Szymon Szołownia, łamane przez ShowOwnia/Howownia/Hołownia, nawet przez swoje nazwisko skojarzone z zajęciem staje się pewnym symbolem, symbolem nowych czasów, których głównym wyznacznikiem jest wyzwolenie człowieka. Taki cel stawiają sobie demiurgowie współczesnej rzeczywistości, o których trudno coś powiedzieć, poza tym, że jakoś muszą istnieć.
Szymon Szołownia kojarzy się dobrze. Po prostu dobrze. Jest młody, inteligentny, nowoczesny, jest przyjacielem wszystkich artystów, Prokopów, Welmanek i całego postępowego świata mediów. Potrafi się odnaleźć w kościele, bo w niejednym przecież był, sprzedając swoje książki, o przepraszam, głosząc dobre słowo o chrześcijaństwie. Jest przyjacielem Matki Ziemi i niesie pomoc Afryce, w ramach swoich działań charytatywnych.
W zasadzie człowiek kryształ z każdej strony. Prawdziwy nie ukrywający swojej wiary chrześcijanin. Prawdziwy, dający świadectwo działaniami charytatywnym człowiek. Prawdziwy wreszcie przedstawiciel oświecenia i postępu, który kaganek nowoczesności wnosi w ciemną rzeczywistość zaściankowej konserwy.
Na dodatek, Szymon nie jest ze świata polityki, co w dzisiejszym paranoicznym świecie jest zaletą osoby za politykę się biorącej. To tak, jakby ludzie cenić zaczęli lekarzy, którzy nikogo wcześniej nie leczyli, górskich przewodników, co nie chodzili po górach, a na kucharza chcieli kogoś, kto ma tę zaletę, że nigdy wcześniej niczego nie ugotował.
To nastawienie pozytywne dla walorów politycznych osób spoza polityki, jest wyrazem prostego spostrzeżenia, że polityka stała się niebywałem brudem, zespołem takich kompromisów, który zwykły człowiek zrozumieć nie może, że jest – ta polityka – jakąś na poły upiorną rzeczywistością, którą najlepiej, żeby ktoś z zewnątrz oczyścił, bo tak dalej się nie da. I stąd tak proste i błyskotliwe kariery jak Emanuela Macron’a, pana Zelenskiego i wielu innych osób.
Czy rzeczywiście jednak Szymon Szołownia ma same zalety, plasujące go na topie potencjalnych kandydatów na prezydenta RP? Oczywiście, ma poparcie społeczne zagranicznego biznesu, co u nas niesłychanie ważne. Oczywiście jest spoza świata polityki, oczywiście posiada wszystkie w.w zalety. A jednak, gdy przyjrzeć się bliżej, rzeczywistość traci walor lukru i spod spodu wyłania się mniej atrakcyjna, ale za to prawdziwa rzeczywistość.
Zwróćmy uwagę na dwa jej aspekty. Po pierwsze pan Szymon jest przedstawicielem współczesnej, ciemnej triady postępu. Jest to zbiór trzech postaw dający się wyrazić następująco:
- genderyzm, elgiebetyzm, fomunizm
- miłość do Matki Ziemi
- miłość do uchodźców
Gdy popatrzymy na osoby prezentujące JEDEN z elementów triady postępu, łatwo, i z pewnym zdumieniem, znajdziemy dwa pozostałe. Te elementy w niewytłumaczalny sposób zwykle łączą się ze sobą w ludziach, tak jakby zostały zaprojektowane po temu właśnie, tak jakby łączył je w jedno jakiś jeden cel, intencja, perspektywa. Niczym pierścień Saurona, spinający pozostałe w całość.
Ciemna triada postępu jest w Polsce reprezentowana m.in. przez część osób skupionych wokół środowiska deon.pl, w świecie politycznym przez ruchy lewicujące, a w sumie, niemal wszystkie podmioty sceny politycznej trochę lewicyzują, bo jako się rzekło, poparcie “dodatkowe” odgrywa niebagatelną rolę.
Pierwszy element triady chce wyzwolić człowieka z historii, z tradycji, z płci, z pociągu płciowego heteroseksualnego, z rodziny i z męskości. Wszystkie te wymienione elementy są postrzegane jako opresja i zagrożenie dla wolnego, mającego się narodzić na nowo człowieka.
Drugi element nie jest tradycyjnie rozumianą troską o przyrodę. Jest on przesunięciem punktów ważności. To Matka Ziemia jest na pierwszym miejscu, a ludzie są na drugim. Uzasadnienia tego poglądu są z grubsza dwa. To jawno-publiczne, że ludzie przemijają a Ziemia trwa, więc jest ważniejsza od ludzi, zwłaszcza żyjących TERAZ. Jest ważniejsza od nich, bo jest także własnością ludzi żyjących za tysiąc lat. To drugie jest dla bardziej wtajemniczonych i przypisuje, to nie żarty, Ziemi podmiotowość świadomościową. Ziemia jest w nim żywym organizmem, Matką wszelkiego życia, której należny jest szacunek i cześć.
Więc drugi element Triady odwraca prządek antropocentryczny. To nie człowiek, jest na pierwszym miejscu i ma czynić ziemię sobie poddaną. To Ziemia jest na pierwszym miejscu, a ludzie są przygodnym na niej bytem, który obowiązany jest tej Ziemi służyć i o nią dbać (dla dobra samej Ziemi i przyszłych pokoleń). Konsekwencją tego odwrócenia jest wniosek, że wobec spraw ZIEMI, ludzie się nie liczą. Nie mają praw. Nie przysługuje im nic, jeśli wchodzą w konflikt z Matką Ziemią. Ludzie muszą być podporządkowani, a jeśli nie, to Ziemia być może powinna być “odludziona”.
Trzeci element ciemnej Triady postępu, to po prostu erozja cywilizacji. Cywilizacja bywa lepsza albo gorsza, weselsza albo smutniejsza itd. itp. niczym symfonia przez kogoś napisana. Jeśli jednak zaczniemy do niej wrzucać jakieś dźwięki z zewnątrz. A to dźwięk powietrza schodzącego z przebitej szkłem opony roweru, a to pierdzenie przybysza, który nie lubi makreli, a to pusty bęben ni przypiął ni przyłatał, to w zależności od nasycenia istniejącej symfonii dodatkami z zewnątrz, muzyka przestanie być jakąkolwiek melodią. Stanie się bełkotem, chaosem, ciemnością.
Opennes i inclusivness / otwartość i włączanie, to właśnie jest wyżej opisany proces nasycania istniejącej muzyki/cywilizacji dodatkami spoza niej. Ideami, poglądami i przede wszystkim ludźmi spoza niej. Sama idea otwartości posuniętej do wartości podstawowej i absolutnej jest absurdem. Otwartość jest potrzebna, by móc się rozwijać. Ale gdy otwartość staje się celem i zasadą działania, to nie ma niczego, co mogłoby być wzorcem, punktem odniesienia, elementem piękna lub brzydoty. Zostaje chaos i bulgot, i wrzenie istnienia, którego pochodnymi są ból i szaleństwo.
Więc wszystkie trzy elementy ciemnej Triady postępu, wyznawanej przez ludzi postępowych, mierzyć wydają się w jeden cel, w destrukcję rzeczywistości stworzoną przez ludzi. W rozmontowanie cywilizacji. W rozbicie istniejących struktur społecznych, czy to będzie struktura państwa czy struktura rodziny. Ostatecznie Triada ta mierzy w rozbicie samego człowieka, w wyzwolenie go z rozumu, w odtworzenie go na nowo, jako homo “czuciowus” – osoba kierująca się w postrzeganiu i działaniu, wyłącznie przeżywanymi impulsami odczuć i emocji, wolna od refleksji własnego niezgodnego z otoczeniem zdania, wolna od rozumu, szczęśliwa w wyniku emocjonalnych doznań dostarczanych przez specjalistów i funkcjonariuszy medialnych.
I tu ponownie możemy wrócić do naszego kandydata na prezydenta RP, który sprawnie wpisuje się w budowę nowego, lepszego świata imienia George’a Orwella i Aldous’a Huxleya.
Można, rzecz jasna, zaklinać rzeczywistość, bajając że kryzys klimatyczny wymyślił Soros, a polski węgiel to miód na polskie płuca. Rachunek – powtarzam – przyjdzie bankowo.
Pan Szymon wie, co mówi, ale nie do końca. Ów rachunek bowiem JUŻ przychodzi, my płacimy, a wystawiają go sponsorzy poglądów pana Szymona. Handel uprawnieniami emisji CO2 przejdzie do historii świata, mniejsza już o to, w jakich charakterze.
I o czymkolwiek będą chcieli nam mówić partyjni urzędnicy, trzeba przerywać im w pół zdania i pytać: świetnie, a co z powietrzem? Ziemią? Co z wodą?!
Można by potraktować te wskazówki Pana Szymona jako żart, tymczasem pobieżna lektura komentarzy pod jego wpisami na fb daje pewność, że b.wiele osób traktuje je z całą powagą. Histeria na pograniczu psychozy staje się indukowanym stanem umysłów wyznawców Szymona H.
Sprawa jest prosta, więc wyrażę ją w żołnierskich słowach: Polska potrzebuje przywódców nie raz w roku zbierających papierki dla picu, ale takich, dla których sprawa naszego środowiska jest absolutnie priorytetowa. CODZIENNIE. Od rana do wieczora. I w nocy. Na innych, dziś, zwyczajnie nas już nie stać. W grę wchodzi życie mojej córki
Nikomu nie należy życzyć aby znalazł się w sytuacji, gdzie w grę będzie wchodzić życie jego dziecka, takie manipulacyjnie grube, ale skuteczne w efektach, aberracje to coś naprawdę smutnego. To robienie ludziom przysłowiowej wody z mózgu, to poziom absurdu, z którym nawet nie ma jak rozmawiać, bo jest już poza jakąkolwiek przytomnością czy racjonalnością.
W świecie w którym kościół i religia straciły swoje miejsce, w którym ksiądz przestał być prorokiem, a stał się “Kancelaria będzie czynna od 7:00 do 7:30”, zapotrzebowanie ludzi na proroków i chęć religijnego zaangażowania nie ustały. Szczególnie boleśnie doświadczają tego “gwiazdy medialne”, które – z racji lśnienia, jakie zapewnia im miliony i miliardy odświetleń na ekranach zwróconych wprost do ludzkich oczu – stają się naturalnymi kandydatami na para-religijnych proroków i przywódców. Jest to tym bardziej możliwe, że rozum jako rozum, został już ośmieszony i “zakazany”, a jego miejsce zajął kult CZUCIA.
Przykładem takiego para-religijno-politycznego awansu jest chyba osoba Marusza Maxa Kolonko. Ten przesympatyczny dziennikarz, łebski facet, robiący bardzo ciekawe i dobre programy fachowiec medialny, poszedł w politykę i stworzył jakąś formację #Revolution czy jakoś tak. Max zamknął się w jakimś własnym serwerze z ponoć tysiącami płacących na tę imprezę zwolenników i… odleciał. Aż przykro patrzeć było, na jakieś późniejsze fragmenty, zamieszczane na youTube. Jeśli nie były zmanipulowane, to zdawały się świadczyć, że facet uznał siebie właśnie za quasi-proroka z misją i wyznawcami.
Podobny mechanizm może dotyczyć – oby nie – pana Szymonka. Przejrzenie jego wpisów, dialogu z komentującymi i postaw osób go wspierających, znów nasuwa na myśl mechanizmy para-religijne. Z komentarzy przebija zupełnie pozbawione równowagi uwielbienie dla osoby i mądrości “proroka”. Osoby wyrażające wątpliwości czy zdania przeciwne są brutalnie, po chamsku atakowane, usuwane i blokowane – wszystko w imię ochrony “proroka” i głoszonych przez niego “prawd”. Całość zaczyna przypominać grupę czcicieli i para-mesjasza z misją zbawienia ludzi.
W całym tym krajobrazie przemian religijnych i politycznych, przy zetknięciu się z ich propagatorami, zwykły ksiądz nawet trochę safanduła, czy zwykły polityk, nawet trochę interesowny – jawią się jako ostatnie kamienie milowe normalności, do których jeszcze można się jakoś odnieść, z którymi można żyć, zgadzać się nie zgadzać, ale sensownie współistnieć, bo to ludzie, a nie tępi ideolodzy, pragnący z nas tworzyć nowego człowieka bez właściwości, bez rozumu, wyzwolonego z wartości, cywilizacji, rodziny i tożsamości, oddającego cześć medialnym, wystruganym na poczekaniu, gwiazdkom, przeżywającego swoje emocje, jako ostateczne doznania w drodze do lepszej przyszłości Matki Ziemi.