Jak zostałem wyproszony ze mszy świętej w niedzielę

 

Przyznaję, zachowałem się nieodpowiedzialnie i chciałem “na żywo” wziąć udział we mszy świętej w niedzielę. Trudno zgadnąć dlaczego, bo w końcu można i należy przez radio albo internet, albo nawet telewizję, gdzie wszystko widać nawet lepiej niż w kościele, bo się – bywa – daleko stoi i ktoś wyższy zasłania, a może w ogóle w bocznej nawie, to widać tylko filar przed człowiekiem, jakiś obraz albo relikwie.

Może duch przekory mnie podkusił? Może nawyk, jaki człowiek wyrobił sobie przez całe życie. Może odruch buntu przeciw temu całemu zamykaniu. W końcu zamkną nas w jakimś szpitalu wariatów dla naszego dobra i oczywiście za naszą zgodą, gdyż wszystko zrozumiemy i odpowiedzialnie sami zajmiemy odpowiednią celę, o przepraszam, pokój.

Ponadto te kalkulacje. Myślę sobie – kościół duży, w niedzielę na sumie to 500 osób wejdzie, długi, dwie boczne nawy, 5 osób? Serio? 5? Przecież chodzę do biedronki. W kościele nikogo dotykał nie będę, nawet do komunii nie pójdę zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia z dnia 7 maja 2020r. Tylko sobie postoję, gdzieś się schowam, może za filarem właśnie. W linii prostej do księdza i pozotałych, to będzie 20-30 metrów, nawet jakbym był szósty, to może ksiądz policji nie wezwie, bo mandaty zdajsie w tysiące złotych.

No po polazłem głupi. Zaglądam. Wejściowe zamknięte. Kartka obok i informacja od rodaka, co przez szybkę zagląda do środka, że wejście jest bokiem, przez kaplicę. Zaiwaniam. Przechodzę. Drzwi. Klamka ustępuje, wchodzę do rozświetlonego wnętrza.

Nie wiem ile zrobiłem tych kroków, teraz myślę, że dwa, po przekroczeniu progu. Jak spod ziemi – co to za stwory wyrastają spod ziemi ? – wyrósł przede mną młody człowiek w albie. Alba to taka biała szata, co to ją noszą czasem księża, czasem zakonnicy, a czasem rycerze jedi, ale oni mają w innych kolorach.

– Nie wolno. Może być tylko pięć osób – wskazał za siebie. – Proszę wyjść.

Posłuszny jestem. Tak mie kościół wychował. Więc na pięcie, w wojsku też byłem, w tył zwrot i naprzód marsz. Potem słońce, liście, co dopiero się pojawiają w postaci zawiązków, błękitne niebo. Chciałem jeszcze w przedsionku, przed kościołem, ale zmyślnie wyłączyli wszystkie głośniki, więc czterdzieści metrów dalej, widoczny spoza szybki ksiądz był w 100% niesłyszalny.

I zrozumiałem. Głęboką mądrość i odpowiedzialność kościoła, który by moje własne zdrowie zabezpieczyć przed moją własną wolną wolą, realizuje dokładnie zalecenia rządu. Dożyliśmy pięknych czasów. Niechby tylko taki proboszcz spróbował się wychylić. Oj byłaby, była… kampania. Nie. To nie ze strachu. Nikt nie robi w portki. To wszystko jest odpowiedzialność i troska o tych, co jak ja o odpowiedzialności zapominają.

Takie osoby dla ich własnego dobra należy pozbawić prawa wyboru, możliwości podejmowania ryzyka. To nic innego jak kontynuacja przepisu o pasach w samochodzie. Ale nie. To jest sensowniejsze, bo chroni nie tylko tego, kto przyjdzie na mszę, ale i wszystkich innych. Bo to dla innych stwarzamy zagrożenie, gdy sami nie zamykamy się w domu.

I tylko ten prosty fakt zostaje. Że po raz pierwszy w życiu, duchowni, tu posługując się młodym człowiekiem, wyprosili mnie w niedzielę ze mszy świętej. Dobrze zrobili. Wszyscy musimy dorastać, do nowej rzeczywistość. A może… to jakiś znak czasu?

Nie bądź obojętny, udostępnij dalej...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *