„Pig” – prawda i fałsz, dobro i zło w nas

„Pig” – Nicolas Cage / Michael Sarnoski

 

Jest raj. Poza tym światem. Ubogi, prymitywny, ale to raj, nieświadomy tego, że jest rajem. Krainą z baśni, gdzie prosto i prawda, dotykalne wszystko, brudne, ale materialnie, nie duchowo. I jest zło. Zło ma różne postaci. Tę tragiczną, bezpośrednią, rozszarpującą skórę, niszczącą życie, pełną krzyku, bólu i rozpaczy. I tę lśniącą, dystyngowaną, gdy wypielęgnowane ręce, gdy chcemy, jeszcze jednego smaku, jeszcze jednego zera na koncie, jeszcze jednego „sukcesu”, wrażenia, doznania, poziomu, pozycji. Gdy „chcemy” właśnie odrobinę więcej, wypowiadamy polecenie, podpisujemy jakiś dokument. Nie, nie jesteśmy tam, gdzie uruchomione przez nas koła ludzkich historii zmiażdżą być może czyjeś życie. Jesteśmy tu, gdzie jest dobry ton, elegancja, po prostu… mamy prawo, mieć odrobinę więcej.

Robin – grany przez Nicolasa Cage’a – zbudował sobie swój raj, w towarzystwie świni. Bardzo nie „rajowy”. Ale tak wybrał i tak żył. Bo kiedyś, to wszystko pochłonie woda. Ocean wstanie i fale zaleją ląd, pogrążając go w otchłani. Ale to kiedyś. Teraz, świeci słońce, a Robin ze swoją towarzyszką, przybiegającą na jego gwizdnięcie, szuka w lesie trufli.

Film Michaela Sarnoskiego jest inny. Może po prostu jest filmem? W odróżnieniu od masowej i zupełnie już jałowej mass produkcji, oszalałych od edukacyjnych zapędów, koncernów medialnych. Treści dawniej dla nastolatków, ubiera się obecnie w technikę, dokłada na chama zupełnie „warstwy edukacyjne” czyli przymusową – jaką tam przymusową, nie chcesz, nie oglądaj – reedukację psychopatologiczną, o przepraszam, uzdrawiającą i w kółko, w kółko powtarza z niewielkimi modyfikacjami.

Więc „Pig” „się ogląda”. Patrzy się, słucha. Dziwne. Bajka. Taka życiowa w warstwie sensów i taka bajkowa, bo to film. W życie każdego z nas, jak w życie Robina, może w każdej chwili wkroczyć zło. W bardzo różnej formie. Ale gdzieś tam, u początku, tej długiej nici zła, będzie zawsze ktoś, kto – chce trochę więcej. I może za cenę małego kompromisiku, koniecznego „nie zwrócenia uwagi”, może coś zyskać. Kłania się tu eksperyment Miligrama, który pokazał, że jeśli ludzie nie mają do czynienia bezpośrednio z cierpieniem, jakie zadają innym ludziom, tylko wszystko zachodzi na mocy ogniw pośrednich, to sprawcy uruchamiający to cierpienie, izolowani od niego łańcuchem pośrednictwa, zdolni są do najgorszych zachowań. Bo mają czyste i wypielęgnowane otoczenie.

W filmie jest scena, gdy widać lusterko samochodu w nocy i trochę powiewających włosów Robina. Samochód jedzie. Widzimy wciąż to lusterko. Nic się nie dzieje. Nic się nie musi dziać. Jesteśmy, patrzymy. O to chodzi w narracji filmowej. Nie o takie sceny, tylko o to, żeby widz, gdy je widzi, to po prostu patrzył na ekran, zamiast na zegarek, i to jest – sztuka.

– To wszystko nie jest prawdziwe – mówi Cage do szefa restauracji z górnej półki, którego kiedyś sam zwalniał z pracy. – Ci klienci nie są prawdziwi. Ty nie jesteś prawdziwy – dopowiada, bo ten, co został szefem miał kiedyś zupełnie inne marzenia. Więc ten film i nam zadaje pytanie: Czy jesteśmy prawdziwi? Ale co to znaczy, prawdziwi? Może czy kochamy? Tak do bólu. Kogokolwiek, cokolwiek. Cage w filmie kochał świnię, las, spokój, światło słońca. Zbigniew Herbert w swoim kultowym wierszu pisze: „kochaj źródło zaranne … światło na murze splendor nieba„.

A może – nie daj Boże – nauczyliśmy się kochać zysk, to, co mamy, swoją pozycję, albo jeszcze gorzej, kochać nienawiść, do zła oczywiście, do zła. Pogardę – bo to potrzebne. I żeby dop***lić komuś, bo zły. Może właśnie to kochamy? Czy żyjemy my, czy produkty inżynierii społecznej, implantowane w ludziach przez media, żyją w nas? Czy myślimy o tym, co nam mówią, o czym mamy myśleć? Czy czujemy to, co nam podpowiadają, co mamy czuć?

Racjonalne i inteligentne manipulowanie ludźmi jest istotnym elementem społeczeństwa demokratycznego. Ci, którzy tworzą ten niewidoczny mechanizm wpływu stanowią prawdziwą władzę. Jesteśmy kierowani, nasze umysły są formowane, nasze gusty, nasze idee nie pochodzą od nas, tylko od ludzi, o których nigdy nie słyszeliśmy” – pisał Bernays. Czy jesteśmy więc prawdziwi? Czy my w ogóle „żyjemy”? Czy żyją myśli, emocje, zachowania i wzorce postępowania ubrane w nasze ciało, żywiące się naszym życiem?

„Pig” jest filmem prawdziwym w sensie sztuki filmowej. Pięknie opowiedziany. Słychać w nim każde słowo. Bardzo dobra rola Nicholasa Cage’a, który być może właśnie wydobył się tą kreacją znów „na powierzchnię”. Zderzenie dwóch światów. Spotkanie dobra i zła. Ojciec i syn. I to pytanie, co się w życiu liczy i czy jesteśmy prawdziwi? Bo jeśli jesteśmy, to nie liczmy na komfort, bo prawda ma swoją cenę, którą z reguły jest ból. Jednak ma też swoją wartość, której z niczym porównać się nie da, bo jeśli jesteśmy prawdziwi, to jesteśmy wyjątkowi, unikalni, świat nas wypluje, ale może kiedyś nas posłucha, poczyta, pomyśli i tak… wpleciemy nową nić, w tkaninę ludzkich losów. Nić, która to życie ubogaci i przyozdobi. A z tego będziemy mieć dla siebie? Tak naprawdę… nic. Bo może nic dla siebie, tak ostatecznie, mieć nie musimy, a nawet… nie powinniśmy.

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *