Wizyta duszpasterska A.D. 2023 – szczęście i dobro

Ksiądz był okrągły, to znaczy uśmiechnięty, może z minimalną nadwagą. Mówił zwięźle i na temat. Zaczęliśmy nawet trochę  rozmawiać. Pochwaliłem szopkę przed naszym kościołem, bo to taki domek z dobrem, z tym, czego ludziom potrzeba. Potem, jeszcze o tym, i o tamtym. Ofiara oczywiście była, bo to dwa lata minęło bez “kolędy”. I już… po wszystkim. Wcześniej jakoś tak sąsiedzi się zebrali, to i ja dołączyłem, bośmy wszyscy czekali “kiedy”? Bo ksiądz chodzi od 16:00, a w sumie przyszedł po 19:00. No ale dzięki temu sąsiedzkie obrady i różne takie, co nie na co dzień.

Dzisiaj na mszy proboszcz w kazaniu nawiązywał do ośmiu błogosławieństw, no bo takie czytanie na dzisiaj z Mateusza, że błogosławieni, czyli szczęśliwi, co się smucą, co prześladowani, co czystego serca, co wprowadzają pokój. Więc, że szczęście, to jak się smucisz, ale to taki głębszy poziom szczęścia. Nie byłem tego pewien. Myślałem sobie, że może chodzi o to, że oni są “szczęściarzami”, bo w przyszłości, wyjdzie im to na dobre. Na to wskazywałyby same słowa z ewangelii, bo tam pisze o tych, co nie będą błogosławieni, że “Odebrali już swoją nagrodę”. Więc szczęśliwi – bo szczęście ich czeka, a nie szczęśliwi już teraz.

To tak jak z jedzeniem. Szczęśliwy teraz to może być ten, co się upija, objada, słodkości i inne takie pączki. Ale potem kac, brzuch, choroby i na plażę strach wyjść. A jak ktoś się dobrze w tym zakresie prowadzi, to zyskuje. Szczególnie potem. Na przykład na tej plaży.

Obok mnie, po prawej mojej ręce, mały brzdąc. Jakieś mam do nich szczęście, że zawsze się napatoczy w pobliżu na mszy. Kurtka beżowa, może 2 lata, wyskakuje z wózka. Matka go wypuściła, więc chodzi i się rozgląda. Mama – wypowiedział – kładąc się na ławce przed mamą i wpatrując się w jej twarz. I od razu pojaśniał. Uradowany, dalej odwiedzać następne ławki. Gdy zniknął z pola widzenia, ojciec – a jakże – wstał i poszedł pilnować, czy nie będzie kłopotu, dla dziecka, z dzieckiem. Potem taca, więc młody dostał jakąś monetę. Ksiądz z koszyczkiem się nachylił, małe wrzuciło, ksiądz dalej. A młody, patrząc się znów na matkę, pokazał paluszkiem na odchodzącego księdza, potem klasnął w łapki i zaczął się, śmiejąc się, obracać.

– W tym roku odwiedziliśmy 2 445 domów i mieszkań – informował ks. proboszcz. – To jest 54% wszystkich lokali. Przed pandemią – dlaczego mówi pandemią, jak to była plandemia – od razu myślę – odwiedzaliśmy 65% mieszkań i domów. Większość parafian ma tradycyjne podejście do religijności, ale młodzieży to już nie wystarcza – kontynuował sprawozdanie ksiądz. – Młodzi nawet odrzucają tradycyjne formy religijności i musimy szukać dróg aby wychodzić im naprzeciw. Zwracaliście uwagę na odnowioną naszą kaplicę, choć niektórzy jeszcze w niej nie byli. Zauważyliście dobro, związane z tą niewielką szopką przed kościołem – o – pomyślałem, to o mnie – dzieliliście się swoimi spostrzeżeniami na szereg rzeczy w kościele, w tym takich technicznych.

Mały, schwytany w objęcia przez matkę w czasie podniesienia, zaczął się buntować. Wcześniej, gdy widział jej reakcje podniósł paluszek do buzi, że niby “cicho” trzeba być, i znów się do niej uśmiechnął.

Może życie, takie naturalne życie na tym polega, że człowiek jest pełny, to znaczy szczęśliwy, jak ten malec. I dlatego idzie w świat odważnie, i poznaje, i eksperymentuje. Bo jest w nim szczęście. Nie to hedeonistyczne. Nie w rozumieniu przyjemności. Ono się bierze z tego, że ma matkę i ojca. Że ma “grunt pod nogami”. Że życie jest dlatego szczęśliwe. Braci, sióstr, matek i ojców mamy mieć wiele, jak zapowiadał Pan Jezus. Właściwie to jedni dla drugich tacy powinniśmy być. Takim gruntem, takim wsparciem. Z tego rodzi się w człowieku właśnie ten typ szczęścia, związany z pokojem, spokojem, chęcią wychodzenia na zewnątrz. Może to nie jest kwestia stricte religijna, tylko zwyczajna. Że taki typ relacji jest dla ludzi naturalny i właściwy. Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie, bo malec ewidentnie rozpaczał w czasie tego podniesienia, że nie może w tym czasie “eksplorować dalej kościoła”, że są “granice”.

Szczęśliwi, którzy przynoszą i czynią pokój – brzmiało jedno z błogosławieństw. Bo to jest przypisane życiu. Ci co przynoszą konflikt, obawę, niepewność i agresję, postępują przeciw życiu przez wielkie “Ż”. Nic więc dziwnego, że wcale błogosławieni nie są, a jest ich tak dużo, przeciwżycie “płaci” swoimi monetami. Próbujmy  być tymi pierwszymi. Nie zawsze i nie wszędzie, ale jednak. Bo tego właśnie, bardzo chyba współczesnemu światu brak. Światu nasyconego przerażeniem, agresją, poczuciem zagrożenia. “Rezonujmy” dobro. Twórzmy i ceńmy relacje. Bądźmy  tą drugą stroną, która jest bezpieczeństwem i rozwojem, a nie zagrożeniem i ograniczeniem. To właśnie prowadzi, do dobra, szczęścia, do Życia, któremu mały chłopiec w kościele dziękował każdym swoim gestem.

A tutaj moje 3 minutowe wideo z naszej małej szopki przed kościołem {LINK}

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *