Być może najważniejszym pytaniem o początek “koronawirusa”, nie są pytania o to, jak i gdzie powstał, tylko niepozorne pytanie o to KIEDY wszedł w kontakt z ludzką populacją.
Obraz sytuacji – zaraźliwość
“W środę podczas konferencji prasowej minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski poinformował o PIERWSZYM przypadku koronawirusa w Polsce.” Miało to miejsce 3 marca 2020 roku. Trzy dni później – 6 marca zarejestrowaliśmy już 4 przypadki! A potem nastąpił lawinowy wzrost:
Każdy może zobaczyć, tę wznoszącą się do góry gwałtownie krzywą, która ustabilizowała się od ok połowy kwietnia.
Jeśli weźmiemy inny przypadek, np. Francji, to przypadki infekcji wyglądają tak:
2 marca było 61 przypadków dziennie (wszystkich 212), 4 marca już 73, a potem gwałtowna jazda w górę do tysięcy nowych przypadków dziennie.
Te dwa przykłady ilustrują jak zaraźliwy jest SARS-CoV-2, wirus powodujący tę straszną epidemię, z którą zmagają się rządy, społeczeństwa i narody.
Zaraźliwość SARS-CoV-2 była od samego początku jego najgroźniejszą cechą. Ten nowy koronawirus jest wielokrotnie bardziej zaraźliwy niż zwykła grypa. Roznosi się błyskawicznie. Zaraża, szczególnie w przypadku normalnego życia ludzi, poruszania się środkami komunikacji (metro), wszelkie spotkania towarzyskie, o sportowych czy rozrywkowych imprezach nie wspominając. Targowiska, szkoły, miejsca pracy. 31 marca we Francji, a więc 4 tygodnie po pierwszym wpisie rejestrującym 61 przypadków, jednego dnia zarejestrowano 7 500 takich przypadków. Całkowita liczba przypadków infekcji zmieniła się z 212 na 52 tysiące. Te liczby mówią same za siebie.
Środki zaradcze – ograniczenia
Aby zapobiec gwałtownemu rozprzestrzenianiu się epidemii, rządy wprowadziły tzw. lockdown, a więc zamknięcie szeregu obszarów życia i aktywności ludzi, zamykając ich de facto w domach, przez większość czasu i karząc za kontakty z innymi.
Te ostre działania – słynne w Polsce maseczki Szumowskiego – miały jeden cel, spowolnić rozprzestrzeniania się zaraźliwego wirusa, zapobiec sytuacji, gdzie masowe zachorowania spowodują zapaść systemu opieki zdrowotnej i falę zgonów.
Zaraźliwość wirusa podawana przez naukowców wyraża się liczbą “basic reproduction number”, która z grubsza mówi ilu nowych nosicieli zarazi zainfekowany. Dla grypy ten wskaźnik wynosi ok. 1,3, dla SARS-CoV-2 wyliczany jest na ok 2,5 – 3, a pewne opracowania i modele mówiły o wartości 6.
Dość powiedzieć, że koronawirus jest WIELOKROTNIE bardziej zaraźliwy od grypy, co widać na wykresach powyżej i co znalazło odbicie w niespotykanych w historii świata ograniczeniach życia ludzi wprowadzonych przez władze.
Kiedy?…
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to pytanie o początek epidemii, gdyby nie pytanie o to, KIEDY wirus zaczął się rozpowszechniać w populacji ludzkiej.
Wydaje się nam, że w Polsce zaczął się rozpowszechniać od marca – jak zresztą podał minister Szumowski, mówiąc o PIERWSZYM przypadku koronawirusa w Polsce. We Francji, gdzieś od końca lutego. W Chinach już na początku stycznia 2020.
Tyle, że to wszystko… nieprawda.
Wg najnowszych badań i informacji, wiemy, że infekcja koronawirusem trwała w społeczeństwach Świata, a w szczególności Europy miesiące wcześniej przed datami uważanymi dotychczas za początek infekcji.
We Francji poddano testom próbki pobrane od pacjentów z niewydolnością płuc, z grudnia 2019 roku i… otrzymano wynik pozytywny. Ponieważ test był na próbce z 24 grudnia, a pacjent był chory od dwóch tygodni, to przesuwa moment zaistnienia koronawirusa we Francji, na… początek grudnia.
Ale to nie koniec. Znając obecnie obraz chorobowy Covid-19 a więc szczególny charakter zmian w płucach, inny od powodowanych powikłaniami grypy, naukowcy sprawdzili zdjęcia takich powikłań z listopada 2019 i znaleźli takie, które dokładnie odpowiadają obrazowi choroby Covid-19. “Covid-19 był we Francji już w listopadzie, podaje francuski szpital po analizie obrazów klatki piersiowej” – artykuł msm.
Naukowcy, badając aktualne mutacje koronawirusa z różnych miejsc świata, dochodzą do wniosku, że możemy datować jego pojawianie się, na okres pomiędzy 6 października a 11 grudnia 2019 roku.
Na dziś, istnienie wirusa i choroby nim wywoływanej we Francji i prawdopodobnie w innych krajach Europy, możemy datować na listopad 2019 roku.
Co może zmieniać, zmiana daty początku infekcji?
Otóż… wszystko. Listopad 2019. Wirus jest obecny i zakaża we Francji. Ludzie chorują. Jego zaraźliwość jest bezprecedensowa. Odbywają się wszystkie imprezy masowe. Ludzie się spotykają. Dzieci chodzą do szkoły. Metro wypełnione pasażerami, czasem “na śledzia”, funkcjonuje codziennie. Targi, imprezy, zero rękawic, maseczek itp.
W tej sytuacji wirus rozprzestrzenia się lawinowo, liczba śmierci gwałtownie rośnie. Szpitale są przepełnione. Bo… brak kwarantanny, środków społecznej izolacji, bo ludzie się masowo, ze sobą spotykają bez żadnych środków ochrony.
A jednak… nic takiego nie miało miejsca. Dlaczego? Co było lub mogło być inaczej?
1. Wirus jest bardzo słabo zaraźliwy. To by sprawiało, że przez następne trzy-cztery miesiące niemal nikt się nie zaraził.
2. Wirus jest, w sensie zagrożenia społecznego, całkowicie niegroźny. Ludzie umierają, ale liczba takich śmierci, nie budzi alarmu.
3. Wirus jest średnio zaraźliwy, ale społecznie niegroźny. Zatem istnieje w populacji na jakimś poziomie, ale liczba ostrych, innych od spotykanych, powikłań obrazujących Covid-19, nie budzi niczyjego zainteresowania.
Teraz… wiedząc, o tym wszystkim, odpalamy kampanię.
a) Identyfikujemy wirusa i głośno o nim mówimy.
b) Zaczynamy TESTOWANIE ludzi, w związku z czym “nagle” pojawiają się zainfekowani i zmarli.
c) Bombardujemy społeczeństwa informacjami mającymi budzić przerażenie, o rekordowo rosnących infekcjach i liczbie zgonów. Umyka uwadze ludzi, przykutej do widoku trumien w Bergamo, iż PROPORCJA między liczbą testów, a liczbą podawaną jako “nowe przypadki” pozostaje generalnie STAŁA! A to znaczy, że wzrosty, którymi przerażamy ludzi, są wzrostami ilości wykonywanych testów, za które oczywiście płacą sowicie ci, co je wykonują.
d) Rządy, szantażowane modelami matematycznymi operującymi “niezwykłą zarażalnością” i “przerażającą śmiertelnością”, wprowadzają lockdown (zamknięcie) społeczeństw i gospodarek, zamiast objąć szczególną opieką osoby zagrożone i najstarsze, w tym domy “seniora”. 50 do 70% “zgonów Covid” w Europie ma miejsce w domach opieki na ludźmi starszymi!
e) Służba zdrowia ze swoimi procedurami leczenia i ochrony zdrowia przestaje być dostępna dla wielu osób. System odpornościowy ludzi ulega degradacji, w wyniku stresu, paniki, izolacji i zerwania relacji międzyludzkich, co szczególnie ważne dla osób starszych. Domy opieki społecznej, zostają bez należytej opieki, z Włoch np. wyjeżdża duża ilość osób pracujących tam jako opiekunki osób starszych.
f) Ludzie zaczynają umierać w szybszym tempie niż to miało miejsce dotychczas. Szczególnie, gdy gdzieś nawarstwą się przyczyny temu sprzyjające.
g) Z racji naturalnego rozpowszechnienia w populacji wirusa SARS-CoV-2, który jest w niej od miesięcy, u osób umierających wykrywa się jego obecność, na tej samej zasadzie, jak jest on obecny w całym społeczeństwie, np. u osób zdrowych, tj. bezobjawowych.
h) Liczbę śmierci z powodu infekcji zawyża się dziesiątki razy, kwalifikując jako takie wszystkie przypadki z pozytywnym wynikiem testu na infekcję lub nawet gdy tego nie ma, to nasuwające przypuszczenie, że mógł to być “Covid”.
i) Liczba “dodatkowych” zgonów jest nadal większa od manipulacyjnie wielokrotnie zawyżonej liczby śmierci z powodu “Covid”. Ludzie umierają wskutek różnego rodzaju skutków ograniczeń, które pogarszają zdrowie społeczeństwa.
j) Działania rządów polegające na zamknięciu gospodarek i społeczeństw, odsuwają w czasie moment zakończenia się infekcji w społeczeństwie. Za cenę życia ludzi i niewyobrażalnych strat gospodarczo-mateialnych, przedłuża się infekcję i uprawdopododabnia jej powrót jesienią.
Sumując.
Jeśli na pytanie KIEDY zaczęła się infekcja SARS-CoV-2 w Europie odpowiemy, że w listopadzie-grudniu 2019, to dystansowanie społeczne nie ma sensu, a cena płacona przez ludzi za to dystansowanie – nie ma uzasadnienia. Wprowadzone ograniczenia należałoby zatem znieść, jako przynoszące szkody.