Wierzący uważają, że Bóg stworzył człowieka. Ateiści z kolei twierdzą, że to człowiek stworzył sobie Boga. Kto ma rację? Jedni czy drudzy? Czy to możliwe, aby obie grupy ją miały?
Wydaje się, że klucz może leżeć w dookreśleniu “na swój obraz i podobieństwo“. Zarówno ci pierwsi go używają, mówiąc “Bóg stworzył człowieka, na swój obraz i podobieństwo” jak i drudzy: “Człowiek stworzył sobie boga, na swój obraz i podobieństwo“.
Problem polega na tym, że Bóg, zgodnie z wiarą religii abrahamicznych, jest bytem przekraczającym wszelkie ludzkie pojęcia, myślenie, rozumowanie: “Myśli moje nie są waszymi myślami, a drogi moje, drogami waszymi“. Bóg jest niewidzialny, ale nie w takim sensie, że nie można go zobaczyć, ale można np. podotykać i posłuchać jak się porusza albo mówi.Jest niewidzialny, ale nie dlatego, że go aktualnie nie ma w polu naszego widzenia, bo jest tak mały, że go nie możemy zobaczyć, albo tak daleko, że go dojrzeć nie jesteśmy w stanie. W tych wszystkich wypadkach Boga moglibyśmy w końcu zobaczyć, dzięki swojemu wysiłkowi i przemyślności. Potrzebna byłaby odpowiednia luneta, teleskop, może mikroskop niezwykły i… moglibyśmy “zobaczyć” Boga. Tymczasem nie możemy. Nie możemy, bo żaden z naszych zmysłów nie może nam do tego posłużyć, żaden. Bóg jest innej natury niż to, co może być przedmiotem poznania. “Boga nikt, nigdy nie widział, tylko Syn” – powiada Jezus.
A jednak w jakiś sposób niedookreślony i niewypowiedziany Bóg dociera do człowieka i pojawia się u ludzi dążenie do Niego. Bóg jest nieosiągalny zmysłami i rozumem, ale dążenie do niego te właśnie środki musi wykorzystywać, bo jeśli o Bogu chcemy coś powiedzieć, to używamy słów. Używając słów, używamy tak naprawdę pojęć, jakie znamy, Używając pojęć, jakie znamy, używamy poprzednich naszych doświadczeń czyli po części tego, czym i kim jesteśmy.
Wyobraźmy sobie na chwilę sytuację, gdy budzimy się pewnego dnia, i wszystkie nasze doświadczenia, cała pamięć – zawierająca zdarzenia, historię, emocje, wartości, skłonności, przeżyte wszystkie zdarzenia – całkowicie jest wymazana. Czy jesteśmy “sobą”? Co to znaczy być sobą? Biologiczny zestaw komórek? Nie przecież.
Stąd człowiek w drodze do niepoznawalnego Boga, używa środków ze sfery swojego poznania i doświadczenia. Ostatecznie tworzy obraz/pojęcie Boga, które nieodwołanie związane jest z cechami samego człowieka. Tworzymy w sobie Boga, na swój obraz i podobieństwo. I jest to proces naturalny.
Czy zatem Bóg nie jest jedynie ludzkim wymysłem? Bo przecież można wskazać na przykładach, że wyżej opisany proces rzeczywiście występuje. Można wykazać, że obrazy Boga albo bogów, odzwierciedlają pewne cechy tych, którzy w niego (nich) wierzą. Czy zatem nie jest to argument za tym, że Bóg jest po prostu wymyślony?
Nie jest to pytanie łatwe. Wypada jednak na nie odpowiedzieć negatywnie. Argumenty byłyby takie: Po pierwsze, tak naprawdę, niewytłumaczalna jest powszechność wśród ludzi, szukania czegoś “poza”, czegoś przekraczającego – doświadczaną przez nich zmysłami – rzeczywistość.
Po drugie, każda wiara religijna zawiera ów element nieokreśloności, niemożliwy do wypowiedzenia, do opowiedzenia. Po trzecie wiara w Boga, nie precyzując konkretnie, jest racjonalnym wnioskiem z rzeczywistości. Przykładowo wielcy fizycy zwracali uwagę na konieczność istnienia inteligencji, poza warstwą obserwowanej rzeczywistości. Można przytaczać dalsze argumenty równie ważne, a może ważniejsze. Zostańmy tu przy wymienionych.
Tak więc powód dążenia do Boga, który jest poza poznaniem, jest “boskiej natury”, ale już samo dążenie, nauczanie, opisywanie, przebiega zgodnie z ludzkim doświadczeniem i obraz, który ludzie sobie wytwarzają, nosi cechy ich własnych doświadczeń, przekonań, wartości, cech.
A jak jest w drugą stronę? Czy Bóg tworzy człowieka na swój obraz i podobieństwo? Otóż wydaje się, że ten proces ma miejsce. Proces, a więc ciąg przyczyn i następstw związany ze słowem “tworzy”. Oto bowiem istnieje duża ilość prostych eksperymentów naukowych, dowodzących jasno, że człowiek dostosowuje się w sposób nieświadomy, do posiadanych przekonań. Cała psychika, poznawanie, myślenie, reakcje człowieka dostrajają się do jego wewnętrznych przekonań.
Gdy na przykład nakazano zdającym testy wypełnić uprzednio odpowiedź na pytanie o ich rasę, to okazało się, że studenci czarnego koloru skóry zdawali testy gorzej niż normalnie, a biali lepiej. Podobny wpływ miał eksperyment, gdy egzamin był poprzedzony sugestią wyobrażenia sobie, jak to by było być profesorem i w drugim wypadku graczem footbolowym. Przykłady można by mnożyć, a dowodzą one tego, że posiadane przekonania na temat siebie i rzeczywistości silnie modyfikują cechy osoby, która je posiada.
I tu dochodzimy do tworzenia człowieka na podobieństwo Boga, tylko nie na podobieństwo Boga – bo Bóg jest niepoznawalny – ale na podobieństwo obrazu Boga, jaki posiadamy. Jaki obraz Boga posiada człowiek, taki też będzie w zachowaniu, postępowaniu, reakcjach.
Gdy człowiek naprawdę wierzy, że “Zazdrosnym i mszczącym się Bogiem jest Pan; mścicielem jest Pan i Władca [pełnym] gniewu; Pan mści się nad swymi wrogami i długo się gniewa na swoich nieprzyjaciół.” to jaki będzie taki człowiek? Jak będzie postępował? Będzie mściwy i pełen gniewu na swoich nieprzyjaciół. I jeśli wiarą człowieka jest, że Bóg naprawdę jest “karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i w czwartym pokoleniu” to, do czego taki człowiek będzie dążył? Jak będzie postępował? Co będzie odczuwał za słuszne i prawe?
Okazuje się więc, że zarówno człowiek tworzy obraz Boga, po części, na swój obraz i podobieństwo, jak i ów wytworzony i przeżywany obraz Boga kształtuje z przemożną siłą ludzi tak właśnie wierzących. – Pokaż mi swoją wiarę, a powiem ci jaki jesteś – można by powiedzieć.
Gdy wojownicze plemiona pustynnych często rejonów Bliskiego wschodu rozpoczynały swoją drogę do Boga, to musiały na niej posługiwać się pojęciami, doświadczeniami i nawet emocjami sobie znanymi, bo innych nie miały. Postać nieopisywalnego Boga przyjęła w ten sposób pewne ramy i kształt, który dał się opisać, ale w sposób właściwy tamtym ówczesnym ludziom. Pojawił się obraz Boga gniewnego i mściwego, mszczącego się na trzecim i czwartym pokoleniu, potem Boga prawodawcy i sędziego, potem Boga króla. Wszystkie te uszczegółowienia były próbami opisania Bytu nieopisywalnego. By ów opis był skuteczny, nadano im aspekt “prawdziwości”, wytworzono przekonanie, że rzeczywiście opisują Boga. I tak powstał “Bóg”, który kształtował (i kształtuje) ludzi, wskutek tego, że ludzie wytworzyli Jego obraz na swoje podobieństwo.
Gdy przyszedł Jezus, nie mogli słuchać jego nauki. Nie mogli jej słuchać, bo “Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą” (Mk 1,27). Nowa, różna od tej, którą znali. Nie mogli jej słuchać z naturalnych powodów, bo byli ukształtowani przez inną naukę, dostrojeni do innego obrazu Boga, bo czuli, postrzegali i myśleli w sposób nie przystający do tego, co mówił Nauczyciel z Nazaretu.
Skutki tych procesów, tworzenia obrazu Boga na swój obraz i podobieństwo oraz kształtowania ludzi i ich postaw przez przeżywany przez nich obraz nie skończyły się dwa tysiące lat temu. One są aktualne stale, w tej właśnie chwili, dające się obserwować w zachowaniach społeczności ludzkich jak i pojedynczych konkretnych ludzi.
Wydaje nam się, że kierujemy się racjonalnością, wolną wolą i własnymi wyborami. Tymczasem we wszystkim, co dostrzegamy, odczuwamy i robimy jesteśmy “w zgodzie” (“in tune”/dostrojeni) z posiadanym wewnątrz obrazem rzeczywistości, obrazem Boga, ludzi, siebie samych. Nasze postępowanie, czyny i wybory są w sporej mierze zwykłą pochodną tych wyborów pierwotnych. Uważajmy więc, co wybieramy. W jakiego Boga wierzymy. Czy wierzymy w Boga prawa, sądu, gniewu i zemsty, czy w Boga przebaczenia, poświęcenia się dla ludzi, miłości. To bowiem, czy tego chcemy czy nie, będzie determinować nasze życie.
***
Powyższe stanowi luźną gimnastykę intelektualną.
Może zawierać treści poprawne jak i błędne.
***