “Nie idę na te wasze wybory”. Oczywiście, że spotkasz się z agresją i pomówieniami, o brak troski, o sabotaż, itd. itp. Żołnierze nie myślą. Pociągają za spust. To dobre na wojnie. Ale. “Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój…”