Wielka Czwórka czyli religijna droga na manowce

 

Co robić, by być dobrym chrześcijaninem, by się zbawić, by być „żołnierzem Nieba” a nie piekła?

Odpowiedzią na to pytanie jest „Wielka Czwórka” czyli dwie pary jasnych postulatów, dotyczących każdego religijnego człowieka.

Po pierwsze trzeba Należeć do kościoła. To początek. Bez tego nie da się pójść dalej ani niczego osiągnąć. Ważne jest by należeć do właściwego kościoła, bo gdy się należy do niewłaściwego, to wszystko na nic, zamiast być na drodze do Nieba, człowiek podąża w jakieś ciemne rejony.

Po drugie trzeba Uczestniczyć. Brać czynny udział w życiu kościoła. Trzeba brać udział w uroczystościach, modlitwach, sakramentach.

Do tych dwóch niejako zewnętrznych warunków dochodzą dwa następne, które są równoczesne z dwoma pierwszymi.

Po trzecie należy Wierzyć. Wierzyć w Boga i to w ten sposób, jaki naucza osoba duchowna nam przypisana, a nie po swojemu.

Po czwarte należy Obwiniać i potępiać. Obwiniać siebie, i to istotne innych, o grzech. Należy dostrzegać grzech, zepsucie i winę u tych, co się dopuszczają nieprawości i przestępowania zasad. Oczywistą winą jest brak poczucia winy.

A jednak czy „Wielka Czwórka” jest wystarczająca? Czy wystarczy Należeć, z zapałem Uczestniczyć, w Boga Wierzyć i grzech Potępiać, i siebie oraz innych Obwiniać, by być dobrym chrześcijaninem? Czy może być tak, że wypełnianie tych postulatów wcale z ludzi chrześcijan nie czyni, a może być wręcz odwrotnie, że czynić z nich może anychrześcijan?

Jak w ogóle sprawdzić, czy jacyś ludzie to chrześcijanie, czy wcale nie i za takich się jedynie podają, i tak siebie nazywają, a tymczasem są chrześcijaństwa wrogami, przedrzeźniaczami i de facto wrogami? Kryterium jest jasne i słyszymy je niemal od zawsze. To właśnie „Wielka Czwórka”: czy należą, czy uczestniczą, czy wierzą, czy mają świadomość grzechu i go potępiają.

A gdyby przyjęcie owego zbioru czterech postulatów za kryterium dokonywanej oceny było błędem? Co wtedy?

Czy z formalnej przynależności do kościoła realnie coś wynika? Czy przynależność do kościoła zezwalającego na powtórne małżeństwa (kościół prawosławny) jest ok? Czy w ogóle można przynależeć do innego kościoła? Czy ci wszyscy ludzie z innych kościołów się zbawią? To co, można? Przecież nawet nawet między kościołami katolickim w różnych krajach są duże różnice.

Co to właściwie znaczy kościół? To słowo, to pierwotnie ecclesia i oznacza zgromadzenie, a nie instytucję. Zgromadzenie tych, co wierzą w Jezusa. Wszystkich. To zgromadzenie, ecclesia, jest „ciałem Pana Jezusa”. Tymczasem instytucje się podzieliły i każda walczy o swoich wyznawców, stąd tylko nasz kościół święty, tylko nasz prawdziwy, bo tam… błędy i zepsucie.

Czy wystarczy należeć i uczestniczyć? Brać udział, modlić się. „Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7, 21). Więc można uczestniczyć i się modlić, i… zostać na zewnątrz?

Czy może poprawna wiara w Boga, wyznawana w „credo”, zgodna z tym, co naucza kościół, a konkretnie dostępna nam osoba duchowna, może stanowić gwarancję zbawienia, dać pewność tego, że jesteśmy chrześcijanami? „Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą” – pisze św. Jakub w swoim liście (Jk 2,19). Stąd sama wiara w Boga, choćby najpoprawniejsza zdaje się nie wystarczać.

Z grzechem walczymy głównie u innych. To u nich dostrzegamy najwyraźniej nieprawość, podłość, zepsucie. Jak posłuchamy kazań, to piętnowanie zepsutego Zachodu, tych i tamtych, i owamtych. Ostatnio piętnowanie papieża. Bierzemy sobie to do serca. Im bardziej potępiamy, piętnujemy, tym lepszymi jesteśmy chrześcijanami. Widzimy bowiem jacy inni są źli i mali, i jacy my jesteśmy dobrzy, ich potępiając, i oczywiście potępiając samych siebie, ale to czasem mniej. Tymczasem „Nie przyszedłem (…) po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić”  i „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony„.

To kto jest właściwie chrześcijaninem? Jakie jest kryterium byśmy poznali, że „ci” to chrześcijanie, a „tamci” wcale nie?

Wydaje się, że takie kryterium jest dość proste i można łatwo zweryfikować z kim mamy do czynienia. Jezus powiedział, że do jego królestwa wejdą ci, którzy czynią wolę Ojca jego. Ale jaka ta wola jest? Co należy czynić? Czy nie chodzić do właściwego kościoła, przystępować, modlić się, potępiać grzech, prawidłowo wierzyć? Co należy czynić?

Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!
Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
(…)
Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili„.

Podobne przesłanie ma przypowieść o dwóch synach, z których wiernym okazał się nie ten, który z ojcem się zgadzał, ale nie uczynił tego, o co był proszony, ale ten, co się ojcu sprzeciwiał i odmawiał, ale zrobił to, o co ojciec prosił. Ostatecznie Jezus pozwala nam łatwo zweryfikować i poznać, czy jesteśmy jego uczniami: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali„.

I cóż można powiedzieć o nas, Polakach, wychowanych i ukształtowanych w duchu wspomnianych początku zasad religijnych? „„Klęską dzisiejszego życia publicznego jest nienawiść, która dzieli obywateli Państwa na nieprzejednane obozy, postępuje z  przeciwnikami politycznymi jak z ludźmi złej woli, poniewiera ich bez względu na godność człowieczą i narodową” Życia dzisiejszego? Ano dzisiejszego, mimo że prymas Hlond pisał te słowa w 1932 roku.

Ludwik Jerzy Kern napisał za to w 1971 roku wiersz:

„(…)

Francuz Francuzowi
Funduje ślimaka,
A Polak najchętniej
Podgryza Polaka.

Hiszpanowi Hiszpan
Gra na tamburynie,
A Polak podkłada
Polakowi świnie.

Włoch tak kocha Włocha
Jak pawica pawia.
A Polaka Polak
Do wiatru wystawia.

Anglikowi Anglik
Robi przyjemności,
Polak Polakowi
Przykrości zazdrości. (…)

I to już cała prawda. Dziesiątki jej przejawów, w toku różnych relacji społecznych każdy z nas może obserwować samodzielnie. Takie życie, tacy ludzie, takie efekty wychowania i nauczania. Problem z Wielką Czwórką – właściwie „Należeć, Uczestniczyć, Wierzyć, Obwiniać” jest taki, że nie daje ona w efekcie chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo bowiem nie jest religią, tylko RELACJĄ MIŁOŚCI z Bogiem i z ludźmi. A ta RELACJA staje się możliwa wskutek śmierci egoistycznie nastawionego „ja”, to znaczy ukształtowanego wcześniej człowieka – jego osobowości. „Kto zachowa swoje życie, straci je. Kto straci swoje życie z mojego powodu, ten je zachowa„.

Zamiast anihilacji egoistycznego „ja”, prowadzącej do postawy i relacji miłości, Wielka Czwórka czyni z ludźmi czasem coś przeciwnego. Powoduje nadymanie siebie i eskalację postaw i zachowań negatywnych. To właśnie opisywał kard. Hlond pisząc, iż szerzy się „nienawiść”, to widać i słychać na ekranach telewizyjnych i komputerowych. Człowiek, stosując błędne kryterium utwierdza się w przekonaniu, że jest dobry, gdy tymczasem jedyna prawda jest taka, że się utwierdza i umacnia, w tym jaki jest.

Stosowanie kryterium Wielkiej Czwórki może oślepiać ludzi i czasem wręcz utrwalać ich w zachowaniach i postawach antychrześcijańskich, pełnych pogardy, niechęci, wyrażania agresji i  negatywnych emocji względem innych. Ludzie ci, zostają zamknięci w kręgu negatywnego życia, ich zachowania ulegają utrwaleniu i upowszechnieniu, a elementy relacji pozytywnych zostają ograniczone do wąskiego grona bliskich lub tak samo myślących „bliźnich”. I nie ma jak się z tego wycofać, bo są nauczani, że są dobrzy, bo chodzą do kościoła, uczestniczą i wierzą. I tak „umocnieni” realizują swoje życie, być może, w drodze na manowce.

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *