Wszechświat
jest jak bańka mydlana
Wszystko się mieni, drży
Załomy liter pochylają się w gorącym wietrze
Ból mieszka za zakrętem,
Przy ulicy – Ucieczka donikąd
Masa jakichś kamieni
Czerń waży dosłownie i odzierająco
Gromadka dzieci z prawej strony
Jakiś cmentarz, białe kwiaty, świeże groby
W nich?
Właściwie to nie jest chodnik
Idę po światłości,
po kostki
Z każdym krokiem jest mnie mniej
Ten wszechświat
Co z nim będzie
Gdy dojdę nad ocean?