**** Ostrzeżenie – tekst zawiera wulgaryzmy i nawiązania do treści ****
Nie wiem, o czym jest film „Joker”, to pewnie dla specjalistów, intelektualistów, artystów i znawców. Może to sprawny thriller z odrobiną odjechanej muzyki, może popis aktorski, może historia moralizująca o tym, że nawet przestępcy mają swoje powody, do bycia takimi, jakimi są. Nie mam pojęcia, więc wypada napisać, jak go odebrałem tak po prostu…
Podoba mi się muzyka. Depresyjne nuty snują się po ekranie, pogłębiają cienie ulic, wyostrzają ból i szaleństwo Arthura. Ludzie jak ludzie, sprawy jak sprawy „That’s Life” – („To życie”) pada wielokrotnie z ekranu, już to w formie sentencji, już jako piosenka. Właściwie „Joker” jest filmem o życiu. W jakimś mieście, które jest jak najbardziej typowe, ze wszystkim „och” i „ach”, ze wszystkimi ciemnymi stronami zaułków i ludzkich losów.
Władze miasta tną wydatki na opiekę społeczną, więc bohater i zajmująca się nim pracownica urzędu mogą się iść gonić, być wolni, sięgać po szczęście albo przykładnie żyć i robić karierę, jak to pisane wszystkim i tylko nieudacznicy z własnej winy tej kariery nie robią, bo są leniwi, bo są błaznami i klaunami.
Elita bawi się tymczasem i konsumuje kulturę. W blasku świateł, w kostiumie fraków, w poczuciu dobrze pełnionego życia, które jest poukładane, właściwie zaplanowane, realizowane. Nie robią nic złego, przynjamniej nic takiego złego. I chyba o tym właśnie, o tym małym, niedostrzegalnym podłym złu – jest ten film. O tym, co ono powoduje, co zmienia.
A zmienia wszystko. Zmienia świat. Zmienia ludzi. Tu cię pobiją, tam okradną albo oszukają. Tam ci ktoś nogę podstawi w ramach spraw zawodowych, no wiesz… zwykłe świństwo. Policjanci są niewinni, muszą w tym życiu jakoś przetrwać. Generalnie w tym świecie człowiek NIKOGO nie obchodzi, bo to świat złożony z samotnych jednostek usiłujących – jedne skuteczniej inne mniej – napełniać swoje otwory gębowe i wszelkie inne tym, co na świecie zdobędą, bo liczy się tylko „ja”, złowrogi narcyzm matki Alfreda, który z mniejszym i większym natężeniem staje się modus operandi ludzi.
Więc, w świecie wyścigu szczurów i dążeniu do szczęścia, atrofii i śmierci ulega coś ulotnego. Trudno to uchwycić, bo przecież ciągle, gdzieś się zdarzają i pozytywne zachowania. Tyle, że jest ich mniej i mniej, i nie są w stanie już podtrzymać rozpadającej się na części rzeczywistości. Śmierci ulega bowiem „sens” – sens bycia razem. Ludzie istnieją oddzielnie. Każdy dla siebie. Taki świat, taka moda, ktoś powie – Joker powie – nie ludzka.
Więc w tym opętanym świecie jedynym sensem, jedyną realną zasadą, staje się przemoc, agresja i w sumie zło. Wymierzane najpierw tym co ranią, potem tym, co obojętni, na koniec też przypadkowym, bo to nie laser – to zło, tylko tsunami zalewające ulice miasta, budynki, place, sypialnie. Bo wszystko skażone.
Dobro w takim świecie traci materialność, przestaje być podstawowym doświadczeniem człowieka, doświadczeniem, w którym może zamieszkać, o które może się oprzeć, którym może żyć i je wzbogacać. Ludzie, jak Arthur, zostają sami, oślepiani światami miasta, potrącani przez samochody, używani przez polityków i media. Tylko odwet i gniew mają sens, inaczej, potwór Pana Cogito, wdepcze ludzi w ziemię, wbije ich w błoto i się rozpuszczą, w jakiejś mieszaninie dni i nocy, aż przestaną istnieć, pełnić jakąś użyteczną rolę.
Więc film jest oskarżeniem. Oskarżeniem każdego, za każde choćby najmniejsze zło. Za skurwysyństwo, za maleńkie oszustewko, za pierdolenie do innych nienawistnym slangiem, za wspinanie się po plecach innych, za pogardę, brak empatii i kurewską obojętność. Słowa z ekranu: „Ludzie już przestają umieć czuć. Czuć, co czuje inny.”
Każdy z nas się do budowy tego świata przyczynia. I potem nie „Joker” ale podobny psychopata, tyle że w nieskazitelnie białym kołnierzyku, siedząc za stołem i próbując eko-obiad srebrnymi sztućcami powie sobie – Sami tego chcieliście. Tylko na to zasługujecie. – I będzie miał rację. Niestety.
Recenzje innych filmów: TUTAJ
Joker funkcjonuje w mieście zła o nazwie Gotham. W masowej pop-kulturze Joker funkcjonuje jako uosobienie zła tego miasta. Jednocześnie joker w grach kartacianych to karta,. która moze zastąpić dowolną inną kartę. Stąd wielowymiarowość postaci i jej niespodziewane zmiany.
Gotham to wytwór anglosaskiej kultury, która komercjalizuje nawet zło i czerpie z tej komercjalizacji zyski. Gotham to karykatura realności, niemniej mająca do tej realności realne odniesienia.
Na marginesie tego filmu w realności medialnej rozgrywa się sprawa nowego marszałka Senatu RP, ponoć trzeciej osoby w państwie. Pan marszałek został medialnie oskarżony o uzależnienie przeprowadzenia operacji na chorej od datku w wysokości 500 dolarów na czasopisma medyczne. Od sprawy minęło ponad 20 lat. Wątpliwe, aby zachowały się jakiekolwiek wykazy wpłat. Oskarżająca jest nie byle kim, bo profesorem uniwersytetu w Szczecinie. Sprawa bulwersuje, bo jedna z najważniejszych osób w państwie może nie spełniać podstawowych standardsów uczciwości, a kieruje już izbą wyższą polskiego parlamentu. Ponoć badany jest wielki majątek pana marszałka i jego pochodzenie. Ale jeśli nie zachowuje się uczciwości w „małych” sprawach to mogą wyjść szwindle i w większych sprawach. Jeśli doniesienia się potwierdzą, to nie wróży nic dobrego dla Polski. Pan Marszałek zastąpił wiele kart w talii opozycji anty-PiS, czy się okaże Jokerem ?
Choć niczego to nie przesądza to ostatnio na swiecie jest moda na OSKARŻANIE. Co ciekawe, oskarżający, z reguły, nie muszą dowodzić prawdziwości swoich oskarżeń i… stało się to standardem, bo oskarżanie nic nie kosztuje. To oskarżony, w momencie oskarżenia go, staje pod pręgierzem i ma się tłumaczyć i udowadniać niewinność.
Jest to odwrót od cywilizacji i powrót do barbarii. Powinno być tak, że ten kto oskarża, ten dowodzi prawdziwości swojego oskarżenia. Jeśli nie potrafi dowieść tej prawdziwości, to powinien być skazany za pomówienie.
No niestety, sprawa nabiera rozpędu i nowego wymiaru. Do radnego PiS pana Guzikiewicza zgłosiła się kolejna osoba, która wpłaciła 2000 złotych w 2009 na konto obecnego pana Marszała Senatu. Pan radny Guzikiewicz przedłużył piłeczkę do prokuratury. Możliwa jest prowokacja, ale pan radny zrobił to powinien zrobić. W czasach PRL „dowody wdzięczności” były na porządku dziennym, możliwe że za dużo nie zmieniło sie od tamtych czasów w niektórych miejscach.
Co do mody na oskarżanie to rzeczywiście celebryci przypominają sobie, że w młodości byli molestowani przez kleryków, tak było ze śp. Olgą Jackowską, która przypomniała sobie o tym po pół wieku, a ostatnio ze znanym piosenkarzem panem Ogrodnikiem, który jednak nie uległ klerykowi i nie ma za złe jego niecnych propozycji.