Pogodzić się z ciszą…

Pogodzić się z ciszą…

 

Gdzie najłatwiej izolować człowieka? Nie, nie w lesie, umieszczonego wśród kilometrów kwadratowych, gdzie tylko drzewa. Może na oceanie, tam łódź, jakiś prowiant i miesiąc oczekiwania na ratunek, zanim „All is lost”. To są rozwiązania: a) trudne w realizacji, bo ileż lasu, ileż oceanów by trzeba, żeby ludzi odizolować? b) tymczasowe, bo w końcu człowiek dotrze, do krawędzi lasu, zobaczy ten statek, który go uratuje albo sam spadnie w otchłań, w której może światło, może ciemność.

Żeby izolować człowieka trzeba inaczej, przekrętnie, pokątnie, perfidnie, okrutnie, odwrotnie, ge – to przerażające – nialnie. Żeby izolować człowieka trzeba go umieścić… w ś r ó d — l u d z i. Trzeba pierwej tych ludzi zmienić. Zmienić ich kształt, ich brzmienie, ich formę istnienia, tak by stali się dla siebie nawzajem… w i ę z i e n i e m. Więzieniem wraz ze strażnikami, współosadzonymi, ale w szczególności wraz z murami, którymi stają się ludzkie uszy, oczy, umysły, serca.

Więc w tym więzieniu, w tej izolacji, od ludzi można otrzymać tylko jedno z dwojga, pominięcie i murowaną obojętność albo agresję, żądania, presję, wymagania, nacisk, groźby.

„Myślałem, że najgorsze, co może się przydarzyć w życiu to zostać samotnym. Myliłem się. Najgorsze to znaleźć się wśród ludzi, którzy sprawią, że poczujesz się kompletnie sam”.
    – Robin Williams

Popatrz dokładnie na tego człowieka. Przeczytaj, jak możesz jeszcze raz.

image

Izolacja, to unieważnianie innych, to pierwotna siła zła, która dąży do unicestwiania ludzi, najpierw w ich ludzkim, emocjonalnym, mentalnym wymiarze. Potem już z górki. To nie są słowa. Robin Williams, zdobywca Oscara, światowej sławy aktor, powiesił się. Po prostu. Bo został sam. Wśród tych, którzy go izolowali. Bo nie znalazł człowieka, ludzi i oczywiście – alibi dla zła – miał kłopoty. Do lekarza, do lekarza – zawołają ci, którym nie w smak, ewentualność, że jego słowa mogą być prawdziwe. Ale są. Oskarżeniem wobec nas wszystkich.

Jesteśmy wielkim tłumem obcych sobie osób. Nawzajem siebie izolujących. Procesami niesądów lekarskich, falą internetowych bluzgów, brakiem uwagi i dostrzeżenia, bo wszyscy walczą o uwagę i dostrzeżenie i tworzy się taki jazgot, podgrzewany przez diabłu służących mass-medialistów, że w głębi człowieka zapada cisza. Głucha. I niema. I można tylko przypierdolić. Temu lub owemu. Oddać pięknym za nadobne. Otworzyć butelkę goryczy i się napić, akceptując przyłączenie się do tłumu.

Spada liczba związków, te które są… może lepiej nie mówić, o trwałości. Poza tymi funkcjonalnymi, wynikającymi ze wspólnej pracy lub zamieszkania w tym samym pomieszczeniu, reszta relacji jakby się rozmywa, blaknie, jakby jakiś deszcz albo mgła, którą trudno odróżnić od chmury w górach tuż nad Atlantykiem.

Koniec końców wypada pogodzić się z ciszą. Pójść na spacer, zrobić obiad, wyjąć wtyczkę z kłębiącej się wokół nas rzeczywistości. Może spotkać siebie. Może nikogo innego. Pod wieczór, tygodnia, miesiąca, życia, jak się nadąży, to usiąść na ławce. Wokół ludzie, przed nami plaża i zachodzące słońce, które niweczy wszystkie pytania, leczy rany i przynosi trochę ciepła, tak bardzo nam wszystkim potrzebnego.

 

image

 

Ale nie bądźmy. Dla innych. Strażnikami i murami. Bądźmy ludźmi. Co to znaczy? Ba!

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *