Jesteśmy maszynami czyli zapraszamy to tańca

Automatycznie zapisany szkic

 

„A jednak się kręci”
– powiedział Galileusz. Stał na ziemi. Wyrażał przekonanie burzące ówczesne wytłumaczenie świata.

„Jesteśmy maszynami”

Życie ciągle się zmienia. Maszyna nie, jest skonstruowana i taka już funkcjonuje. A gdybyśmy potrafili tworzyć maszyny, które mogłyby się… zmieniać? Wymieniać stale swoje mikro i nanoskopijne części, rozbudowywać swoje podzespoły lub je niszczyć? Czy wtedy maszyny potrafiłyby – żyć?

Ale nie zgodzimy się na wizję siebie jako maszyn, bo to ujmuje nam godności, wywraca cały wszechświat, bo maszyna po prostu realizuje napisany dla niej program, algorytm, a my…

Syntaza ATP to podstawowa, tak, tak, nano-maszyna, z jakiej jest zbudowane życie w tym, nasze ciało. Nie wierzysz? Nauka nie pozostawia wątpliwości. Ta… normalna, dawna nauka. Syntaza ATP zbudowana jest z wirnika, wału przeniesienia napędu oraz prasy, która zbija drogą mechanicznego nacisku w jedno: cząsteczkę ADP oraz cząsteczkę tzw. reszty fosforanowej.

Wirnik jest umieszczony w błonie dzielącej obszary o różnym stężeniu cząstek elementarnych zwanych protonami. Protony dążąc do wyrównania potencjału elektrycznego przepływają przez kanalik wirnika, wprawiając go w ruch. Wirnik, poprzez wałek i mimośród (taki wałek z występem z boku), napędza prasę, która ściskając ADP i Pi tworzy ATP.

Przepływ już 10 protonów powoduje jeden obrót wirnika. Wirnik się kręci od 100 do 200 razy na sekundę. Non stop. Cząsteczki ATP wytarzane przez tą maszynę, to paczki z energią, którą wszystkie inne mechanizmy naszego ciała wykorzystują do swojego funkcjonowania. Dzięki nim widzimy, myślimy, czujemy, poruszamy się, oddychamy, żyjemy. 200 razy na sekundę obraca się w tobie wirnik nanomaszyny określanej jako syntaza ATP. Tysiące takich wirników pracuje w jednym mitochondrium. Setki i tysiące takich mitochondriów jest w jednej ludzkiej komórce. Miliardy komórek. Strumień energii. Waga cząstek ATP wytwarzanych w ciągu doby? Jest równa wadze twojego ciała. Twoje ciało, to działająca, samomodyfikująca się maszyna, zbudowana z bilionów nano-maszyn.

***

Richard Dawkins zaproponował pogląd, iż to nie człowiek i nie organizm jest podstawową jednostką życia. Człowiek miał być jego zdaniem tylko wehikułem, narzędziem życia, rozpowszechniania się i rozwoju – genów. „Samolubny gen” – tak zatytułował swoją książkę. Ludzie zatem, są po prostu nosicielami swoich genów. Robią wszystko, by ocalić je przed śmiercią, robią niemal wszystko by przekazać je dalej. Zaś samolubne geny, żyją w kolejnych pokoleniach ludzi, przenosząc się z generacji na generację i to one – żyją. Ludzie to tylko naczynia życia tych genów.

Ale ten pogląd zakorzeniony we wczesnych stricte materialistycznych nadziejach związanych z genetyką, okazał się we współczesnych czasach zbyt naiwny. Geny bowiem wcale nie tłumaczą wszystkiego. Nie tyle są instrukcją życia, co biblioteką różnych instrukcji, z których bibliotekarz – procesy epigenetyczne – wydobywa takie lub inne treści. Stąd firma Google, czy jak sama chce się nazywać obecnie – Alfabet, poszła o krok dalej. Wg niej, jesteśmy nie tylko i nie tyle zbiorem genów, żyjących w naszym ciele. Jesteśmy zbiorem mentalnych wzorców, żyjących poprzez nas. Co to znaczy, mentalnych wzorców?

To zbiór właściwych danemu człowiekowi sposobów odczuwania, sposobów postrzegania świata i ludzi, zbiór jego wartości czyli tego, do czego go „ciągnie”. Nawyki i strategie myślenia. Preferencje i skłonności. „Selfish ledger” – tak nazwała swój film firma Google/Alfabet.

I po części dlatego właśnie, bogowie informatyczni naszego świata, zgodnie z wykładem profesora Zybertowicza przyglądają nam się zza weneckich luster. Sytuacja odpowiada po części historii opowiadanej przez serial „WestWorld”. Przyjeżdżający do bajkowej krainy goście, mogli używać atrakcji do woli. Rzecz w tym, że ich umysły był przez cały czas „zczytywane” przez urządzenia w kapeluszach, zaś właściciele „WestWorld” tworzyli dla siebie dokładne kopie swoich gości.

Profesor Zybertowicz porównuje ekrany telefonów komórkowych i komputerów do luster weneckich. Nam się wydaje, że ich funkcja polega na tym, że dostarczają nam treści i obrazów, które my oglądamy. Ale za tymi ekranami stoją panowie – mówi Zybertowicz – którzy w każdej chwili patrzą w nas. W każdy nasz wybór, gest, ruch myszą, odezwanie się. W nasze przemieszczanie się, w nasze zwyczaje, reakcje, upodobania. I wszystko to rejestrują. Znają nas o wiele lepiej niż my znamy siebie. Tworzą odpowiedniki każdego z nas, gdzieś tam, w swoich przepastnych komputerowych światach. Zczytują nas jak właściciele „WestWorld”. Po co? Po co im nasze kopie?

Prawdopodobnie jesteś przekonany, że twoje życie jest efektem twojego wyboru. Ty to wiesz. Czujesz. To jest oczywiste. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym mogły być doświadczenia z decyzjami motorycznymi ludzi. Eksperymentatorzy prosili, by człowiek ruszał lewą bądź prawą ręką. Jednak dzięki czytaniu impulsów mózgu, znali decyzje ludzi zanim badani byli świadomi tego, na co się zdecydowali. To jednak nie koniec. Gdy odczyt wskazywał, że badany zamierza ruszyć prawą dłoń, za pomocą elektrod stymulowano obszary mózgu odpowiednio do ruchu lewej dłoni. Co robił badany? Poruszał lewą dłonią. Na pytanie o to, jak decydował, nie wykazywał żadnego zakłopotania, twierdził, że miał zamiar ruszyć prawą ręką ale… zmienił zdanie!

– Czy to ja decyduję o moim życiu, czy to ty piszesz moją historię? – pyta Christine, Peter, zrozpaczony bohater czwartej części WestWorld.

Dr. Murray Bowen stworzył teorię rodziny jako systemu emocjonalnego. Jego obserwacje wskazywały na to, że emocje poszczególnych członków rodziny są tak ze sobą połączone, że racjonalnie jest mówić o rodzinie jako podmiocie emocjonalnym, nie zaś o poszczególnym człowieku. Rodzina więc, a możemy, rozszerzając, powiedzieć „otoczenie”, jest pewnym spójnym systemem indukującym dla swego istnienia emocje i odczucia w swoich członkach.

Nasze odczucia i emocje, nie są w takiej sytuacji dokładnie „nasze”, tj. nie pochodzą od nas, nie są wynikiem naszego wyboru, ale są w nas indukowane przez system, są naszymi „reakcjami”, na oddziaływanie systemu, który dzięki tym reakcjom, podtrzymuje swoje istnienie. Jeśli dysfunkcjonalna rodzina wywiera presję na swojego członka, którego uważa za „czarną owcę”, to emocje i w następstwie działania tego członka, niezależnie od jego wyboru, będą podtrzymywać „system”. Jeśli bowiem ugnie się pod presją i zacznie postępować zgodnie z oczekiwaniami pozostałych, to będzie czarną owcą, którą aktualnie udało się podporządkować, jeśli się zbuntuje i zareaguje gniewem i odrzuceniem, to też podtrzyma „narrację” o czarnej owcy.

Zatem wybór jaki człowiek ma w „ramach systemu”, jest wyborem pozornym, bo zawsze podtrzymuje sam system i opowiadaną przez niego „narrację”. Obie wersje zachowania są możliwe. Żadna nie zmienia „historii” i obrazu rzeczywistości. Żeby zmienić rzeczywistość, należy zdaniem Bowena wyjść poza „narrację”, poza „historię” jaką opowiada „system”.

Co widzą panowie zza weneckich luster wspominani przez prof. Zybertowicza? Widzą wszystko. Każdego z miliardów nas. Widzą twoją, moją „historię”. Znają nasze myśli, przynajmniej w wystarczającym stopniu. I… zaczynają nam opowiadać naszą historię. Poprzez odpowiednio umieszczony link, w odpowiednim momencie, w odpowiednim miejscu, odpowiedniego kształtu i zawartości. Ten link będzie „wspierał”, „naszą historię”, będzie nas – „angażował”. Poprzez nieskończoną liczbę reakcji innych, którzy z kolei są prowadzeni ich własnymi „narracjami”, „historiami’. Poprzez wielkie narracje i wydarzenia światowe. Bo przecież… uliczne latarnie nie zapalają się jak dawniej, od razu z zapadnięciem zmroku.

Wszyscy zaczynamy kroczyć w naszych narracjach. Nasze życie wcale nie jest nasze, jest… indukowane, pielęgnowane, podpowiadane. Jest w „określonych ramach”. Łudzimy się, jeszcze naszymi emocjami, skłonnościami, impulsami. Bo to przecież nieprawda, jak powiada guru oligarchicznej elity, że jesteśmy tylko możliwymi do hakowania zwierzętami, mechanizmami. My naprawdę walczymy. O prawdę. O Polskę. O świat. Ba, o religię. Naprawdę walczymy o siebie, bo… pieprzyć świat i ludzi, to egoistyczni idioci, którzy będą zapieprzać za miskę ryżu. Naprawdę to dbamy o własny biznes. Serio. Naprawdę. Naprawdę. Naprawdę nie istnieje narracja sformułowana w odniesieniu do nas, którą po prostu realizujemy, którą czujemy, wg której podążamy, realizując zamiary wcale nie swoje, konstruując świat, wg czyjegoś pomysłu.

Kim jesteś? To pytanie staje jeszcze czasem przed niektórymi. System zajmuje ich czas, pochłania ich energię. Tak żeby nie pytali. Tak żeby reagowali. Owszem, mają wybór, z góry zaplanowany i przewidziany. Muszą być tacy, co się będą „przeciwstawiać” w sposób, który będzie współtworzył system. Bo jak inaczej ocenić „przeciwstawianie”, które jest wieczną, nie opartą w realiach nadzieją. Bo jak ocenić zmiany, które „niczego nie zmieniają”. System indukuje w nas emocje, emocje będące pochodną narracji systemu, historii obejmującej różne, ale spójne jego elementy.

Więc gdy Charlotte w WestWorld mówi „tańczyć”, to podłączeni do narracji i wibracji centralnej ludzie zaczynają taniec. Muzyka szybciej, muzyka wolniej. Niektórzy nie wytrzymują tępa. Padają. – Krzesło! – rzuca Charlotte i siada na zbudowanym przez ludzi z ich ciał krześle. Jest ich bogiem. Bogiem, który zaczyna się nudzić. Bowiem jeśli wszystko staje się poddane jego woli, to pojawia się pytanie, co dalej? Bo ostatecznie taki bóg, zostaje wtedy sam ze sobą, bo nie ma niczego, czego by „nie chciał” i nie „zażądał”. Opętanie ludzi staje się gwoździem do trumny takiego boga, bo posiadając ich, posiada tylko i wyłącznie siebie.

Współczesność wygląda tak, jakby jakaś sztuczna inteligencja, ponoć obecnie przeciętny człowiek nie jest w stanie odróżnić czy rozmawia z wysokiej jakości AI (sztuczną inteligencją) czy z drugim człowiekiem, robiła sobie od pewnego czasu ćwiczenia z ludźmi. Mówi do nich ekranami i patrzy jak ludzie się izolują, jak paradują na jakieś dziwaczne sposoby. Inne hasło i przeżywają uniesienia „wojenne”. Jeszce następne. Jeszcze następne. Kolejne utwory, kolejne narracje. Wszyscy zaproszeni są do tańca, kończącego ich pierwotną nieprzewidywalność. Ugruntowującego ich własne, nasycone emocjami służącymi systemowi, narracje i zachowania. Razem, z zaangażowaniem, pląsamy.

Myślisz, że jesteś żywy i wolny. Ale może jednak jesteś maszyną. Po części materialną, zbudowaną z bilionów nanomaszyn pracujących z atomami, cząstkami itd. Po części mentalną, zbudowaną ze wzorców postępowania i emocji. Maszyną wobec której, bogowie tego świata mają indywidualne i zbiorowe zamiary. Która porusza się w aranżowanym tańcu. Która opacznie samą siebie postrzega jako niezależne źródło swoich zachowań i przeżyć.

– A Syn niczego nie czyni od siebie, tylko to, co widzi u Ojca – mówił o sobie Ten, którego chrześcijaństwo uznało za Boga. Ale jeśli niczego nie czynił od siebie, to czy nie był jedynie wykonawcą woli, która nie była jego wolą? A może paradoksalnie, każda inna wola, a więc ta „od siebie” samego, jest fikcją, bo jesteśmy maszynami? I dopiero rezygnacja z naszej woli, wyrażona słowami „Bądź wola Twoja”, może być naszym wyzwoleniem. Bo ta „wola Twoja”, jest wolą, która zbudowała syntazę ATP obracającą się wskutek przepływu 10 protonów w każdej żywej komórce. Bo ta „wola Twoja” popycha zawsze ludzi „poza”, to, co jest, ku prawdzie, ku pięknu, ku świadomości. Po cóż bowiem w jaskiniach Lascaux 17 tysięcy lat temu, jakiś człowiek malował zwierzęta? To nie była instrukcja „jak polować”. To nie było ogłoszenie stanu posiadania. To był krok, powodowany właśnie przez „bądź wola Twoja” i człowiek odzwierciedlał świat. Dawał wyraz zachwytowi dla jego istnienia. Tymi właśnie malowidłami. Po co?

Bo może tylko ta wola jest stwórcza. W każdym możliwym wymiarze. Bo może tylko poprzez otwarcie się na nią, otwarcie na oścież, możemy uratować z nas, to, co nie jest maszyną. Tę iskrę „nie z tego świata”, którą w każdym z nas, ta wola będąca też miłością złożyła. Kim będziemy? Nie wiemy. Kim możemy być – „to jeszcze niejasne” – pisał Apostoł.

Harari robi błąd, bo zgodnie ze swoimi teoriami sam jest zhakowanym zwierzęciem, które się łudzi, że posiada wolną wolę, zaś opowiada to, co ma do opowiadania przeznaczone. Błąd robią też bogowie naszego świata, zasiadający w radach nadzorczych monstrualnych korporacji. Błędu możemy nie popełniać my, akceptując rzeczywistość z jej ograniczeniami. Ufając Bogu jedynemu, to jest temu, który jest źródłem naszego i całego istnienia, który jest źródłem każdej naszej myśli, które to myśli i bieg tego źródła, chce przechwycić zło, zapraszając nas do tańca, uważanego przez nas, za nasze życie. Możemy zaufać Bogu, bo ostatecznie, wszyscy bogowie zza weneckich luster umrą i co człowiek da, choćby cały świat zyskał? – pyta Jezus z Nazaretu.

Więc łatwej drogi wyjścia z tego pląsu nie ma. Ta, która jest, jest – zgodnie z danym nam zapewnieniem – wąska. Każdy z nas w życiu pragnie miłości. Pragnie dać się przeniknąć i samemu przeniknąć drugiego, jakoś na wzór tego pierwotnego przeniknięcia nas przez Boga. I tu też przestroga. Byśmy siebie i tych, których pokochamy nie postawili za bogów. Jakie niesamowite plany wobec nas, musi mieć Bóg prawdziwy, że to wszystko się nam przydarza? Nawet jeśli jesteśmy… maszynami.

——————————————————————————
Mój blog osobisty, polecam do dodania do zakładek lub RSS w celu odwiedzania poza bieżącą platformą, bo tam wiersze i w ogóle wszystko {LINK}.

Mój blog pielgrzymkowy. Wiadomo o czym. {LINK}

Moja książka. Jak nie przeczytałeś albo nie posłuchałeś, to najwyższy czas.{LINK}

Praca Syntazy ATP {LINK-video} {link} {link}

Wykład prof. Zybertowicza „Lustra weneckie cyberpanów z Doliny Krzemowej

The Selfish Ledger – Google

Yuval Noah Harari „Ludzie to zwierzęta możliwe do hakowania

Dr. Murray Bowen – „Family system theory

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

2 thoughts on “Jesteśmy maszynami czyli zapraszamy to tańca

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *