Wtorek 6 października, apteka osiedlowa:
– Macie olej lniany? – zapytał mężczyzna po wejściu do apteki.
– Tak, chwileczkę – odpowiedziała młoda farmaceutka i ruszyła do lodówki. Miała biały fartuch, czarne włosy, fajna dziewczyna.
– Ale z Oleofarmu? – próbował upewnić się mężczyzna.
– Tak. Tłoczony na zimno. – Olej wylądował w przegródce, skąd klient mógł go wyjąć.
– Ale to ten budwigowy? – jeszcze raz zapytał.
– Tłoczony na zimno – odpowiedziała.
Olej lniany kupuję rzadko, dwa, trzy razy w roku. A może tylko raz na święta. Kiedyś czytałem, że ma fajne własności prozdrowotne, ale bez przesady, drogie to i do apteki chodzić po olej? Wolę masło, a do sałatek oliwę z oliwek.
Ostatnio – pół roku temu – kupiłem taki olej u znajomego. Lokalny sklepik. Innej firmy. Gorzki jak cholera. I co, oddam mu? Nie przyjmie. Będzie wpierał, że okej. Ale gorzki, to gorzki – wiadomo, utleniony i szkodliwy. Dałem sobie spokój i poszedłem do apteki. Tutaj fachowo. Te białe kitle i w ogóle, wszystko zamaskowane i bezpieczne.
Więc wyjąłem go z lodówki i oglądam. “Oleofrarm” firma się zgadza. “Tłoczony na zimno” – to dobrze. Jakieś tylko kolory na etykiecie inne niż dawniej. Odwróciłem butelkę i lukam sobie na skład. Po co? Niepotrzebnie. Trzeba żyć, wierzyć ludziom, życiem się cieszyć, a nie ciągle tam szukać. Od specjalistów od szukania igły w stogu siana, to ostatnio już się zaroiło.
Patrzę te składniki i patrzę. I coś mi się nie zgadza. Olej lniany to ja wiem. Kupowałem, bo mówili, że ma Omega 3. Takie fajowe tłuszcze, co działają prozdrowotnie. Te tłuszcze są różne. Najgorsze podobno Omega 6, matko kochana, co one wyprawiają. Trucizna normalnie. Przez to, że je jemy, ponoć stały stan zapalny w organizmie. Taki niewidoczny niby, ale może to prawda. Może naprawdę trujące. Znaczy… wszystko ponoć w proporcji. Ma być omega 3 do omega 6 jak cztery do jednego. Czyli cztery razy więcej omega 3 niż tego 6, to wtedy jest okej. Ale jemy inaczej, to się trujemy.
Składniki są wymienione po kolei. W gramach i tak dalej. O – zauważyłem – jest ten omega 3. Kurde – 3 gramy. Czy to ma jakieś znaczenie? Czy trzeba czytać etykiety? Lniany olej jest. Tłoczony na zimno! Chłopie – upomniałem się i omal nie zdzieliłem przez łeb tego czytającego.
Omega 6 w 100 mililitrach jest 65 gram. No i co? Co to ma za znaczenie?
Schowałem olej do lodówki i otworzyłem stronę producenta. Szukam olej lniany… – jest. Prawie taki sam jak mój, tylko kolory etykiety nieco inne. Tak… tłoczony na zimno. Ale… skład dokładnie odwrotny. Omega 3 jest aż 52g. a omega 6 tylko 15g. WTF – skrót wyrażania angielskiego – sobie myślę. I dalej szukam na tej stronie tego, co kupiłem. Mój nazywa się “LinumVital”. W końcu na innej stronie tej firmy – znalazłem. Firma sprzedaje dwa oleje, w takich samych butelkach o kompletnie odwróconym składzie. Co z tym składem? Przecież olej lniany jako taki, ma pewne własności, cechy, skład! On jest podawany w opracowaniach naukowych. Można go znaleźć w USDA (U.S. Department of Agriculture), można na wikipedii, można wszędzie.
Jak kupujesz olej lniany, to wiesz, z czego się składa i dlatego właśnie go kupujesz. Patrzę, USDA i Wikipedia podają zgodnie: olej lniany ma ponad 50 gramów omega 3 w 100 mililitrach. WHAT THE FUCK – tym razem pojawia mi się wyraźniej i głośniej w głowie. Czytam uparcie dalej:
Rozwojowi raka piersi po menopauzie sprzyja duże spożycie tłuszczów wielonienasyconych typu omega-6 (obecnych zwłaszcza w oleju roślinnym z soi, kukurydzy, słonecznika i innych olejach z nasion, w margarynie), np. kwasu linolowego, przy niedostatku tłuszczów wielonienasyconych omega-3 (zawartych w oleju rybnym, ale również w lnianym)[6].Tłuszcze wielonienasycone omega-6 przy niedostatku tłuszczów wielonienasyconych omega-3 stymulują wzrost nowotworów prostaty, przyśpieszają postęp histopatologiczny i zmniejszają przeżywalność pacjentów z rakiem prostaty, podczas gdy tłuszcze wielonienasycone omega-3 (m.in. w oleju lnianym wysokolinolenowym) mają odwrotne, pozytywne działanie[7].
Len jest jedyną rośliną uprawianą przez człowieka, która może wytworzyć tłuszcz zawierający ponad 50% wielonienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3[8].
Okej. Przewaga omega 6 jest dla zdrowia katastrofalna, a olej lniany ma przewagę omega 3 i dlatego właśnie się go kupuje i spożywa. Aż doczytałem do końca:
Olej lniany powszechnie dostępny w sprzedaży pochodzi ze niskolinolenowych odmian lnu i zawiera śladowe ilości tłuszczów omega-3 (zwykle do 5%), natomiast bardzo dużo omega-6 (nawet powyżej 70%)[8]. Jest więc znacznie trwalszy, ale z powodu niewłaściwych proporcji kwasów tłuszczowych nie jest zalecany w diecie[10].
I dotarła do mnie prawda. Głupia. G*wno mnie obchodzi prawda. Z drugiej strony…
No więc to jest tak. Ludzie szukają zdrowszej żywności i nawet powszechne przekaziory, ostatecznie przyznają, że to czym się nas faszeruje – oleje z omega 6 – jest szkodliwe. Wiedziały s*syny, ale cicho siedziały. No więc jest olej, który ma dobre, zdrowe proporcje tych omega – olej lniany – to go ludzie kupują. S…… widząc, co się dzieje, zaczęły produkować olej, który sprzedają jako lniany, który jest owszem z nasion lnu, ale takiego specjalnego, który ma właśnie, skrajnie szkodliwe – wg. ogólnie dostępnych informacji – zestawienie składników.
To tak jakby pojawił się stoperan, w nowej wersji, tyle, że zamiast zapobiegać biegunce, wywoływałby przeczyszczenie. Pani w aptece, owszem apetyczna i w białym fachowym ubiorze, sprzedaje, a w zasadzie wciska, klientowi produkty, które go będą truć, bo tak zarabia na życie. Tworzy się łańcuszek, na szczycie którego jest producent oszukujący w sumie klientów, po drodze konsumujące zysk apteki oraz ich pracownice, zaś na samym końcu zwykły człowiek.
I o to chyba chodzi. Że co? Że Du Pont nie wiedział, co robi teflon ludziom? Ależ doskonale wiedzieli, można sobie obejrzeć film z Markiem Ruffallo dobrze opisujący całą historię. Że producenci papierosów nie wiedzieli, że ich produkt uzależnia i powoduje raka płuc? No pewnie, że wiedzieli. Ale, jak Du Pont zarabiali na tym.
Zdaje się, że w obecnym świecie liczy się tylko ZYSK. Zysk mój, osobisty. Jest tak dlatego, że dla innych też liczy się ICH ZYSK. Zysk pani z apteki – wcisnęła, sprzedała. Zysk producenta, żerującego na ludziach. Zysk koncernu chemicznego. Zysk taksówkarza, gdy weźmie podwójnie, bo ktoś na dworcu wsiadł nieświadomy albo pod wpływem.
Ludzie widzą wyłącznie swój zysk. W różnych obszarach. Inni ludzie są przez nich postrzegani w kategoriach owego zysku. Odbywa się globalna orgia konsumowania i skupienia na sobie. Ci – na samym szczycie – zakażeni przez Zło chciwością bez granic, konsumują wszystkich innych.
Tak długo, jak w łańcuchu konsumpcji człowiek nie znajdzie się na jego dnie, tak długo kupuje “ewangelię zysku i egoizmu”, to zresztą jest jedyna postawa pozwalająca przetrwać w coraz bardziej egoizującym się społeczeństwie, a raczej zbiorze jednostek.
Realne ludzkie – w dawnym tego słowa rozumieniu – więzi stają się rzadsze. Konfliktowość, postawy roszczeniowe i agresywne, stają się coraz częstsze, prowadząc do atomizacji i osamotnienia ludzi w tłumie, w którym jedynymi postawami łączącymi stają się nienawiść lub strach.
Politycy, kościół, ci odgrywający role naukowców, publicyści, władcy mediów, niemal wszyscy są na sprzedaż, dbają o własną dupę, o własną pozycję, o własną godność, o własną osobę. Tak naprawdę, w d***** mają wszystkich innych. I farmaceuci, i nauczyciele, i lekarze, i mundurowi – zajęci są wyłącznie własnym interesem.
A to wszystko jest opisem piekła, to jest anihilacji, rozpadu, tragedii, śmierci. Bo życie tworzy coraz bardziej skomplikowane i współpracujące ze sobą struktury. Pojedyncza komórka nie myśli, wbrew wykwitom pseudointelektualnych teorii. Do myślenia potrzebny jest mózg. Aby mógł istnieć potrzebne jest serce i cała masa innych organów. Komórki krwi pojawiają się, żyją kilka miesięcy, wypełniając swoją rolę dla innych, po czym – umierają. Powstają nowe. A wszystko po to, żeby trwał mózg, by istnieć mogła nasza świadomość. Życie jest procesem samoorganizującym się. Rozwój jest współpracą i poświęceniem. Rozwój to podział i odmienność ról.
Rozpad – indukowany uporczywie i przemożnie – przejawia się egoizmem. Egoizmem ludzi, egoizmem grup ludzkich, egoizmem komórek. Nikt i nic, nie żyje DLA SIEBIE, jeśli patrzymy na życie jako rozwój. Ale życie DLA SIEBIE stało się wzorcem i normą. I destrukcji poddawane są społeczne ROLE, które przecież są warunkiem zaistnienia współpracującego systemu, rozwoju ludzkości.
W następstwie egoizmu (DLA SIEBIE), destrukcji ról społecznych, nastawienia na zysk, pojawia się nieskończona liczba zachowań wykorzystujących. Wykorzystujących innych. Zjawisko “żywienia się kosztem innych”, “konsumowania” innych. Zjawisko będące istotą Zła, którego personalny charakter został już odwołany przez generała zakonu jezuitów, z którego pochodzi papież.
Czy Zło jest osobą czy nie, to zagadnienie natury religijnej, natomiast jego realność i wpływ na rzeczywistość, wydaje się dużo bardziej dotykalny i możliwy do zaobserwowania. Może także dlatego, z opisu eksperymentu Calhouna na wikipedii, wymazano pojawienie się zachowań homoseksualnych jako symptomu procesu destrukcji stada, prowadzącego do śmierci wszystkich osobników.
Ten świat nie jest dobrym światem, choć wciąż żyją w nim dobrzy ludzie. Nie mamy wyjścia. Uczepić się wypada tych słów, że “Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”. Albo dać sobie spokój i mieć nadzieję, że – nie przyjdą po nas. Ostatnie występy ministra Pinkasa, rządu, wskazywać się zdają, że jednak przyjdą, już idą, już tu są, już się nami zajmują, choć jeszcze nie w pełni to widzimy. Ciemność. Rośnie.