Nie ma sensu. Po prostu nie ma sensu tam iść. Na tą procesję i tak dalej. Mam serwisy strumieniowe, całą masę dobrych filmów i seriali. Nawet “Mesjasz” jest na Netflixie, bardzo dobry zresztą. Można nad jeziorko, grila, jak człowiek. Więc po co? Nie ma po co.
Na balkonie po zewnętrznej stronie barierki gołębica złożyła jajka. Niestety się to to wykluło jakiś czas temu i teraz siedzą takie nieopierzone do końca. Łypią oczami, jak do nich zajrzeć. Człowiek nie ma serca tego przegnać. Więc są.
Gołębica albo gołąb, nie do końca rozeznaję płeć, choć tam facet jest większy, więc czasem ten mniejszy gołąb, to będzie ona, przylatują od czasu do czasu. Młode piszczą. Jest karmienie. Potem siedzi, patrzy. Jest. Ciekawy jestem, co go przyciąga. Tego dorosłego gołębia. Co sprawia. Że się opiekuje. Dogląda. Dba. Przecież mógłby. I w ogóle.
To chyba hormony. Wydziela mu się tam coś w tej jego główce, co mu sprawia przyjemność. Wydziela mu się, jak robi to, co służy przeżyciu i rozwojowi małych. Więc w nim, w tym gołębiu, musi być taki system sterujący, biochemiczno-psychologiczny, który kieruje jego zachowaniami. A ten system? Skąd się wziął?
Tak się przez chwilę zastanawiałem, gdy mi myśli uciekły na bok, gdy patrzyłem na wózek z małym dzieckiem. Procesja w tym roku była wyjątkowo liczna. Wyprasowałem się w domu, ogoliłem jak należy i opatrzony, jak ten przysłowiowy stróż w Boże Ciało poszedłem. No i idę, i tak właśnie, chyba w przyklęku, zamiast całą uwagę skupić na tym, co religijne, to łypnąłem na ten wózek i zaraz potem, mi te myśli szarpnęły o te gołębie, gdzieś tam na balkonie. Potem wstawać. Dziecko zakwiliło. Takie… bo ja wiem, z pół roku. Co to jeszcze nogami i rękami robi prawie to samo. Już chciałem powiedzieć “No cio, cio”, ale się powstrzymałem, bo ojciec schylony i zgięty, cały tonął w tym wózku, rozmawiając z dziewczynką, bo to na pewno była dziewczynka.
Właściwie to z takimi dziećmi się rozmawia. Rozmawia się nie poprzez język i pojęcia, i słowa. Rozmawia się jakoś inaczej. Jakoś dosadniej, bo przecież się rozumiemy. My i one. Przecież mówimy do siebie na jakimś bardziej podstawowym poziomie. O jakichś o wiele ważniejszych sprawach niż potem, gdy nauczymy się mówić.
Ołtarz bardzo ładny. Widać, że jakiś grafik albo przynajmniej ktoś z głową i gustem projektował. Megafony nadają. Słońce. Kroki. Dziewczyna ze dwadzieścia lat z lewej. Dłuuugie nogi w półprzeźroczystych obcisło-luźnych spodniach. Przeciwsłoneczne okulary podniesione powyżej czoła. Pośladki i stringi pod szarawarami widoczne w każdym możliwym centymetrze. Dumnie porusza się z mamą. W takich momentach rozumiem muzułmanów. Babkom odbija. To już jakaś paranoja. Na szczęście to wyjątek, ta pusząca się idiotka. Reszta normalni ludzie. Znów modlitwy. Ilu z nich śpiewa? Ilu się modli? Różnie, bo wlokę się trochę w ogonie. Procesja ma jakieś 300 metrów, rzeka ludzi, wezwania księdza, klękamy, cisza. “Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas, Panie…”
Po prawej dziarski czterolatek, blond czupryna, dżinsy, jasna, popielata koszulka. Ale tak patrzę na faceta, wyraźnie po pięćdziesiątce. Ojciec? Dziadek? Maluch idzie za rękę z kobietą. No… już się orientuję. Rodzice, piękni i młodzi, z przodu, oglądają się czasem z uśmiechem. Młody jednak z dziadkami, konkretnie z babcią. Dlaczego? Może babcia go kocha? Może on jakoś kocha babcię? Może ten ojciec zanurzony w wózku z niemowlęciem też? Może te gołębie? Może miłość to jest takie coś, taka jakaś rzeka płynąca w innym wymiarze, która przy użyciu tysięcy mechanizmów i sposobów rodzi… życie? Uśmiecha się poprzez to życie. Uśmiecha się do nas, ustami i oczami dziecka. Uśmiecha się do niego, poprzez nasze oczy.
I znów klękamy i chwila skupienia. Nie wiem, czy to okej, ale wziąłem krótkie spodnie. Nie takie całkiem, ale jednak, do kolana. Więc jak klękam, to po prostu, na asfalcie. Przynajmniej się te spodnie nie brudzą. Zastanawiam się chwilę nad tymi modlitwami, ale zaraz następne. Idziemy po kwiatach, to znaczy po płatkach tych kwiatów. Cała procesja po osiedlu ma trasę ok. 2,5 kilometra. W trybie modlitewnym zajmuje to półtorej godziny. Ile ludzi? Do czoła ze 250 metrów, to szeroka ulica z chodnikami po obu stronach, gęsto wypełniona. Ja bym powiedział tysiąc, dwa. Nie no, dwa – spokojnie, jak nie więcej. Tak porównując z innymi latami, to po tej całej nieszczęsnej “pandemii” uczestnictwo wraca.
Przy następnym ołtarzu jakiś kosz z zielonymi gałązkami. Niektórzy biorą całe, niektórzy urywają trochę. To chyba kolejny zwyczaj, żeby coś takiego zielonego przynieść do siebie do domu. Jakiś pan na motorze się zaplątał. Nie ma mowy. Nie przejedzie. Z rury mu strzela jak z armaty, bo motocykl zabytkowy taki. Zawrócił. Myślę, że da radę objechać ten tłum ludzi.
Dziwni ci Polacy – myślę. Tak naprawdę jesteśmy mocno zamkniętym i dość egoistycznym społeczeństwem. Znowu, w chwilach niezwykłych, zachowujemy się kompletnie ponadstandardowo, jakby kompensując te swoje braki z codzienności, gdy Polak, Polakowi biznesmanem. I znów “Święty Boże, Święty Mocny”.
Idziemy. Jesteśmy tutaj, na tej procesji Bożego Ciała wszyscy razem. Powiedziałbym, że znaczna część mieszkańców osiedla wyszła i idzie. Dlaczego? Będą odpowiedzi religijne i obyczajowe. Ale może to jest właśnie drugi rodzaj wiedzy, taki, kiedy wiemy, co chcemy i co powinniśmy zrobić, ale nie wiemy dlaczego ani skąd to wiemy. Nawet nie wiemy, że to wiemy, tylko to robimy, pomimo, że… niby nie ma sensu.
Ale chyba ostatecznie jakiś sens ma. Choćby taki, że Netflix, Prime i cała reszta może iść się paść. My jesteśmy tutaj. Owszem, bardzo mocno niedoskonali. Zamiast żarliwie się modlić, to obcinam na ten cud w wózku, do którego ojciec znów się nachyla. Może, będąc tutaj jakoś na przekór wszystkiemu, zyskujemy. Co? Podmiotowość. To, że to my, coś tworzymy – rzeczywistość, która nie jest zależna od poparańców z miliardami złotych, dolarów i licho wie czego. Więc jeden się modli, druga przygląda. Idziemy razem.
Czy moglibyśmy tak chodzić, raz na rok, po prostu dla samego chodzenia? To znaczy jaka jest właściwie rola w tym wszystkim Jezusa Chrystusa? Religii? Duchowości? Myślę, że jednak to, ten element religijny, jest potrzebny. Bo tak naprawdę tym masowym przejściem ludzie nie tylko wyrażają swoją podmiotowość jako społeczeństwo, jako pewien organizm przekraczający życiem, życie pojedynczego człowieka, czy pokolenia. Wyrażamy coś jeszcze. Odświętność. Pewną potrzebę stwierdzenia, że nie wszystko jest błotem, handelkiem, cwaniactwem, walką. Chcemy by w życiu był element spoza tego życia. Choćby był niedoskonały, taki jak my sami. Ale bez niego, czym zostałoby nasze życie? Popie****ną chciwością i konsumpcją bez końca i hamulców?
Na sam koniec porządkowi formują potok ludzi tak, aby jedna strona jezdni była wolna. Przejeżdżają wolno samochody. Kościół, “Te Deum”. Lubię tą pieśń, nie wiem, jakaś taka… podniosła trochę. Komunijne dzieci, które sypały płatki kwiatów, po których wszyscyśmy szli, wracają do rodziców, spocone i zmęczone. Harcerze też tam się zbierają, rozliczają. W kościele już spokój, msza, komunia. Jezus połamał pięć bochenków chleba i parę tysięcy ludzi się najadło. Jakoś w tle, słuchając kazania się zastanawiam, jak to było możliwe? No bo jak? Ten chleb się rozmnażał? Rósł na ich oczach? Pojawiały się nowe kawałki? A może po prostu, ludzie pod “tchnieniem” miłości wyjęli, każdy, co miał, a tym tchnieniem było ofiarowanie im owych pięciu bochenków?
Gdy wychodziłem z kościoła minęło mnie pytanie: Kim bym był, gdybym był jednym z tych przy Jezusie, jednym z apostołów? I natychmiastowa odpowiedź, niestety, niezbyt szlachetna, byłbym… Tomaszem. Bo ja zawsze pytam, ciągle nie dowierzam, kombinuję, co i jak. Zdecydowanie – Tomaszem.
Boże Ciało się skończyło. Polacy tłumnie przeszli ulicami swoich miast, wiosek, miejscowości. Wygalantowani, z wypranymi z brudu sumieniami. Pójdą za rok. I jeszcze za rok. Trochę im zależy, żeby i w ich życiu, było coś ponad ich własną małość, podłość, byle-jakość. Dwa tysiące lat temu, Jezus jeszcze nie nauczał. Pracował, jak każdy inny. Wszystko zaczęło się później. Dla nas zaczął się dziś 16 czerwca 2022 AD. Po zakończonej procesji, na ulicy, nadal leżą kwiaty…
Zdjęcie autorskie, przedstawiające rzeczywisty widok, po przejściu procesji Bożego Ciała. (C) 2002
Zachęcam do zakupu lub pobrania mojej książki. Należy kliknąć w obrazek poniżej 🙂