Właściwie to trudno o tym filmie coś napisać. Filmie, bo dwa sezony serialu to jeden film. Bardziej niż w innych przypadkach – całość.
Są obrazy, krajobrazy, bezkresne niebo, zauroczenie, potworność, tajemnica, zło, szukanie. Nic w Carnivale nie jest proste, nic oczywiste. Widz się ociera o wszystko, czego chciałby uniknąć. O perwersję, o degradację, o kalectwo ciała i ducha, o tejemnicę. Ciężarówki wesołego miasteczka z 1930 roku w Stanach przemieszczają się pylistymi drogami Ameryki.
Wraz z nimi przemieszcza się widz. Niesłychane rzeczy dzieją się przed jego oczami. I właściwie trudno powiedzieć, dlaczego to ogląda. Może tajemnicą tego serialu jest szukanie iskry w popiele. Szukanie sensu w bezsensie. Dobra na dnie najgorszego rozkładu. Prawdy w morzu kłamstw, zwyczajnych i tych wielkich, gdzie wszyscy wszystkich okłamują, ale czasem potrafią przekroczyć te kłamstwa.
Carnivale jest filmowane w sposób, którego nie sposób oddać słowami. Tych wszystkich brudnych, czasem pięknych postaci. Tych świateł samochodów w bezkresie nocy. Tych twarzy, losów. Kamera porusza się miękko, dosadnie, brutalnie. Wszystko dzieje się w taki sposób, że jednocześnie syty, a płynący.
Główny bohater i wszystkie postaci. To wyrazistość dotykalna zupełnie. Tak. Chyba to, co wzrusza, to zdolność okazywania ludzkich uczuć przez tych, co już poza, społeczeństwem. Przez tych, co się stoczyli. Muzyka, znów, nie do opowiedzenia. Piękna, mocna, wplata romantyczne tony, to znowu wali się ciężarem na klatkę piersiową.
A karawana miasteczka podąża dalej. Przerażające rzeczy, odpychające postępki i zbrodnie. I jednak z drugiej strony jakiś sens, walka dobra ze złem. Może tego szukamy. Szukamy dobra. I w świecie, gdzie dobro jest już wystandaryzowane i zadekretowane, przez autorytety, ekspertów, instytucje, zwyczaje, dobro staje się rozpuszczone, teoretyczne, jest wyuczonym zbiorem zachowań.
Jest w Carnivale odrobina klimatu Twin Peeks. Ale z jednej strony bardziej obsceniczny, a z drugiej miejscami cieplejszy to film. Idea głównego wątku jest opowiadana stopniowo, ciekawie, czasem – nieprzewidywalnie. Carnivale niesie ze sobą przesłanie, że życie, twoje życie, ma swój sens. Że może ma je od początku, do końca. Że nie jest jedynie bezcelową wegetacją, której jedynym motywem jest konsumpcja i samopodtrzymywanie.
Zło w Carnivale jest złe jak nigdzie indziej. Przerażające, ohydne, potworne. Dobro, jeśli jest, to nieśmiałe, skomplikowane, pobrudzone, ale jest, dobrem w odróżnieniu od zła. I życie, w obrazie jaki się z tego filmu wyłania, jest taką walką. Walką każdego człowieka o dobro. Walką, w której nic nie wiadomo. W której czasem się przegrywa. Drogą przez świat i przez czas kołyszą się nasze kroki i dni. Wieziemy razem z wesołym miasteczkiem swoje przeznaczenie. Nie mamy gwarancji zwycięstwa ani powodzenia. Jedyne co mamy, to naszą wrażliwość na piękno, to nasze towarzyszenie tym, których świat skopał, to naszą wiarę, czasem bez podstaw, że nasze życie jednak ma sens.
Odkupienie zawsze jest możliwe. Pójście za dobrem też. Nasze istnienie to wielka podróż. Obyśmy dotarli do końca, dając z siebie na tej drodze, jak najwięcej.
Osobom wrażliwym i grzecznym, ten film odradzam. Odporniejszym mogę go z ostrożnością polecić. W sensie sztuki filmowej to jest małe arcydzieło. Sceny perełki. Bohaterowie – zżyci z widzem. Szoków – niestety dużo. Kto chce niech ocenia. Serial jest dostępny na platformie HBO i pewnie gdzieś na DVD. I na koniec – piękna ścieżka dźwiękowa. Jest w niej jakaś przestrzeń, romantyzm, może nawet okruchy miłości, której pragną i szukają bohaterowie filmu. Jest w niej nostalgia i kurz drogi, i prażące słońce i pytanie o to “co będzie?”
—————————————————————————————
Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.